„NOSTALGICZNY PESYMISTA?” BYNAJMNIEJ.

Skończyłem czytać książkę pt. Wypoczynek nad zatoką. W założeniach miała to być chyba powieść kryminalna, ale jeśli to jest „kryminał”, to raczej o odwrotnej konstrukcji, czyli najważniejsze jest tu nie: kto zabił, lecz: kto został zabity. Wydawnictwo zachęca, oczywiście, czytelnika do kupna tej książki i jej przeczytania wypisując na okładce co mu się żywnie podoba. Taka jest wola, i rola, wydawnictwa by zareklamować swój towar w możliwie jak najbardziej ponętny sposób. Nie wierzę w żadne reklamy i tym razem nie uwierzyłem ani jednemu słowu, ponieważ zachęta wydawnictwa ma niewiele wspólnego z treścią książki.

A zatem kryminał z tym, że pisany w pierwszej osobie. Nie byłoby w tym może nic dziwnego, gdyby nie fakt, że narratorem i główną postacią jest dociekliwa, i dość inteligentna,… pedicurzystka Tekla Małolepsza, o dość skomplikowanej osobowości i przeszłości (tak jej się, przynajmniej, wydaje). Skąd u pedicurzystki z Warszawy taka dociekliwość i chęć rozwikłania tajemnicy trudno dociec. I to jest moja pierwsza wątpliwość. Druga to taka, że przyjeżdża ona wraz z drugim, młodszym od siebie, mężem do miejscowości Piaski na dwutygodniowy urlop w listopadzie, ponieważ za bardzo nie stać jej na wyjazd do Egiptu albo na którąś z ciepłych karaibskich wysp, na co może pozwolić sobie jej bogata koleżanka Hanka Czajkowska, właścicielka niedawno kupionego domu nad zatoką (i z trupem w piwnicy).

Kto jedzie na urlop w listopadzie nad morze i do miejscowości Piaski? Tylko „łowcy bursztynów”, ponieważ sztormowa pogoda w tym czasie, i w tym miejscu, tj. na Mierzei Wiślanej, sprzyja tego rodzaju zajęciu albo… namiętni kochankowie, którzy szukają dla siebie spokojnego miejsca.

Tymczasem żadnego ani z pierwszoplanowych, ani drugoplanowych, bohaterów tej powieści w ogóle nie interesują bursztyny. (Co najwyżej piją herbatę w kolorze bursztynu lub o jakimż kolorze, na rozgrzewkę, alkohol).

Moja trzecia wątpliwość to taka, że Tekla, mimo że dobija czterdziestki jest bardzo ponętną, i seksowną, kobietą, lecz nie widać ani tego seksu, ani nawet czułości między nią a mężem. Przecież pierwszą sceną jaka powinna być w tej książce to od razu… „scena łóżkowa”, a poza tym Tekla i Wiktor nie powinni wychodzić z łóżka.

Czy czułością można nazwać następujący dialog, gdy Tekla usiłuje, bez powodzenia, zabić muchę:

„»– I co? – zapytał Wiktor.

– Gówno – odpowiedziałam słodko.

Nie pozwolił zepchnąć się z krzesła, usiadłam więc na jego kolanach i zalogowałam się do poczty«”.

No nie. Kobieta siada na kolanach mężczyzny, a ten pozwala jej zalogować się do poczty?

Ponętną i seksowną, chociaż prawie czterdziestoletnią, Teklą zainteresował się jednak miejscowy Casanova tj. Kiejstut, co w sumie doprowadza, do tragedii, a kryminał staje się… horrorem.

Tekla zaraz po przyjeździe do domu koleżanki idzie na „ogromny, dwukondygnacyjny strych”, gdzie, oczywiście od razu musi coś znaleźć, bo inaczej nie byłoby przecież kryminalnej intrygi. Gdyby, powiedzmy, zmęczona seksem i w ogóle „przewypoczęta” z ciekawości zajrzała na strych i dzięki „nieprzypadkowemu przypadkowi” natknęła się na list Zdzisia, to może uwierzyłbym w tę kryminalną intrygę.

Ileż razy piszącemu te słowa zdarzało się bywać na różnych strychach. Ba, sam mieszkałem wiele lat w domku ze strychem, ileż razy buszowałem w różnych papierzyskach, ileż, niekiedy na pozór tajemniczych, historii zdarzało mi się przeczytać, a jednak żadna z nich nie wydała mi się warta by w nią się zagłębiać.

Co zatem było przyczyną – i jest to moja, czwarta, największa, wątpliwość – że pedicurzystka Tekla od razu zainteresowała się kilkuzadaniowym listem kilkuletniego Zdzisia? Przyjechała wypocząć, a tu traci czas i pieniądze na wyjazdy do m.in. Gdańska, na to by dowiedzieć się co znaczyło tych kilka zdań?

Moją piątą wątpliwością jest narracja prowadzona w pierwszej osobie. Trzecia osoba daje odpowiedni dystans, narrator wszystkowiedzący byłby tu chyba idealny, a jednak Tekla z zimną krwią relacjonuje niby przypadkowe zabójstwo Kiejstuta, chyba tylko po to aby „zgrabnie” dopiąć intrygę i tak jak zastała trupa w piwnicy, tak i na odjezdnym trupa (świeżego) w piwnicy zostawić. Tekla – kobieta z taką wyobraźnią, a jednak, jak się okazuje, bez krzty wyobraźni. I żebyż jeszcze autorka tej powieści przymrużyła oko, żebyż zdobyła się na jakiś, powiedzmy groteskowy, dystans. Nie, wszystko musi być śmiertelnie poważne. No i okropnie smutne. A przecież kryminał jest jednak rozrywką.

Już wyobrażam sobie film zrealizowany według tej powieści. Zdaje się, że potrafiłby zrobić taki film np. M. Night Shyamalan twórca pamiętnego Szóstego zmysłu (The Sixth Sense – 1999), 107 min. Shyamalan zbiera jednak ostatnio wyłącznie… Złote Maliny.

Wypoczynek nad zatoką czyta się dosyć wartko, chociaż mnie zatrzymywały niezliczone zdania zaczynające się od „Gdy”, „Ale” oraz kończące się na… ”…się”. A także takie oto „kwiatki”:

„»Powiedział o pięćdziesięciu sześciu skrzyniach zdeponowanych w Prezydium Policji, które później wysłano w Karkonosze, ale gdzie dokładnie, podobno nie wiedział«”. Prezydium policji wysłano, zamiast skrzynek, w Karkonosze. Dobre!

Być może jednak komuś spodoba się intryga tej książki i takie oto, „mocne”, dialogi:

„»Zakręciłam kran. W tej samej chwili Kiejstut klepnął mnie w tyłek tak mocno, że poleciłam do przodu uderzając głową o szafkę nad zlewem. Miałam dosyć. Wściekła, odwróciłam się w jego stronę i przez zaciśnięty zęby wysyczałam:

– Trzymaj łapy przy sobie!

– Co jest, kurwa? – warknął.

Patrzyłam z niedowierzaniem i ze strachem na jego zmienioną twarz, na wyostrzone rysy, odsłonięte ostre zęby. Wyglądał jak drapieżne zwierzę , gotowe do ataku.

– Kręcisz przede mną dupskiem, pokazujesz cycki, a teraz mam trzymać łapy przy sobie? Chyba jesteś jebnięta?

– Może weźmiesz się wreszcie za podłogę w piwnicy? – powiedziałam.

– Wziąć to ja się, kurwa, mogę za ciebie«”.

 

A ja tak bardzo chciałbym przeczytać dobrą, także kryminalną, powieść. No czyż nie jestem „nostalgicznym pesymistą”. Bynajmniej.

5 lutego 2014 r.

Ps.

Nie mam nic, oczywiście, przeciwko temu by powieściopisarstwem a także pisaniem wierszy zajmowały się panie m.in. pedicurzystki, manicurzystki, krawcowe itd., z całym szacunkiem dla ich zawodów Nie mam nic przeciwko temu aby powieści i wiersze pisali m.in. szewcy, zegarmistrze itd., z całym szacunkiem dla ich zawodów. Może bowiem znowu powstaną jakieś oryginalne… Zaklęte rewiry.

Pisarstwo powinno jednak być pozostawione pisarzom, pisanie wierszy – poetom (chociaż i jedni, i drudzy także potrafią nieźle przynudzać).

W pisarstwie i pisaniu wierszy nie ma, niestety, żadnych kryteriów. Co innego w muzyce: nie wystarczy siąść do fortepianu i sobie brzdąkać. Od razu słychać kto umie grać.