WIOSNA? WIOSNA!

Zaiste, nareszcie przyszła wiosna. Stwierdziłem, zauważyłem, to dopiero wczoraj, gdy na Hucisku w Gdańsku wysiadłem z autobusu i udałem się w kierunku tzw. Kunsztu Wodnego. Aż tyle bowiem moim oczom ukazało się zieleni i nareszcie zobaczyłem drzewa, wysokie drzewa, a pod drzewami ławeczki. Czy jest coś przyjemniejszego niż (w moim wieku) usiąść na ławeczce w cieniu drzewa? (Ach, jest przecież jeszcze pływanie w basenie sportowym).

Tutaj, gdzie teraz mieszkam (a właściwie przebywam) tj. Jeszcze dalej niż Północ (nie, nie chciałbym zdradzać nazwy tego miejsca. Może ktoś dociekliwy zajrzy na mapę i zobaczy), mimo że jest to miasto, w którym… „nic nie ma”. To znaczy jest bardzo wiele budynków (i stawia się coraz więcej i to jakich, bo… osiemnastopiętrowych, co ja nazywam „blok w blok i jeszcze jeden blok, i jeszcze jeden, i jeszcze jeden”), ale nie ma tu ani centrum handlowego, ani za wiele sklepów, kawiarnia jest zaledwie jedna, życie kulturalne praktycznie nie istnieje, chociaż jest tzw. fabryka kultury. (Fabryka kojarzy mi się z wytężoną, bezustanną pracą. I taką fabrykę widać, a także ją słychać, a nade wszystko powinno się o niej mówić. A tu cisza. Gdzieś tylko wisi jakiś stary plakat, że była tu niegdyś jakaś „kapela”, jakiś „koncert”).

Niby to jest miasto, lecz chyba osiedle, a już najpewniej przedmieście, tylko nie wiadomo czego. Wysokich drzew nie ma, w ogóle prawie drzew nie ma. Ławeczek by przysiąść jak na lekarstwo. A jeżeli są, to ustawione niemal tuż przy jezdni. Jest wprawdzie jakaś namiastka parku, ale cóż z tego, jeśli trzeba uważać na szalejących (i dzwoniących) rowerzystów, aby zejść im z drogi.

Wprawdzie dosłownie „rzut beretem” rozpościera się na horyzoncie w kierunku zachodnim Trójmiejski Park Krajobrazowy, a w kierunku północnym Puszcza Darżlubska, ale to tylko dla tych, którzy posiadają samochody albo dla rowerczyków. Żaden autobus tam nie jedzie. Tak samo jest z dotarciem nad Zatokę Pucką.

Jakiś czas temu zagadnąłem pewnego jegomościa, który na pytanie: gdzie tu można pójść na spacer, a przy okazji w jakiejś kawiarence przysiąść i wypić kawę, uśmiechnął się i odpowiedział:

– Panie, jakie to miasto? Przecież to wiocha, chcesz pan pospacerować, iść na kawę, to wsiadasz pan w kolejkę i jedziesz pan do Gdyni. Tu nic nie ma. Nic, panie.

W takich sytuacjach przypominam zawsze sobie pewnego architekta krajobrazu, który powiedział, że miasto tym jest piękniejsze, im w nim jest więcej parków i fontann.

W okolicach Kunsztu Wodnego, do którego zachwycając się wysokimi drzewami dotarłem wprawdzie fontann nie ma i raczej nie będzie, ale jest za to Kanał Raduni.

Bo ja się źle czuję w mieście, gdzie nie ma wody. W Sztumie są dwa piękne jeziora, Malbork jest położony nad Nogatem, Uniejów nad Wartą, a tutaj Jeszcze dalej niż Północ jest wprawdzie rzeczka, od której to miasto wzięło nazwę, ale jest ona prawie niewidoczna.

W Gdańsku zastałem piękną pogodę. I chociaż na termometrze było zaledwie 12 stopni Celsjusza (a na „krótki rękaw” można zacząć chodzić od 18 stopni), to ludziska są już tak spragnieni wiosny i ciepła, że co chwila można było kogoś zauważyć w T-shircie oraz w krótkich portkach.

Wydawałoby się, że jeśli jest już tak wiosennie, to Kunszt Wodny powinien być roztwarty na przestrzał, albo mógłby mieć otwarte przynajmniej jedne drzwi. Niechby to wiosenne powietrze wypełniło i tę przestrzeń. Jakieś panie za kontuarami zajęte wyłącznie sobą. Obawiasz się, że jeśli się odezwiesz albo o coś zapytasz, to naruszysz ich błogi spokój. Przeglądam zatem książki, których wszędzie moc. Nie znajduję jednak przeze mnie poszukiwanych tj. m. in. Zofii Kossak oraz Stefana Grabińskiego. W takich chwilach, gdy staję przed pólkami wypełnionymi po brzegi książkami, zastanawiam się po co one komu są potrzebne, czy ktoś kiedykolwiek po nie sięgnie? Czasy, kiedy nie wychodziłem z księgarni bez kupionej książki bezpowrotnie minęły. Raz dlatego, że książki są potwornie drogie, a dwa: co potem zrobić z przeczytaną książką? Staram się więc książki wypożyczać, ale dość często trzeba się trochę natrudzić, by znaleźć poszukiwaną książkę lub autora. (Dlaczego – przykładowo – w żadnej bibliotece nie ma Grahama Greene’a Moich fascynacji oraz, tego samego autora, Wracając do źródeł?).

W Kunszcie Wodnym, w jeszcze jednym pomieszczeniu bez powietrza siedzi niemal na wpół zgięta nad laptopami gromada młodych ludzi. Czy i oni nie czują, że siedzą w zaduchu? Aż chciałoby się zakrzyknąć: ludzieeee! Wyjdźcie na świeże powietrze, w plener. W plener! Jest Wiosna! Wiooooosna!!!

Przede mną uchylają się automatycznie drzwi i wychodzę na wysłonecznioną, pełną wiosennego powietrza przestrzeń. Ach, wiosna. Nareszcie wiosna.

W centrum handlowym tabuny młodych ludzi wałęsających się w tę i we w tę, zapewne bez jakiegokolwiek celu. Obsiadują również całe drugie piętro, zajadając knajpiane jedzenie. Tuż obok kino, przy którym pusto.

Jest tak ciepło, że i ja zdejmuję marynarkę i podwijam rękawy koszuli. Wsiadam do kolejki zmierzającej do Orłowa. Ktokolwiek wsiądzie do pociągu od razu wyciąga telefon komórkowy i albo bezustannie coś „dziubie”, albo w maluteńkim ekraniku czegoś bezustannie poszukuje. Czego?

Dawniej było słychać rozmowy ludzi, ba często było słychać, i widać, śmiech. Teraz prawie każdy zapatrzony w ekranik telefonu komórkowego.

Dojeżdżam do Orłowa, wysiadam. A tu zaskoczenie. Po słonecznym, ciepłym Gdańsku ani śladu. Pochmurno, zimno, skądś dmie zimy wiatr.

27-30 kwietnia 2024 r.

PS. Chciałem ten zapisek okrasić – jak to jest w moim zwyczaju – jakimś obrazem. Tym razem wiosennym. Tyle jednak jest wspaniałego malarstwa, że nie potrafiłem się zdecydować, a jednak musiałem coś wybrać. Może zatem coś z przedstawicieli pleneryzmu? Kogo wybrać? Fałata, Masłowskiego, Pankiewicza, Wyczółkowskiego, Weissa, Stanisławskiego? A może Rapackiego? A może Sidorowicza? Wziąłem… Wiosnę (1910-1911) Henryka Bonawentury Kazimierza Weyssenhoffa (1859-1922).

PPS. Właśnie dowiedziałem się, że jury II Ogólnopolskiego Konkursu Poetyckiego „O LAUR ADAMA – 2024” w składzie: Adam Gwara, Adam Ochwanowski, Adam Ziemianin przyznało mi za wiersz pt. „W chłodnej powodzi gwiazd” wyróżnienie honorowe.

Na konkurs ten wpłynęło 339 prac 113 autorów. Jury nagrodziło i wyróżniło 12 wierszy. W tym także i mój. A oto ten wyróżniony wiersz:

 

Motto:

 

„Włożywszy najlepszą koszulę i kurtkę,

wyruszył w stronę Toltu

w chłodnej powodzi gwiazd”.

 

Michael Crummey Dostatek[1]

 

„Za cegły, kamienie uważam stadko

Żałosnych sąsiadów; lecę do ciebie”.

 

Robert Browning Prolog[2]

 

 

„W CHŁODNEJ POWODZI GWIAZD”

 

Chciałbym za oknem drzewa mieć.

Całą gąszcz liści. Wśród nich

śpiewające ptaki. I żeby jeszcze

niebo widoczne było. I abym go tyle miał,

ile zechcę, bez murów i ograniczeń.

I żebym widział jak Słońce,

po nieboskłonie swobodnie się przechadza.

 

I chciałbym aby Księżyc,

od czasu do czasu mnie odwiedzał.

Żebym nie musiał go w szczelinach szukać,

gdzieś między murami.

I żebym mógł położyć się na ławce w ogrodzie

i gwiazdy obserwować:

jak Księżyc, krótko po wschodzie,

odsłania Aldebarana:

jasną, czerwoną gwiazdę z gwiazdozbioru Byka,

A również i Deneb

z Wielkiego Trójkąta Letniego, a także i Perseidy.

 

Chciałbym za miastem mieszkać.

Z dala od hałasu, zamętu

i bezustannego ujadania i wycia psów na balkonach.

Sąsiada chciałbym mieć na odległość wzroku

albo i dalej, na horyzoncie. Sąsiadem dla mnie ten,

z którym bez ograniczeń, w modlitwie, mogę rozmawiać.

 

Chciałbym na własność jezioro mieć

albo tylko dzierżawić.

Niechby prawie nikt o nim nie wiedział.

Wiadomo jak to jest z wędkarzami.

Codziennie chciałbym obejść je dookoła

albo i – latem – przepłynąć.

Lub siąść gdzieś na brzegu i patrzeć

jak nocą jedna za drugą gwiazda z jeziora w niebo… spada.

 

Te moje życzenia, pragnienia składam

sam już nie wiem, do kogo.

Wiele się dzieje poza mną, jeszcze częściej

jakby mnie w ogóle nie było.

 

Ktoś nie pytając mnie o zgodę

za oknem mur mi stawia, zamyka niebo.

Ktoś inny nie pytając mnie o zdanie

„podejmuje czynności” i zamiast parku…

market stawia, który „parkiem” zwie.

Jedziesz przez miasto. I co widzisz?

Jeden za drugim, z betonu, nowy „park”.

 

A ja chciałbym tylko dla siebie

otwarte niebo mieć. Żadnych murów,

żadnych sąsiadów zaglądających

mi do mieszkania. Kto mi taki zgotował los,

że sąsiad wie, co jem i o czym rozmawiam?

 

 

 

[1] Kanadyjski prozaik i poeta. Dostatek (Galore, 2009; wyd. polskie 2013, tłum. Michał Alenowicz).

[2] Angielski poeta i dramatopisarz (1812-1889).