1967

Znowu dałem się nabrać! I to jeszcze jak nabrać! Ja, kinofil z kilkudziesięcioletnim – i jeszcze dłuższym – stażem znowu dałem się nabrać na film o… niczym. Naczytawszy się bowiem przeważnie bardzo entuzjastycznych opinii i recenzji wybrałem się na… „fascynujący thriller” czyli Zwierzęta nocy (Nocturnal Animals – 2016), 115 min., reż. Tom Ford. W roli Susan Morrow – Amy Adams. Natomiast w roli Tonyego Hastingsa/Edwarda Sheffielda – Jake Gyllenhaal.

Wybrałem się do nowego kina we Wrzeszczu, niedawno otwartego z wielką pompą. Niestety Dolby Atmos nie było. Za to salka, w której wyświetlano Zwierzęta nocy malutka, krzesła spiętrzone nad niewielkim ekranem, ciasno jak w autobusie miejskim. No i jeszcze straszliwy zaduch. Z przerażaniem pomyślałem: jak ja wytrzymam dwie godziny w takiej ciasnocie i w dodatku prawie bez powietrza, gdy na dworze trwa pięknie listopad z rześkim powietrzem? W dodatku niebieskie jaskrawe światło schodów rozprasza obraz na ekranie. Jak tu zatem wytrzymać? No, ale nie poświęcić się dla „fascynującego thrillera”?

Zaczyna się projekcja (na sali troje widzów) i znowu to samo, co już widziałem z kilkadziesiąt chyba razy: bogata, znudzona, młoda dziewczyna na własne życzenie wplątuje się w jakieś tarapaty miłosne. Jak piękna Susan w ogóle mogła zakochać się w… Jake Gyllenhaalu? (A swoją drogą „nie trawię” tego aktora od Tajemnicy Brokeback Mountain).    

Podczas projekcji już nawet się nie nudzę, lecz zadaję sobie pytanie: po co i dla kogo jeszcze jeden film o niczym, a raczej o tym co już po wielokroć było opowiedziane i sfilmowane? Czyżby ci, którzy piszą te swoje entuzjastyczne recenzje nie znali historii Kina, nie oglądali filmów?

Robert Blake and Scott Wilson in IN COLD BLOOD (1967), directed by Richard Brooks.

Od razu – jeszcze na sali kinowej – przypomina mi się film Z zimną krwią (In Cold Blood – 1967), 134 min., reż Richard Brooks (1912–1992) z Robertem Blake jako Perry Smith i Scottem Wilsonem jako Dick Hickock. Cóż to jest za fascynujący film. A jakież aktorstwo. A jakież zdjęcia. I chociaż wiadomo jaki jest finał tej historii to, właśnie fascynujące jest „jak” została pokazana. No tak, ale Richard Brooks to „fachura” i zrobił film nie tylko o zbrodni, znęcaniu się, ale i o Złu. Precyzyjnie przedstawia anatomię Zła. I tak to robi – na tym właśnie polega majstersztyk jego reżyserii – że film Z zimna krwią jest aktualny i znakomicie się ogląda, także i dziś. A kto będzie pamiętać za kilka tygodni Zwierzęta nocy?

(Zapisek ten zatem ilustruję kadrami z filmu Richarda Brooksa).

blake-wilson2

Bo w filmie Toma Forda niemal wszystko można przewidzieć. Byłem ciekaw zakończenia. I kiedy zobaczyłem ostatnią scenę… głośno się roześmiałem. Czułem instynktem kinofila, że reżyser niczego nie wymyśli. Najbanalniejsze zakończenie filmu jakie można było wymyśleć. Szkoda, naprawdę szkoda Amy Adams dla jeszcze jednego filmu o niczym. I jeszcze jedno. Ktoś pochwalił muzykę do tego filmu. Przepraszam, czy to  zzzZZZzzzZZZ, czyli jakieś bzykanie, to ma być muzyka?

blake3

A wieczorem mając apetyt na dobry film puściłem sobie jeszcze jeden film z 1967 r. tj. Bunt (Jôi-uchi: Hairyô tsuma shimatsu), 128 min. reż. Masaki Kobayashi (1916-1996) z Toshirô Mifune jako Isaburo Sasahara, Tatsuya Nakadai jakao Tatewaki Asano oraz Yôko Tsukasa jako Ichi Sasahara.

Chociaż film ten widziałem już chyba z kilkadziesiąt razy, to jeszcze raz oglądałem go z nieustającą fascynacją i podziwem. To ponadczasowe, idealne pod każdym względem Arcydzieło.

25 listopada 2016 r.