W POGONI ZA PRAWDĄ ŚWIATA – recenzja Joanny Polak

Nie jest to poezja prostych porywów serca. Ma swoja logikę, płynie strumieniem myśli i wrażeń autora, czasem szybko, aż do utraty kontroli nad słowem, czasem powolnym, wręcz leniwym, kontemplacyjnym tempem. To poezja tropiąca świat, przyłapująca go na gorącym uczynku, wtedy, gdy ujawnia swoje tajemnice.

Chodzi tu o wydany niedawno przez Bernardinum tom poetycko-prozatorski Jana P. Grabowskiego zatytułowany Sonata obojowa. Wiersz, który kończy pierwszą – poetycką – część książki, jest według mnie kluczem do wszystkich poprzednich. Poeta pisze:

 

Cóż pozostaje w pogoni

za wymykającą się prawdą świata?

 

Cóż pozostaje oprócz rozmów…

może przybliżających nas do Tajemnicy?

 

Cóż pozostaje oprócz zdziwień

– przemijającą nieustannie – barwą świata?

Cóż pozostaje prócz pewności,

że wszystko możliwe jest do uchwycenia

przez zmysły, pamięć, wyobraźnię?

 

Cóż pozostaje prócz przekonania,

że z dnia ma dzień tracimy wszystko?

Cóż pozostaje prócz świadomości,

że tracąc wszystko… na pewno

do końca – wszystkiego – nie zapomnimy?

 

(Cóż pozostaje w pogoni za wymykającą się prawdą świata?)

 

Choć poeta zadaje tu same pytania, które pozostawia bez odpowiedzi, otwiera przed czytelnikiem swoją wizję świata: to świat nosi w sobie Tajemnicę, metafizyczną zagadkę istnienia. Człowiek jest gońcem, pragnie dotrzeć do prawdy. Niełatwe to zadanie, bo świat mu się wymyka, jak piasek ucieka między palcami, gdy dłoń pragnie go zacisnąć w pięść. Rozmowa, zdziwienie, pewność, że wszystko jest rozpoznawalne przez zmysły, mają przybliżyć go do Tajemnicy. A jednak poczucie utraty, kalectwa pamięci, niemożności uchwycenia prawdy, budzą nostalgię, jakiś smutek istnienia.

Nostalgia i smutek towarzyszą całemu tomikowi wierszy. Oba stany pojawiają się zawsze ilekroć autor rozważa o niemożności objęcia, uchwycenia, zagarnięcia do końca otaczającej rzeczywistości. Człowiek łaknie świata, ale go nie może posiąść w pełni, bo ma ramiona ograniczone skończonością i pamięć ułomną. Jak go więc go można uchwycić, okiełznać, uznać za swój? To możliwe tylko w sztuce – zdaje się mówić poeta – w sztuce, to jest w muzyce i poezji. Choć w tekście nie pojawiają się tak zwerbalizowane stwierdzenia, to są z pewnością uprawnione – to przecież sam autor wybiera na opowieść o swoim świecie formę wiersza i to on sam nadaje mu tytuły związane z muzyką, o niej pamięta w podtytułach, ja opisuje. Nic w tym nie ma zresztą dziwnego: poezja i muzyka to dwie dziedziny sztuki, które najpełniej uwolniły się od konieczności mimesis: opisu czasu i przestrzeni, realiów i detali. Poezja i muzyka nie muszą naśladować świata, mogą opowiadać o relacjach między jednostką a światem, to wystarczy. Poezja i muzyka są najbliżej tego co niewypowiadalne. Muzyka odrzuca słowo jako ułomne, dla opisu świata wystarcza sama sobie. Poezja z kolei zderza słowa ze sobą, odmienia ich znaczenie, używa, aby je odświeżyć, aby ponazywać od nowa. Tu słowo odrywa się od swojego desygnatu, wyraża więcej niż samo znaczy, może treść zakląć w symbol, metaforę, nadać jej alegoryczny sens. Paradoksalnie więc poeta odrzuca słowo, aby za pomocą słów tropić świat.

Co wynika z tych tropów? Po pierwsze nie cały świat ma ten sam głęboki wymiar. Autor przesiewa jak przez sito chwile ważne od tych mniej ważnych, odrzuca codzienność, chwile banalnych czynności, „sprawy, zdarzenia, wymiary”. Świadomie wybiera drugi obieg życia zamiast codzienności – święto, zamiast miasta – wieś, zamiast cywilizacji – naturę, zamiast zgiełku ludzkiego – samotna ciszę. Powtarza się ulubiona sceneria – Kaszuby, ciepłe popołudnia, poranki i zmierzchy. Nie przypadkiem zapewne wakacje, bo to czas istniejący jakby poza zwykłym rytmem, gdzie nie dba się o pamięć dat i terminów, gdy człowiek czasowi wymyka się spod kontroli, i jeszcze okres świąt, gdy z kolei czas nabiera uniwersalnego znaczenia, człowiek staje wtedy jakby ponad czasem.

Dlaczego właśnie natura w tak szczególny sposób ma wyznać tajemnicę świata? Bo w tym co materialne ujawnia to, co duchowe. Oddziałuje na zmysły, a daje doznania metafizyczne. Podobne myśli pojawiają się w książce wielokrotnie. Choćby w tym fragmencie wiersza:

 

Ależ trawa dziś miękka.

i jakież ptaki śpiewają.

Jakże Kacza dziś szumi.

i jakież obok niej kwiaty.

 

Jakież to wszystko pewne:

trawa, drzewa i niebo.

Jakżeż trwały ten pejzaż.

I jacyż my w nim niestali.

 

(Ależ trawa dziś miękka)

 

Natura jest nietknięta, nienaruszona przez przemijanie. Choć poddana wegetatywnemu cyklowi pór roku, jest constans – trwała i nieprzemijalna jak człowiek. Człowiek jest i zaraz zniknie, a drzewo, las i jezioro będą istnieć bez wzruszenia. Pisze Jan P. Grabowski:

 

I cóż po nas, śmiertelnych, tu zostanie? Ciało,

które wnet w garstkę prochu się obróci?

Czy może nieco więcej? Pamięć? Pamięć tych,

którzy zostają tu na dłużej, aby przez chwilę

– tylko także przez jedną chwilę – szansę mieć,

nadzieję (a może jeszcze więcej wątpliwości?),

że przybliżą się Tam, czyli dokąd nam czasu,

możliwości, umiejętności, wytrwałości, a może

wiedzy i – zwyczajnie – wiary już nie stało?

(…)

Patrzymy, zatem w zórz szkarłaty i purpury.

Oddychamy złotozieloną – jak chryzopraz –

przestrzenią. I czyż barwy, przestworza, wonie

zdołają uchronić nas od przeznaczenia? Czy może

zdążymy jeszcze ocalić sami siebie nawzajem?

 

(Tryptyk elegijny, Część druga pt. Elegia przed rozświtaniem)

 

Jest w naturze ta siła, która każe człowiekowi nie być obojętnym na jej piękno, ale to nie wszystko, jej kontemplacja poza doznaniami estetycznymi, budzi w patrzącym nastrój elegijny, filozoficzne myśli o nietrwałości ludzkiego życia. To właśnie moc natury sprawia, że człowiek otwiera się na Tajemnicę. Poczucie pewności, że trwa, że jest wieczna to równocześnie domniemanie, że „wie” i „zna” to, co Nieskończone. Że zna Najwyższego. Jak mówi poeta – natura wywyższa człowieka, to znaczy: w obcowaniu z nią doznaje bliskości ze Stwórcą. Jest pośredniczką, wysyła znaki, tropy, ślady istnienia siły totalnej i sprawczej. Paradoksalnie to zmysły zbliżają do Boga – gdy człowiek patrzy na świat i słucha muzyki lasu, poznaje dobro Pana. Ociera się o Nieskończoność. To doznanie leczy smutek i nostalgię, leczy eschatologiczne lęki, daje siłę w codzienności. „I zabiorę go ze sobą” – mówi poeta opisując niezwykły widok porannych Mazur – „dokądkolwiek odtąd pójdę, gdziekolwiek pojadę.” (Panie, tyle tu Ciebie nagle…).

Cały tom Sonata obojowa tak właśnie został pomyślany – ułożony jest z chwil, które zabiera się ze sobą, chwil leczących człowieka.

 

Joanna Polak, W pogoni za prawdą świata… O nowym tomie poetyckim Jana P. Grabowskiego pt. Sonata obojowa. Wybór liryków [rec.: Jan P. Grabowski, Sonata obojowa. Wybór liryków, Pelplin 2003], „Gwiazda Morza”, 29 czerwca i 6, 13, 20, 27 lipca 2003, nr 13–14.