A WIĘC ZIMA

Rozgrzmiało, rozbłyskało się dzisiaj od rana nad Chełmem. Od wczoraj wieje z północy, zawiewa a to śniegiem, a to marznącym deszczem, a to nie wiadomo czym. Słowem: zima.

Wszyscy siedzą po domach, nawet nie słychać ujadania psów. W radiowej „dwójce” już od świtu rozbrzmiewa dramatyczno-koloraturowy sopran Simone Kermes. A potem słucham jeszcze jak O Mio Babbino Caro śpiewa m.in. Edita Gruberová i Anna Netrebko. Mój Boże, dlaczego te panie tak szeroko rozdziawiają swoje buzie, a ich soprany w pewnej chwili przekształcają się jak nie we wrzaski, to znowu w piski. No tak, nie znam się na muzyce, nie jestem krytykiem, ani teoretykiem, muzycznym. Kieruję się wyłącznie swoim gustem i kiedy sopran jest przemanierowany jakoś jednak to słyszę. Dlatego czym prędzej zakładam płytę z fenomenalnym sopranem Jackie Evancho. Ach, jakże ona śpiewa i The Music of the Night.

 

A wieczorem, tuż przed zaśnięciem słucham książek mówionych. Ostatnio coś lekkiego tzn. Nic się nie stało znanego, niestety, już nieżyjącego, aktora oraz Kolejny rok polski znanego autora wierszy. Otrzymałem te książki od znajomych.

Pamiętam, że Stanisław Lem był autorem następującego powiedzenia: „Ludzie nie czytają książek. A jak czytają, to nic nie rozumieją. A jak rozumieją, to natychmiast zapominają”.

Z książki aktora nic nie zapamiętałem. Natomiast mierzi mnie przaśno-prześmiewcza treść wierszy w.wym. autora. Co mnie obchodzą jakieś tam dyrdymały aktora, który nie ma, niestety, nic do powiedzenia lub kąśliwe wiersze o przywarach Polaków. Być może takie książki mówione mają być rozrywką, ale taka rozrywka mi „nie podchodzi”. O, chętnie bym posłuchał wierszy Stanisława Grochowiaka (1934–1976). Szczególnie jego erotyków.

Wczoraj także z pewną niecierpliwością czekałem na Teatr Telewizji i wznowienie „Kobry”. Sztuka szła „na żywo”. Mój Boże, czy ktoś jeszcze pamięta te dawne „Kobry”? Jakież to było napięcie, jakież oczekiwanie, jakiż suspens, a jakież aktorstwo. A sztuka, której nie chcę nawet wymieniać tytułu już po kwadransie zaczęła mnie… nudzić, no i odezwał się mój niezawodny wewnętrzny czujnik: jak coś jest nudne od razu zaczynam ziewać. Im coś jest nudniejsze, tym częściej ziewam. Wytrzymałem jednak do końca. Ach, cóż to były za brawa zgromadzonej na widowni publiczności. Aktorzy mówili o nerwach, o tym, że „sypnęli się z tekstem, ale nikt tego nie zauważył”. Reżyser nie mniej nerwowo żuł na wizji gumę. Autor sztuki stanął przed publicznością w koszuli opiętej na odętym, wydatnym brzuchu… Słowem: sukces. Szkoda, że nie było „standing ovation”.

Ktoś czytając i ten zapisek mógłby powiedzieć, że „narzekam”. Nie, nie narzekam, mam swój gust. A ponadto lubię ludzi utalentowanych. Dlatego nie mogę się nasłuchać sopranu Jackie Evancho. Posłuchajcie jak ona śpiewa To Belive.

 

 

 

  26 listopada 2013 r.