15 i 16 lutego br. będzie można zaliczyć do najpiękniejszych dni w tym roku: nareszcie wszędzie pełno Słońca, cicho, spokój i tak ciepło, że koniecznie trzeba… przewietrzyć głowę. A mimo to i tak ludziska chodzą w czapach i w dodatku okapturzeni.
Miałem coś do załatwienia w centrum Gdańska, więc ochoczo, w samo południe, poszedłem z Chełma do Gdańska piechotą. Co za wspaniale powietrze. Żadnego zdradliwego wiaterku ani ze wschodu, ani z północy. Pozałatwiałem, co trzeba, a ponieważ byłem trochę zdrożony, pomyślałem czy aby nie pójść na odkładany od jakiegoś czasu film pt. Jackie (2016), 95 min., reż. Pablo Lorrain z Natalie Portman w tytułowej roli, czyli Jackie Kennedy.
Byłem bardzo ciekaw jak barwny życiorys Jacqueline Lee „Jackie” Bouvier Kennedy Onassis (1929-1994) zostanie przedstawiony w tak krótkim przecież, bo 95 minutowym, filmie. Nie spodziewałem się jednak, że będzie to film o śmierci, a ściślej o zabiciu Johna Fitzgeralda Kennedy’ego (1917-1963), 35 prezydenta Stanów Zjednoczonych.
Wchodzę do kina. Chyba trochę przewietrzone, bo nie czuć aż tak ciężkiego zaduchu jak ostatnio. Na sali kilkanaście osób.
Pierwsza scena: ciemno, jakby zachód Słońca. Sceny następne także ciemne. Co jest grane – myślę – czyżby w projektorze były słabe lampy? Okazuje się jednak, że w takiej ciemnej tonacji został zrobiony cały film.
Pierwsza scena no i… jakbym znalazł się w tartaku: z głośników kinowych rozlega się straszliwy, narastający dźwięk. Czyż to nie jakaś piła? A może ktoś jednak postanowił „zarżnąć” wiolonczelę? Hałas jest nie do wytrzymania.
Na domiar złego nie mogę znieść Portman udającej (w peruce?) Jacqueline Kennedy. Przecież Jackie była jedną z najpiękniejszych i najelegantszych kobiet tamtych czasów. Portman nie dosyć, że zupełnie niepodobna do Jackie, to w dodatku zachowuje się w jakiś sztuczny sposób. Co to ma być? Oscarowa rola?
Bardzo duża części filmu to „gadające głowy” i zbliżenia na Portman (w peruce) udającą Jackie. Żadnego opowiadania obrazem. Wszystko poszło w rozszarpujący nerwy dźwięk. Już, już zbieram się do wyjścia z kina, kiedy myślę sobie: może ta scena ze stareńkim Księdzem (John Hurt 1940-2017) coś wniesie? No tak, znowu zbliżenie i gadające głowy.
Wtem trochę uśmiechu, jakby retrospekcja, pojawia się żywy John (Caspar Phillipson, 174 cm wzrostu), ale jakiś taki niewyrośnięty. Z twarzy niby podobny do Kennedy’ego, ale przecież prezydent to był postawny, przystojny mężczyzna (185 cm wzrostu), a nie takie chucherko.
Także obsada aktorska w Jackie jest, moim zdaniem zupełnie nietrafiona.
(Przed Jackie leci zwiastun filmu z Karoliną Gruszką jako Maria Skłodowska Curie. Aktorka ta tak jest podobna do słynnej uczonej jak Portman do Jacqueline. Po co i dla kogo robione są takie filmy?).
Wracam także piechotą na Chełm. Ożywa wiatr. Zaczynają skrzeczeć sroki. Będzie deszczowo?
16 lutego 2016 r.