ZGRYZOTA III, ALBO „SAMOTNOŚĆ DŁUGODYSTANSOWCA”

Zaczynam ten zapisek od… bajki Ignacego Krasickiego (1735-1801), która może posłużyć, jako owego zapisku motto:

 

PRZYJACIELE

 

Zajączek jeden młody

Korzystając z swobody

Pasł się trawką, ziółkami w polu i ogrodzie

Z każdym w zgodzie.

A że był bardzo grzeczny, rozkoszny i miły,

Bardzo go inne zwierzęta lubiły.

I on też, używając wszystkiego z weselem,

Wszystkich był przyjacielem.

Raz, gdy wyszedł w świtanie i bujał po łące,

Słyszy przerażające

Głosy trąb, psów szczekania, trzask wielki po lesie.

Stanął… Słucha… Dziwuje się…

A gdy się coraz zbliżał ów hałas, wrzask srogi,

Zając w nogi.

Wspojźrzy się poza siebie; aż tu psy i strzelce

Strwożon wielce,

Przecież wypadł na drogę, od psów się oddalił.

Spotkał konia, prosi go, iżby się użalił:

 „Weź mnie na grzbiet i unieś!” Koń na to: „Nie mogę

Ale od innych będziesz miał pewną załogę”.

Jakoż wół się nadarzył. „Ratuj, przyjacielu!”

Wół na to: „Takich jak ja zapewne niewielu

Znajdziesz, ale poczekaj i ukryj się w trawie,

Jałowica mnie czeka, niedługo zabawię.

A tymczasem masz kozła, co ci dopomoże”.

Kozieł: „Żal mi cię, niebożę!

Ale ci grzbietu nie dam, twardy, nie dogodzi:

Oto wełniasta owca niedaleko chodzi,

Będzie ci miętko siedzieć”. Owca rzecze:

„Ja nie przeczę,

Ale choć cię uniosę pomiędzy manowce,

Psy dogonią i zjedzą zająca i owcę.

Udaj się do cielęcia, które się tu pasie”.

„Jak ja ciebie mam wziąć na się,

Kiedy starsi nie wzięli?” – cielę na to rzekło;

I uciekło.

Gdy więc wszystkie sposoby ratunku upadły,

Wśród serdecznych przyjaciół psy zająca zjadły.

 

Zacznę jednak od tego, że odezwały się głosy, iż zbyt surowo oceniłem m.in. książki i twórczość reżyserską Jerzego Stuhra. Że gdybym był „w innym stanie ducha” itd. Otóż: nie!  Moi szanowni czytelnicy tych zapisków. „Inny stan ducha” nie ma tu nic (albo raczej niewiele) do rzeczy. „W sztuce nie ma taryfy ulgowej” – taka jest jedna z moich zasad. Nikt owej „taryfy ulgowej” nie stosuje ani wobec mojej twórczości literackiej, ani wobec mnie, więc dlaczego niby ja miałbym taką taryfę stosować wobec innych? A poza tym muszę być lojalny wobec Sztuki.

Często przytaczam powiedzenie Krzysztofa Zanussiego, „Lubię ludzi, ale się ich boję”. Bo ludzie są, niestety, bezwzględni i okrutni. W sytuacjach dramatycznych, czy też – mówiąc kolokwialnie – życiowych, nie sprawdzają się, nie można na nich liczyć. Wycofują się pod byle pretekstem, aby tylko nie zaangażować się, nie pomóc. Za to obserwują: czy dasz sobie radę, nagle przypominają, że to „ty masz obowiązek”, „bo tak mówi prawo” itd.

Są jednak wyjątki: dzięki W. za słowa wsparcia. Nigdy Ci tego nie zapomnę.

Kiedyś – to à propos współczucia – usłyszałem następujące stwierdzenie: „Jeśli mnie boli ząb, to choćby nie wiadomo kto i nie wiadomo jak bardzo by mi współczuł, to ząb boli… mnie”. Tak, są takie zdarzenia, sytuacje itd., których nikt za mnie, osobiście, nie przeżyje. Mówiąc wprost: nikt za mnie pójdzie do stomatologa, nikt za mnie nie umrze i nie położy się do trumny. Nikogo za mnie nie zakopią w grobie. To sytuacja dotyczy nie tylko mnie, ale i Ciebie mój czytelniku i wszystkich (wszystkich!!!) bez wyjątku.

Życie na pozór przebiega w miarę spokojnie: czytamy jakieś książki, które nie robią na nas większego wrażenia; no, ale przecież ktoś je napisał i trzeba je, na wszelki wypadek, pochwalić, bo być może kiedyś pochwalą i twoją książkę. Chodzimy na (coraz gorsze) filmy nie wiedząc, co to jest arcydzieło; no, ale przecież ktoś je wyreżyserował, więc wypada pochwalić. Chodzimy na sztuki teatralne, które wobec Teatru z lat np. 70-tych XX wieku są tandetą. Odwiedzamy ludzi, rozmawiamy z nimi, chociaż nie mamy najmniejszej ochoty ich ani odwiedzać, ani tym bardziej z nimi rozmawiać – słowem… „żyjemy”.

Jakiś czas temu zastanawiałem się nad projektem okładki do najnowszego tomu wierszy pt. Pod Księżycem Żniwiarzy. Przejrzałem tysiące (a może i więcej) grafik, obrazów olejnych, akwareli itd. Odwiedzałem galerie współczesnego malarstwa, rozmawiałem z grafikami, malarzami itd. I od razu mogę napisać, że tzw. współczesna sztuka, współczesne malarstwo absolutnie mi „nie pasuje”. Napatrzywszy się bowiem zachwycającego XIX wiecznego malarstwa znalazłem co najmniej kilkanaście obrazów, które mógłbym zamieścić na okładce tomiku. Ileż nade wszystko mam podziwu dla talentu malarskiego XIX wiecznych autorów.

Czyżby zatem ci współcześni malarze nie oglądali „dawnego” malarstwa? Jestem niemal pewien, że tak. Któregoś razu odwiedzałem nowoczesny szpital. A tam tu i ówdzie wisiały olbrzymie zapaćkane farbami olejnymi… „nowoczesne obrazy”. Zamiast upiększać szpeciły wielkie przestronne miejsca. Oto i „współczesna sztuka”.

W jakiejś wolnej chwili wyszukałem, na którymś z kanałów filmowych telewizji obsypany nagrodami kanadyjski film pt. Odwet, 2016, 106 min., reż Yan England. No i co z tego, że film jest bardzo ambitny i nagrodzony, jeśli jest kompletnie do niczego.

Podobny temat podjął w filmie Samotność długodystansowca (The Loneliness of the Long Distance Runner – 1962), 106 min., przedstawiciel angielskich „młodych gniewnych” Tony Richardson (1928-1991), który wyreżyserował również takie filmy jak:  Szarża lekkiej brygady (1968), Tom Jones (1963), Smak miodu (1961) i Miłość i gniew (1959).

Do dzisiaj pamiętam większość scen z tego filmu a nade wszystko znakomitą rolę Toma Courtenay’a jako Colina Smitha.

Filmy Jerzego Stuhra nie zrobiły na mnie żadnego wrażenia. Filmy Tony Richardsona pamiętam niemal wszystkie.

No i tak to, niestety, jest, że… „Gdy więc wszystkie sposoby ratunku upadły / Wśród serdecznych przyjaciół psy zająca zjadły”.

30 stycznia 2018 r.

Ps. Ktoś, w którymś momencie te moje zapiski nazwał… felietonami. Czemu nie? Chyba spełniają wszystkie kryteria felietonu.