NA NIEPOGODĘ…

Na niepogodę, czyli czas taki jak obecnie, najlepsza jest książka, a jeszcze lepiej film, albo i muzyka. Reklamowane jako „Uznawaną przez wielu za najpiękniejszą książkę świata, porównywaną do Biblii Koranu” dzieło Axela Munthe Księgę z San Michele odłożyłem po kilkudziesięciu stronach. Jest bowiem straszliwie nudne. Czy jest w nim coś z Koranu nie wiem. Natomiast na pewno, moim zdaniem, nie ma w nim nic z Biblii. Po co zatem wydawnictwo wypisuje takie brednie? Dla czytelniczych… frajerów?

Natomiast lekturę Baskijskiego diabła Zygmunta Haupta zacząłem od wstępu Andrzeja Stasiuka, który bardziej pisze o sobie niż o Haupcie. I „przekracza”, i „nie wyklucza…” Zobaczmy, czy Haupt jest równy – jak uważa Stasiuk – Brunowi Schulzowi.

W przerwie lektury musiałem wyjść z domu aby trochę, swoim zwyczajem, się przewietrzyć. Z północy znowu wieje kąśliwy wiatr, więc postanowiłem kawałek podjechać tramwajem. Z miejsca jednak pożałowałem. Doprawdy, obora pachnie w porównaniu z wnętrzem wielkomiejskiego tramwaju. Szczególnie cuchną niektórzy panowie objedzeni czosnkiem, opici „pyfkiem”, odziani w jakieś spleśniałe paltoty.

Cinemax i Cinemax2 – jedyne przyzwoite programy telewizyjne, bo bez reklam – ostatnio postanowiły zaserwować ambitniejsze kino. Powiem wprost: dla mnie Tarkowski jest niestrawny. W jego przerażająco nudnych filmach nie ma nic oprócz… przerażającej nudy.     

Kiedyś jakiś krytyk filmowy powiedział (kiedyś to byli krytycy filmowi), o jakimś filmie, że był on tak nudny, że na pewno jest arcydziełem. Przynudzanie Tarkowskiego jest przeogromne i, moim zdaniem, nie do zniesienia. Tak, ośmielam się pisać takie słowa, ja kinofil z kilkudziesięcioletnim, i jeszcze dłuższym, stażem. Ja, wielbiciel m.in. (podaję w kolejności alfabetycznej) Antonioniego, Bergmana, Bressona, Buñuela, Dreyera, Felliniego, Kubricka,  Kobayashiego, Resnais’a, Teshigahary…

Cóż zatem teraz jest w programie filmowym? Oto wychwalany i nagrodzony Intruz (The Here After – 2015), 98 min., reż. Magnus von Horn. Przez owe 98 minut miałem pewność, że reżyser nie wie, co ma zrobić z nadmiarem filmowego czasu i ze swoimi bohaterami.

Jeszcze gorsze, moim zdaniem, jest Oczekiwanie (L’atessa – 2015), 100 min., reż Piero Messina z Juliette Binoche jako Anną i Lou de Laâge jako Jeanne.

Tu sprawa jest trochę bardziej skomplikowana, ponieważ nie cierpię Juliette Binoche. Film jednak reklamowano niemal jako arcydzieło, więc postanowiłem jakoś Binoche ścierpieć. A nuż Oczekiwanie okaże się arcydziełem, a Binoche świetnie zagra?

Zaczyna się projekcja. Rozczochrana Anna Binoche snuje się ze swoim charakterystycznym  półuśmiechem, półgrymasem. Zupełnie jakby cierpiała na niestrawność, albo jeszcze gorzej. Dołącza do niej Jeanne.

Już od pierwszej sceny wieje przeraźliwą nudą i nieprawdopodobieństwami. No bo dlaczego Jeanne nie uczestniczy w pogrzebie brata Anny? A może to nie umarł brat Anny, lecz jej syn? W takim razie z kim rozmawia, w ciągu całego filmu, przez telefon Jeanne? Co to poza tym za „posiadłość”, w której nie ma żadnego zwierzęcia? Z czego w ogóle żyje Anna? Dlaczego Jeanne, która lubi nurkować, zaprasza na kolację dwóch przypadkowo spotkanych na jeziorze chłopców-homoseksualistów? Dlaczego Anna przygotowuje dla nich wystawną kolację? itd.

Zarówno Intruz Magnusa von Horna, jak i Oczekiwanie Messiny na pewno nie przejdą do historii Kina. Po co więc, i dla kogo, kręcone są takie filmy?

Canone-Inverso,1

O, na niepogodę w sam raz jest film pt Historia miłosna (Canone Inverso – Making Love – 2000), 107 min., reż. Ricky Tognazzi. W rolach głównych występują sami młodzi i nieznani (niestety, nawet do dziś) aktorzy: Hans Matheson jako Jeno Varga, Lee Williams jako jego przyrodni brat David Blau, Melanie Thiérry jako Sophie Levi. Muzykę napisał Ennio Morricone.

Film został nakręcony według niewielkiej powieści z 1996 r., włoskiego pisarza Paolo Maurensiga (1943), autora kilkunastu, jak dotąd, napisanych książek.

Próżno szukać książek tego pisarza w księgarniach i bibliotekach. Wprawdzie m.in. właśnie Canone Inverso została wydana jako Kanon w odwróceniu przez prawie nieznane wydawnictwo, więc tym bardziej dziwi polski tytuł… Historia miłości.  Jeżeli już to powinno być chyba raczej Historia miłości do muzyki, a jeszcze szczegółowiej… Historia miłości do muzyki skrzypcowej. Pozostałbym zatem przy oryginalnym, włoskim, tytule Canone Inverso.

Canone-Inverso,2

Moim zdaniem film Ricky’ego Tognazzi’ego każdego widza, również takiego wybrednego kinofila jak ja, na pewno ucieszy i zadowoli. Przede wszystkim nie ma w tym obrazie ani chwili na nudę. Wręcz przeciwnie bardzo ciekawa historia jest brawurowo opowiadana obrazami przez Tognazzi’ego. Oglądając Canone Inverso czuje się żywioł i magię Kina. Doprawdy, ileż realizatorzy musieli włożyć wysiłku w realizację tego filmu. I rzeczywiście Canone Inverso zachwyca wizualnością i muzyką. Może także zachwycić żywiołowym aktorstwem młodych (pięknych!) aktorów. Owszem, jest w tym filmie wątek miłosny między dwojgiem młodych artystów, ale jego głównym tematem jest miłość do skrzypiec i muzyki skrzypcowej.

Niby, w sumie, nic nadzwyczajnego, żadne tam arcydzieło, ale jakże ja takie filmy lubię.

Filmy, które są o czymś, a ponadto są bardzo sprawnie zrealizowane. No i widać, że aktorom chce się grać. Bo mają co – nie tylko na skrzypcach – grać!

24 stycznia 2017 r.