„JA DO CIEBIE, TY DO MNIE”

Kazimierz Górski (1921-2006) najsłynniejszy polski trener, który słynął z różnych powiedzonek, powtarzał, co jakiś czas, „co to za gra: ja do ciebie, ty do mnie”, czego wyraźny przykład można było zobaczyć w pierwszym meczu grupowym (grupa H) polskiej drużyny z Senegalem 19 czerwca br., podczas Mistrzostw Świata w Piłce Nożnej 2018 (FIFA World Cup Russia 2018; Чемпионат мира по футболу 2018).

Kiedy piszę te słowa jest akurat po drugim meczu w grupie B i po wygranej Portugalii z Marokiem 1:0. Maroko zatem po drugim przegranym meczu, podobnie jak Arabia Saudyjska z grupy A, może już pakować walizki i wracać do domu. Portugalia ma cztery punkty i cztery gole, wszystkie zdobyte przez Cristiano Ronaldo). Przed nią jeszcze mecz z Iranem, który wygrał z Marokiem 1:0

Trochę się rozpisałem na temat grupy A i B, bo w 1/8 Portugalia prawdopodobnie spotka się bardzo dobrze grająca jak dotąd Rosją (dwa wygrane mecze i komplet punktów). Albo Rosja o ćwierćfinał będzie musiała zmierzyć się z Hiszpanią.

Nasza grupa H, to wcale nie miała być dla „orłów Nawałki” większa przeszkoda w drodze nawet po… medal. Senegal wydawał się do pokonania. Henryk Kasperczak (srebrny medalista z 1974 r.) w jednym z wywiadów twierdził: „Nie ma się absolutnie czego bać, w ogóle nie rozumiem, czemu w polskich mediach robi się taki szum wokół Senegalu. To dość przeciętny zespół”.

Zanim polska drużyna wyszła na mecz z Senegalem zachwycałem się kilka dni przedtem grą (a szczególnie trzema golami Ronaldo) Portugalii z Hiszpanią. Bardzo podobał mi się także Meksyk w meczu z Niemcami, a także gra Rosjan.

Pomyślałem, że jak nasi wyjdą, to także pokażą, co potrafią. Czy dostrzegliście jak Ronaldo tuż przed wyjściem na boisko zagrzewał swoich kolegów do gry?

Lewandowski i jego koledzy tuż przed rozpoczęciem meczu stali jakby przestraszeni, niby nie wiedzieli, co się z nimi dzieje, jakby mecz chcieli mieć już za sobą. I tak też „grali”, a raczej podawali właśnie „ty do mnie, ja do ciebie”, a poza tym bez żadnego pomysłu, niedokładnie, bez walki.

W pamięci utkwił mi bardzo „brzydki” i niezwykle „twardy” mecz Chorwacji z Nigerią.  Pomyślałem, że tak mógłby też potoczyć się mecz Polski z Senegalem. Drużyny europejskie przeciwko drużynom z Czarnego Lądu. Chorwaci ostatecznie, po zaciętej walce, wygrali 2:0. Nasi… „wystraszyli się” Senegalczyków i… strzeli sobie dwa gole.

W najbliższą niedzielę (24 bm.) czeka naszą drużynę mecz z Kolumbią, czyli przegranego z przegranym tzn. „mecz ostatniej szansy”. Nawet jeśli jakimś cudem „nasi” wyjdą z grupy, to trafią w 1/8 na nieźle dysponowanych Belgów lub na Anglików.

Ktoś powiedział, że widzi naszych chłopców w… ćwierćfinale. Tak, tylko, że trzeba wtedy iść zwycięsko od meczu do meczu, jak ta wspaniała drużyna Kazimierza Górskiego, która fazę grupową rozpoczęła: 15 czerwca 1974 r. od 3:2 z Argentyną, potem 19 czerwca 1974 r. było 7:0 z Haiti i wreszcie 23 czerwca 1974 r. 2:1 z Włochami.

Powiem wprost: nie wierzę w „orłów Nawałki”, który jeszcze nic nie osiągnąwszy, już od dawna szpanuje w reklamach. Kibicuję… Cristiano Ronaldo. A trzymam kciuki za… Islandię.

20 czerwca 2018 r.

Ps.

Zapisek ten postanowiłem okrasić kadrem z polskiej drużyny podczas meczu z Włochami 23 czerwca 1974 r.

Od lewej: Henryk Kasperczak, Andrzej Szarmach, Kazimierz Deyna (odwrócony), Grzegorz Lato i Robert Gadocha.