„ŚCIEMA”

55 lat przetrwała melodia Kraina wiecznego szczęścia Maxa Steinera z filmu A Summer Place (1959), 130 min., reż Delmer Davies. Usłyszałem tę melodię dzisiaj  rano w radiu. Zawsze z wielką przyjemnością jej słucham. A kto dzisiaj pamięta o filmie Daviesa?  

Kto będzie cokolwiek pamiętał za jakiś czas, gdy opadnie oscarowy pył, o filmie… American Hustle (2013), 138 min., reż. David O. Russel (nominacja za reżyserię). Film ten otrzymał w sumie aż dziesięć nominacji. Oprócz nominacji za reżyserię otrzymał nominację w kategorii: najlepszy film; najlepszy aktor pierwszoplanowy – Christian Bale (jako Irving Rosenfeld); najlepsza aktorka pierwszoplanowa – Amy Adams (jako Sydney Prosser); najlepszy aktor drugoplanowy – Bradley Cooper (jako Richie DiMaso); najlepsza aktorka drugoplanowa – Jennifer Lawrence (jako Rosalyn Rosenfeld). A poza tym: najlepszy scenariusz oryginalny; najlepsza scenografia; najlepsze kostiumy i najlepszy montaż.

Na poniedziałkowy seans o godzinie jedenastej przed południem przyszły dwie osoby. Potem doszły jakieś dwie panie, które, w ostatnim rzędzie, o czymś rozmawiały. To może świadczyć o tym jakie ma wzięcie ten obsypany oscarowymi nominacjami w najważniejszych kategoriach film.

Wprawdzie poniedziałkowy, zwłaszcza przedpołudniowy, seans nie może być jakimś wymiernikiem wartości filmu, ale Gdańsk to jednak bardzo duże miasto i pamiętam dawne czasy, gdy na oscarowe, jeszcze wcześniejsze seanse w kinie „Leningrad” trudno było dostać bilety.

Nie, nie nudziłem się na tym filmie, ponieważ z największą uwagą śledziłem filmową, bezustanną gadaninę fotografowaną prawie wyłącznie w zbliżeniach. Biada temu widzowi, któremu na moment gdzieś się wzrok omsknie (np. gdy nieco znużony gadaniną sprawdzi w komórce która godzina), bo od razu może stracić wątek.

Sądzę bowiem, że ten film powstał w następujący sposób: siadło sobie kilku niegłupich gości i postanowiło napisać scenariusz według pewnej autentycznej historii związanej  z oszustwem. Całą akcję rozpisali na pięć głównych i pięć drugoplanowych postaci. Do tych postaci zostało dobranych właśnie pięcioro chyba najmodniejszych aktualnie aktorów. No i wśród tych w sumie dziesięciorga postaci zaczęła się gadanina i kombinacje: „kto kogo zrobi w konia”.

„Oszustwo wprawia cały świat w ruch” – taką myśl można wysnuć z tego filmu, ale mnie takie stwierdzenie „wcale nie bierze”. Ja wiem o tym i jeśli idę do kina to po to aby zobaczyć przynajmniej dobry artystycznie film lub chociażby – no niech już wam będzie – „rozrywkę”, ale na takim poziomie jak… Avatar Jamesa Camerona.

Wczuwam instynktownie, jako kinofil, że ten film u widzów najzwyczajniej przepadnie. Nie wiem jak inni kinofilowie, ale ja czuję się oszukany. A może takie właśnie było założenie realizatorów tego filmu o oszustwie.

Tuż przed seansem puszczono reklamy dwóch filmów, które niebawem pojawią się na ekranach. Pierwszy to… „najlepsza od lat komedia dla mężczyzn”, czyli polski obraz pt. Facet (nie)potrzebny od zaraz z bełkocącymi coś aktorami, a drugi to „akcja, panie, akcja”, tzn. 72 godziny z „mocnym” tj. nie ogolonym Kevinem Costnerem, który „wymiata” „gunem” wśród wybuchających samochodów. 

Ani na tę „najlepszą od lat komedię dla mężczyzn” oczywiście nie pójdę, ani tym bardziej ma film z „wymiatającym” Costnerem.

Jeśli jednak i takie filmy jak American Hustle otrzymują aż dziesięć nominacji do Oscara to albo ja nie znam się na filmie albo sztuka filmowa jest teraz na bardzo, ale to bardzo niskim poziomie.

4 lutego br. mija czterdzieści lat od dnia, kiedy po raz pierwszy zobaczyłem 2001: Odyseję Kosmiczną. Zapewne jutro obejrzę film Kubricka po raz „enty”. A potem pewnie sięgnę do swojej domowej filmoteki by przypomnieć sobie jeszcze inne arcydzieło: ot… Powiększenie Antonioniego.

3 lutego 2014 r.