Rzadko, bardzo rzadko kupuję czasopisma literackie. Zazwyczaj je tylko przeglądam i zawsze nadziwić się nie mogę: ileż w nich tekstu, a nie ma co czytać.
(Osobna kwestia to czasopisma internetowe. Nawet jeśli znajdę coś interesującego, to i tak muszę to wydrukować. Nie ma to bowiem jak szeleszczący papier. A poza tym, co już dostrzegłem nie raz, na papierze od razu wszystko widać).
A zatem podchodzę do półki, biorę czasopismo i po kilku chwilach lektury od razu wiem, że nie ma co dalej czytać. Także wiersz (to rutyna, oczytanie?) nie ma dla mnie tajemnic. Od razu bowiem widzę, czuję czy wiersz jest coś wart, czy też nie.
Czasami, bardzo, niestety, rzadko, doznaję olśnienia i zachwytu. Bo oto wiersz trafia do mnie od razu: czytam, go czytam i się naczytać nie mogę. Tak było (tak jest!) z wierszem Henryego Vaughana (1621–1695) pt. Zwalone drzewo w tłumaczeniu Macieja Frońskiego opublikowanym w najnowszym numerze „Literatury na świecie”, nr 5–6/2014.
ZWALONE DRZEWO
Pewnie, żeś kiedyś rosło! Tyleś wiosen znało,
Tyle ulew, moc rosy, niejeden poranek
Cię zastawał; serc lekkich i skrzydeł niemało,
Dziś martwych, nocowało w twej żywej altanie!
Wciąż się w śpiewie i w locie krew poznaje świeżą,
Taką się też zagajnik okrywa zielenią,
W niebo, co niewzruszenie trwa, gałęzie mierzą,
Gdy niski fiołek kłoni się ku drzew korzeniom.
Lecz ty, za śmierci smutną i ciężką granicą,
Bez czucia gnijesz zimne i ciemne, nie możesz
Choćby śnić, że ci kiedyś dni znowu zaświecą,
Ani nawet pomyśleć o liściach i korze.
A jeszcze – ta zrodzona w podobłocznym szumie
Twych walk z wiatrem głęboka zadra, czyżby wszystko
To ciągle żyło w tobie? – przepowiadać umiesz,
Że przyjdzie nawałnica i jak już jest blisko.
Nie może zaś, gdy cieszysz się spokoju chwilą,
Gorący oddech burzy wstrząsnąć twą beztroską –
Lecz twoja złość po śmierci dotyka tych tylko,
Co twój spokój zburzyli, kiedyś jeszcze rosło.
Tak jest i z wierszem Chwila także w tłumaczeniu Macieja Frońskiego:
CHWILA
Fałszywe życie, złudo, nic więcej,
Odejdź czym prędzej!
Ludzkiego rodu wstrętne mamidło,
Dasz ty się prawdy rozłożyć skrzydłom?
Trudzisz się, ale na wzór księżyca,
Kogo zachwycasz?
Siebie, gwałtowny a próżny sporze,
Ponura walko wichury z morzem!
Życie to radość z wiedzy, to światło
Widoczne łatwo,
Pali się zawsze, nie – jak się zdarzy,
Ciche i pełne, lecz nie w nadmiarze.
To taka błogość, co, jak czas leci,
Ożywia, świeci,
Uśmiechem darzy i ma to w sobie,
Że cieszy wcześniej niż gdy kto w grobie.
Nazwać cię kretem – i to przesada,
Mgłą, co opada;
Lecz czym jest życie, kto wiedzieć może?
Chwilą, co tknęły ją Usta Boże.
A pozostałe trzy wiersze opublikowane w tym samym numerze „Literatury na świecie” są nie mniejszej urody.
To mnie jeszcze podtrzymuje na duchu, bo nieustannie jeszcze wierzę, że we wszechogarniającej, nieustannej powodzi straszliwej tandety i grafomaństwa istnieją wciąż nie odkryte wiersze wielu, wielu znakomitych Poetów.
Póki co cieszę się utworami Thomasa Traherne, Henryego Vaughana, Georga Herberta.
28 sierpnia 2014 r.