NA WYROST

Tym razem będzie to zapisek… na wyrost. Przeczytałem właśnie, że Europejską Nagrodę Filmową otrzymał obraz Thomasa Vinterberga pt. Na rauszu z Madsem Mikkelsenem w roli Martina, tj. w roli głównej. (Zapewne każdy kinofil ma w pamięci arcydzielny film tego duetu z 2012 . pt. Polowanie). Premiera w Polsce ma być na początku przyszłego roku.

(Z zażenowaniem przeczytałem także, że do tej nagrody został zgłoszony polski film Boże ciało. I, oczywiście, jak można było się domyślać, skończyło się na niczym.

Ze zdziwieniem także dowiedziałem się, że Złote Lwy w najnowszym rozdaniu Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych, który odbył się „w sieci”, otrzymał film… animowany Mariusza Wilczyńskiego pt. Zabij to i wyjedź z tego miasta. To może świadczyć o tym na jak niskim poziomie są współczesne polskie filmy fabularne jeśli nagradza się animację. Nie widziałem jednak filmu Wilczyńskiego, może jednak to… arcydzieło?

Poza tym tzw. Platynowe Lwy otrzymali Feliks Falk oraz Andrzej Barański. Platynowe Lwy, czegoż ci filmowy nie wymyślą aby nawzajem się docenić. A przecież są metale jeszcze bardziej cenne niż platyna.

(Mogą przecież być jeszcze… Palladowe Lwy, a także Rodowe (od rodu) Lwy. A, przepraszam: Miedzianych, ani Brązowych, czy też Spiżowych Lwów jakoś jeszcze nie było).

Cóż z tego, że filmowcy nawzajem „się doceniają” a to srebrnymi, a to złotymi, a to wreszcie platynowymi lwami, jeśli kinofilowi, nie wspominając o zwykłym widzu, niewiele, albo nic z ich twórczości nie pozostaje  w pamięci.

Tak, lubię niektóre filmy Andrzeja Barańskiego np. Nad rzeką, której nie ma  z 1991 r., czy Dwa księżyce z 1993 r. Z kolei np. Parę osób, mały czas z 2005 r., to film kompletnie, moim zdaniem, nieudany.

Ostatnio chciałem odświeżyć sobie Kramarza z 1990 r., z najlepszą ponoć rolą filmową Romana Kłosowskiego. Film tak się zestarzał, że nie nadaje się do oglądania. A poza tym ta „muzyka”, czyli dudlenie na klarnecie, że mogą rozboleć zęby. Wytrzymałem z pół godziny).

Wracając jednak do najnowszego repertuaru filmowego prezentowanego w streamingu wybrałem, po bardzo gruntownej selekcji trzy filmy.

A zatem po kilka zdań na temat każdego z tych obrazów w kolejności, w jakiej je oglądałem.

Ucieszyłem się, że obraz Bracia Sisters (The Sisters Brothers – 2018), 122 min., reżyserował Jacques Audiard, którego niektóre filmy bardzo mi się podobały. A tu jeszcze w dodatku… western. Nastawiam się zatem na filmową ucztę a tu… ciemno, i ciemno, i ciemno, i ciemno. W dodatku dwaj główni bohaterowie siedzą i gadają, i gadają, i gadają, i gadają. No cóż, tym razem podziękowałem Audiardowi.

Mank (2020), 131 min, reż. David Fincher. Ileż ja się na temat tego filmu nie naczytałem. Ileż się na niego nie naczekałem. I jakże się oglądając go namordowałem.

(Obywatela Kane z 1941 r. w reżyserii Orson Wellesa doskonale pamiętam. Natomiast co pozostanie z bezustannej gadaniny zapijaczonego Hermana J. Mankiewicza, którego kreuje Gary Oldman?).

Bal (The Prom – 2020), 131 min., reż. Ryan Murphy. Film, który miał być „hitem” grudnia (może jest?). Na początku zaskoczenie, że Meryl Streep, która jest jakoś tak niepodobna do siebie, lecz jako ponad siedemdziesięcioletnia pani ma taką kondycję i jeszcze w dodatku śpiewa. O czymże zatem ona i ci pozostali aktorzy śpiewają w tych niewesołych, pandemicznych czasach? Ano o tym, że jakaś licealista ma problem ze swoją seksualnością. A cóż mnie może to obchodzić. Znudzony wyłączyłem ów Bal.

Pozostaje zatem oczekiwanie na Europejską Nagrodę Filmową, czyli Na rauszu (Another Round – 2020), 115 min., reż. Thomas Vinterberg z lubianym przez mnie Madsem Mikkelsenem, który w słabych lub nieudanych filmach nie bierze udziału.

13 grudnia 2020 r.