„ŚWIEŻOŚĆ NIEJAKO PIERWOTNA”

Zastanawiam się co to za pora roku wciąż trwa? Skąd bowiem się biorą te nieustanne i bardzo zimne wiatry jak nie z północy to znowu z zachodu? Nawet tego samego dnia pogoda potrafi zmienić się kilka razy. Nie pamiętam tak brzydkiego czerwca jak tegoroczny. Jedyny ciepły i piękny dzień to był tylko 24 maja, Zielone Święta, kiedy to akurat przyjechaliśmy na jakiś czas do Ciechocinka.

Na moim biurku mam cały stos książek. Biorę je po kolei i… odkładam, ponieważ nie nadają się, moim zdaniem, do czytania.

Oto odłożona zaledwie przed chwilą, po kilkunastu stronach lektury, czyli… Z dala od zgiełku Thomasa Hardy’ego. Tak, tak tego samego, którego zaliczam do moich ulubionych Poetów. Bo Hardy Poeta jest świetny, z „najwyższej półki”. Natomiast albo ta jego powieść jest tak przestarzała, albo jest rezultatem beznadziejnego tłumaczenia. Raczej skłaniałbym się do tego drugiego przypadku. Już bowiem pierwsze zdanie, z czterokrotnie powtórzonym „się”, nie nastraja optymistycznie:

„Kiedy farmer Oak uśmiechał się, kąciki jego ust rozciągały się niemal od ucha do ucha, a dokoła zwężonych jak szparki oczu tworzyły się zmarszczki rozchodzące się ma kształt promieni na niezdarnym rysunku przedstawiającym wschód słońca” (s.5).

Albo jeszcze inne zdanie:

„Zmiana miejsca i nadarzająca się sposobność do przejrzenia się w lusterku – przejście od zwykłego ubierania się w sypialni do chwili, gdy dziewczyna znalazła się w podroży, nadało tej błahej czynności posmak czegoś błahego, czego sama przez się nie posiadała. Obrazek był pełen wdzięku. Przysłowiowa kobieca słabość wystąpiła oto w pełnym blasku słońca, co dodało jej świeżości niejako pierwotnej” (s.9).

No i wreszcie fragment ze strony 15, gdzie zakończyłem swoją lekturę:

„Gdy Oak znów oddalił się od stada, dzwonki brzęczały dalej. Wkrótce powrócił do szałasu, niosąc w ramionach świeżo urodzone jagnię składające się z czterech nóg, dużych jak u starej owcy, połączonych zbyt wątłą na pozór błoną pokrywającą zalewie połowę substancji nóg, które w tej chwili stanowiły prawie cale ciało zwierzątka”.

Może kogoś innego zainteresują owe powtarzane „się”, „świeżość niejako pierwotna” oraz „polowa substancji nóg”?

Za to „sypnęło” kilkoma niezłymi filmami. Pierwszy to naprawdę znakomity Sędzia (The Judge – 2014), 141 min., reż. David Dobkin z Robertem Downey’em jako Hankiem Palmerem i Robertem Duval’em jako Josephem Palmerem. Mnie ponadto zachwyciły zdjęcia Janusza Kamińskiego.

JUDGE, THE

Drugi film to Martwa cisza (Dead Calm – 1989), 95 min., reż. Phillip Noyce z Nicole  Kidman jako Rae Ingram, Sam’em Neil’em jako John Ingram oraz Billym Zanem jako Hughie Warriner. Zdjęcia do tego filmu wykonali Dean Semler i Geoff Burton.

Zarówno pierwszy jak i drugi film mogłyby być zrealizowane w Polsce. Niewielka obsada, ale jakież aktorstwo, jakież zdjęcia. No i w pierwszym przypadku jakiż temat, jak to wszystko między ojcem i synem jest do końca aktorsko „wygrane”. Aż zazdrość bierze, że Amerykanie mają takich aktorów i w taki sposób potrafią realizować filmy.

No i na koniec „staroć” pt. Ludzie z numerami (House of Numbers – 1957), 90 min., reż. Russell Rouse z Jackiem Palance’m (1919–2006) w podwójnej roli Arniego i Billa Judlow oraz partnerującą mu Barbarą Lang (1928–1982) w roli Ruth Judlow.

W czerwcu zatem, którego jakby nie było, przeczytałem kilka książek, obejrzałem kilka filmów. Przeczytałem także w Ciechocinku, po raz „enty” moją ulubioną powieść, czyli Wyspę Róży Ostrowskiej. W dalszym ciągu zachwyca mnie ponadczasowa tematyka tej powieści, jej świeżość i przekonanie, że mógłby z niej powstać świetny film. Mogłoby powstać takie arcydzieło jak Żywot Mateusza albo Nóż w wodzie. Nie widzę jednak polskiego reżysera, który potrafiłby ten film, „tak jak się należy”, zrealizować. Zdumiewa mnie jednak nonszalancja, by nie napisać: bylejakość, stylistyczno-językowa tej zaledwie dwustustronicowej powieści. Książka dosłownie roi się od „Ale…” i „Gdy…” na początku zdań oraz „…się” na końcu zdań. Ostrowska także ma wyraźne kłopoty z „który”.

No cóż, pora zatem na niekoniecznie „pogłębione refleksje”. Pierwsza to taka, że bardzo wiele osób pisze np. powieści uważając się za pisarzy, lecz najczęściej pośpieszne efekty ich zajęcia nie mają nic wspólnego z pisarstwem.    

I refleksja druga: jak to się dzieje, że Amerykanie mają takie same jak my: ręce, nogi, uszy, oczy, głowy… a jednak potrafią zachwycać takimi filmami jak np. Sędzia, gdzie niemal wszystko jest idealne: od „wymyślonego” scenariusza, poprzez genialną grę aktorska i aż po, olśniewające m.in. swoją kryształową przejrzystością, zdjęcia?

28 czerwca 2015 r.