Z północy dmie lodowaty wiatr. Chmury takie, jakby za chwilę miał spaść śnieg. Gdyby nie zieleń na drzewach mogłoby się wydawać, że oto nagle zapanował najbrzydszy miesiąc roku ze wszystkimi swoimi fanaberiami i uprzykrzeniami, czyli marzec. Nie można nawet na chwilę przysiąść na ławce i popatrzeć na drzewa by wzrok odpoczął od wszędobylskich murów, ponieważ skądś podpełza straszliwy ziąb, którego nie doświadczysz nawet w zimowych miesiącach. Oto końcówka sierpnia Anno Domini 2021. Nie chce się wychodzić z mieszkania. Zimno, ponuro, ciemno i wietrznie.
Na taki czas najlepsza jest książka. Mam taką. Wreszcie mam lekturę, od której nie mogę się oderwać. To obficie okraszona, jak dobra kasza skwarkami „Ale…” na początku zdań, książka pt. Ryszard III, której autorem jest Paul Murray Kendall.
Chyba każdy ma jakąś postać historyczną, która go interesuje. Ja od kilkudziesięciu lat pozostaję pod urokiem Ryszarda III (2 października 1452 – 22 sierpnia 1485), króla Anglii w okresie od 6 lipca 1483 r. do śmierci pod Bosforth Field 22 sierpnia 1485 r., czyli dokładnie 536 lat temu (decydująca bitwa Wojny Dwóch Róż).
Skąd takie zainteresowanie? Mógłby ktoś zapytać. Ci, którzy czytają te zapiski, wiedzą, że wzięły się z mojego… kinofilstwa, któremu pozostaję wierny od najmłodszych lat. Bo to właśnie wtedy zobaczyłem i zachwyciłem się filmem pt. Ryszard III (Richard III – 1955), 161 min., reż. Laurence Olivier, który także wcielił się w tytułową postać. Film ten naonczas oglądałem po wielokroć, chociaż był dozwolony od lat czternastu, a ja byłem zaledwie kilkulatkiem.
(To moje pierwsze zetknięcie z filmem o Ryszardzie III opisałem szczegółowo w moim opowiadaniu pt. Kajetan i Clara, które w całości zostało opublikowane w „Tygodniku Zamojskim” w trzech kolejnych numerach z 17, 24 i 30 marca br.).
Potem ten film oglądałem jeszcze wielokrotnie, ale nie budził we mnie już takiego entuzjazmu. A gdy teraz, w przerwie lektury książki Kendalla, obejrzałem raz jeszcze uznałem go wręcz za słaby, chociaż w dalszym ciągu pozostaję pod urokiem gry Laurence Oliviera.
(A swoją drogą naoglądawszy się takiej masy, już nawet nie ilości, filmów, mało co mnie potrafi ze sztuki filmowej zadowolić).
Co mnie najbardziej razi w filmowej wersji Ryszarda III, sfilmowanej według sztuki teatralnej Williama Shakespeare pod tym samym tytułem? Przede wszystkim Ryszard, książę Gloucerster nie był żadnym „Crookbackiem”, czyli „Krzywogrzbietym”, lecz młodym, dzielnym rycerzem cierpiącym jak się okazało na skoliozę, ale owa wada postawy, czy też przypadłość nie czyniła go starym, mściwym garbusem, tak jak go przedstawia Shakespeare, a za nim Olivier.
Tu zatrzymajmy się na chwilę nad obsadą filmową. Warto podkreślić, że młodego, zaledwie trzydziestoletniego Ryszarda III, gra… czterdziestoośmioletni Laurence Olivier (1907-1989).
(Czytałem wprawdzie, że Hamleta mogą zagrać tylko „dojrzali” aktorzy, ale Ryszard, mimo delikatnej postury – według m.in. Kendalla – był jak na ówczesne czasy, a przybierając miarę dzisiejszą człowiekiem niezwykle sprawnym, wręcz, nie waham się użyć tego słowa „wysportowanym”, czy też „wyćwiczonym” w bardzo licznych bitwach Wojny Dwóch Róż.
Jego ulubionym orężem był topór, dlatego też prawe ramię i bark miał lepiej wyćwiczone i umięśnione, stąd też brała się jakby dysproporcja jego sylwetki. Owa dysproporcja według historycznych opisów nie rzucała się jednak w oczy. Przedstawianie zatem Ryszarda jako garbusa z „suchą” ręką, w dodatku utykającego i powłóczącego nogą jak go przedstawia Shakespeare, za przekazami Tudorów, nie miało nic wspólnego ze stanem faktycznym).
Idźmy dalej. Starszego brata Ryszarda tj. Georga, księcia Clarence (1449-1478), który został ścięty w wieku dwudziestu dziewięciu lat gra… pięćdziesiojednoletni John Gielgud (1904-2000).
Natomiast Edwarda IV (1442-1483), który zmarł w wieku czterdziestu jeden lat gra… sześdziesięciodwuletni Cedric Hardwice (1893-1964).
Jedynie Lady Anne „trzyma” wiek, ponieważ kreująca ją Alaire Bloom w czasie kręcenia filmu była po dwudziestce.
(A tak nawiasem Anna w chwili zaręczyn z Ryszardem miała lat szesnaście, a on dwadzieścia. Z opisów Kendalla i przekazów historycznych wiadomo, że było to udane zarówno narzeczeństwo, jak i małżeństwo. To co Shakespeare nawypisywał także o tej parze w swojej sztuce, a Olivier za nim powtarza w filmie, może jeżyć przysłowiowy włos na głowie).
W filmie Ryszard… gada, gada, gada i gada. No i spiskuje. (Bo to jest sztuka teatralna – mógłby ktoś powiedzieć – aby w niej gadać). Rzeczywisty Ryszard, książę Gloucester, a potem jako król Ryszard III, nade wszystko działał. Miał niezliczoną ilość obowiązków i pełnił wiele urzędów m.in. wielkiego szambelana Anglii, strażnika Królewskich Lasów, szeryfa Cumberlandu, konstabla Anglii, admirała Anglii, strażnika Pogranicza Zachodniego itd. Prowadził wojnę ze Szkotami, z Henrykiem Staffordem tj. drugim księciem Buckingham, najwierniejszym przyjacielem, który mimo że obsypany największymi zaszczytami, urzędami i nadaniami ziemskim go zdradził. Wreszcie Ryszard bezustannie bije się z Lancasterami, ciągle przemieszcza się po Anglii aby zapewnić pokój i ład. Czy to mało jak na zaledwie dwudziestokilkuletniego człowieka? Ryszard, książę Gloucester królem został w wieku trzydziestu jeden lat, poległ jako trzydziestotrzylatek.
A olivierowski – według Shakespeare – Ryszard III to pokrzywiony, garbaty jegomość pod pięćdziesiątkę, który nieustannie gadając spiskuje, jest winny śmierci zarówno Edwarda IV, jego dzieci, księcia Clarence itd.
Sprawa śmierci dzieci Edwarda IV, których Ryszard był przecież stryjem pozostaje do dnia dzisiejszego niewyjaśniona. Zostali umieszczeni w Tower, która to twierdza była wówczas rezydencją królewską, a nie jak to jest u Shakespeare’a i w filmie Oliviera, ponurym więzieniem.
Trzeba było poza tym wiele sprytu, przebiegłości, akceptacji parlamentu itd. aby Ryszard został królem.
Jak przedstawia Kendall Edward V, starszy syn Edwarda IV, nie miał, jako bękart, prawa do korony, ponieważ jego ojciec był przed małżeństwem z Elżbietą Woodwille zaręczony z lady Eleonorą Butler. A w owych czasach zaręczenie równało się małżeństwu. Stąd też po śmierci księcia Clarence, korona w kolejności przypada Ryszardowi, po bardzo wielu zabiegach, sprytnych akcjach jak m.in. uwięzienie Anthonego Woodwille, hrabiego Rivers, a nie w wyniku morderstw i spisków. Zresztą w tamtych czasach nie za bardzo „patyczkowano się” ze zdrajcami króla: wyrok, przez ścięcie, wykonywano natychmiast. (Jedynie książę Clarence został, na jego życzenie, utopiony w beczce wina).
To pasjonujące dzieje, które są bez porównania ciekawsze niż wszystkie te współczesne, wypasione na kilkaset stron, wydumane, najczęściej o niczym, „powieści”.
Natomiast sam film Ryszard III, jest niestety tylko sfilmowanym spektaklem teatralnym. Mówiący wprost do widza Laurence Olivier jest największym atutem tego filmu, a właściwie sfilmowanego spektaklu teatralnego.
Oglądając Ryszarda III Oliveira aż „ciśnie się” porównanie do… Krzyżaków (1960 r.), 166 min., reż. Aleksander Ford. Oba te filmy bowiem powstawały w tym samym, mniej więcej czasie, ale film Aleksandra Forda to dzieło technologicznie nowoczesne, w dalszym ciągu nadające się do oglądania, ze znakomitymi zdjęciami, a nade wszystko dynamicznym montażem.
Namawiano Oliviera aby wykorzystał CinemaScope, ale on wolał wybrać zapisywany poziomo system VistaVision (tzw. „leniwą ósemkę”). Cóż z tego, jeśli potem i tak Ryszarda III wyświetlano w systemie pionowym. Pamiętam jednak, że barwy tego filmu w połowie lat pięćdziesiątych XX wieku były wspaniałe.
Natomiast Ford wprawdzie także zastosował Technicolor, ale taśmę Eastman Kodak, a nade wszystko szeroki ekran. Krzyżacy, moim zdaniem, to filmowe arcydzieło. Natomiast, cóż, gdyby Olivier zastosował panoramę, naturalną scenografię, plenery… ale i tak mam bardzo wiele sentymentu do jego filmu.
25-26 sierpnia 2021 r.