Na podsumowanie (np. literackie) 2019 r. może zdecyduję się dopiero za kilka tygodni.
Tymczasem, cóż… 21 września 2019 r. otrzymałem wyróżnienie, za opowiadanie pt. Werdykt, Albo: „Muzyka, której nikt nie słyszał”, na XIX Ogólnopolskim Konkursie Literackim „Pisanie jest dobre na chandrę”, zorganizowanym przez Oświęcimskie Centrum Kultury, pod patronatem Prezydenta Miasta Oświęcim. (W kategorii prozy wzięło udział 208 prac; nagrodzono i wyróżniono 5 prac). W antologii pokonkursowej organizator konkursu zaproponował opublikowanie zaledwie… półtorej strony z opowiadania liczącego stron piętnaście. Zaprotestowałem, ale po wymianie m.in. e-maili z organizatorem konkursu oraz po rozmowach z kilkoma kolegami po piórze, ostatecznie zgodziłem się na owe początkowe półtorej strony.
Całe opowiadanie ma być opublikowane w najnowszym numerze kwartalnika literackiego Oddziału Warszawskiego Stowarzyszenia Pisarzy Polskich „Podgląd”.
Poza tym 21 lutego br. wicewojewoda pomorski Mariusz Łuczyk osobiście wręczył mi nadany… 28 czerwca 2017 r. przez Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego Brązowy Medal Zasłużony Kulturze „Gloria Artis”. A zatem dwadzieścia(!) miesięcy czekałem na wręczenie mi owego… medalu.
(Czytelnicy tych zapisków znają moje powiedzenie przejęte od Sebastiana Kawy, mistrza szybownictwa, tj. „Drugi, znaczy ostatni”. I gdybyż jeszcze ów brązowy medal łączył się z jakąś pieniężną gratyfikacją, ot chociażby pięć tysięcy złotych na rękę…).
Oprócz prowadzenia (od czasu do czasu) tych zapisków niewiele, z różnych przyczyn, napisałem.
Przeczytałem za to wiele książek i tekstów, z których bardzo mało, moim zdaniem, nadaje się do czytania, ponieważ niemal w 99% jest to… „napierdalanie w klawiaturę”, jak określa pisarstwo autorka literatury popularnej Katarzyna Bonda. Z tej przyczyny, co i raz ktoś się na mnie obraża, że „się czepiam” itd. To zastanawiające, że wszyscy piszący chcą być zauważalni i chwaleni. A napisz swoje zdanie, jako czytelnik z długim i jeszcze dłuższym stażem – od razu ktoś „się obraża”.
Odważyłem się jednak napisać, i poniżej opublikować, po bardzo długiej przerwie… wiersz. Zainspirowała mnie do jego napisania rozmowa z kolegą / znajomym / przyjacielem itd. (niepotrzebne skreślić) L., który na jakiś czas pojechał do rodziny na południe Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej.
A oto ten wiersz:
Przed północą z Kalifornii, z Los Angeles
L.– mój znajomy / kolega / przyjaciel
(niepotrzebne skreślić) – przez WhatsApp
garść Słońca z pozdrowieniami mi przesyła.
U niego jest gorący dzień: +26 stopni
Celsjusza w cieniu. Niebo w fiołkowym
– jak na westernach – kolorze. L. od kilku
dni u swojego kolegi z dawnych lat gości.
Opala się na brzegu basenu z „niebiańsko
orzeźwiającą” – jak ją nazywa – wodą.
Widać lekkość i przeźroczystość powietrza.
W WhatsApp brak tylko fruwających aniołów.
A u nas i w dzień ciemno: –2 stopnie
Celsjusza. Z południa – co bardzo dziwne –
mroźny wiatr dmie. Adwent (tuż przed
trzecią niedzielą Adwentu) w różowym kolorze.
Nigdzie nie widać, nie czuć… Oczekiwania.
Smutna Długa. Smutny i Długi Targ ze
smutną choinką. Na palcach jednej ręki
możesz zliczyć okapturzonych przechodniów.
Na „największym w Europie” jarmarku
wszystko to samo, co w ubiegłych latach.
„Bombki na choinkę? Te nieco większe?
Do wzięcia: od sześćdziesięciu złotych sztuka”.
No cóż zazdroszczę L. tej pogody, nieba i
wrażeń. Ja nigdy do Las Angeles nie pojadę.
Te kilka chwil rozmowy przez WhatsApp
ciemność tych dni, pięknie mi tu rozświetliły.
12-13 grudnia 2019 r.