„…POD DNEM TYCH STRAT DAWNYCH JEST I DRUGIE DNO STRAT: BLISKA JESIEŃ”.

Motto:

Noc się przybrała w czerń

To smutny lata zmierzch

Już kormorany odleciały stąd

Poszukać ciepłych stron

Powrócą wiosną na jeziora.

 

Goniąc kormorany.

Słowa: Andrzej Tylczyński;

 muzyka Andrzej Korzyński;

śpiewa Piotr Szczepanik

 

 

 

Zaiste, rok w rok 31 sierpnia powtarzana jest ta sama bzdura, że z końcem wakacji, kończy się również lato. A przecież we wrześniu lato trwa jeszcze w pełni, bo… Im bliżej ku jesieni, tym piękniejsza pogoda. A jakie cuda potrafią dziać się, nie tylko w przyrodzie w czasie „Polskiej Złotej Jesieni”, to i piękne lato, i jeszcze piękniejsza wiosna jej nie dostąpią. Wprawdzie czerwiec z kwitnącymi jaśminami i obłokami srebrzystymi bywa przecudny, ale osobiście wolę jesień.

A tu koniec wakacji zbiegł się z Mistrzostwami Świata w Piłce Siatkowej Kobiet 2025 (2025 FIVB Volleyball Women’s World Championship), które odbywają w Tajlandii w dniach od 22 sierpnia do 7 września br. Oglądam, oczywiście prawie wszystkie mecze i doprawdy nie rozumiem tych histerycznych pokrzykiwań o jakichś „horrorach”, „thrillerach”, „palpitacjach”, czy też… „zawałach serca”. Uważam, że polskie siatkarki podczas tych mistrzostw grają bardzo nierówno, wręcz chimerycznie, bo jeden set potrafią wysoko wygrać, a następny już wysoko przegrywają. Więcej mają szczęścia niż umiejętności. Powiem tak: z grającą bardzo równo, na dość wysokim poziomie drużyną Włoszek nie mają prawie żadnych szans. Chociaż to jest „tylko” sport. Włoszki można pokonać. Wystarczy, że Stysiak znowu wzniesie się na najwyższy poziom swoich możliwości, że Łukasik zacznie grać tak, jak tylko ona jedna potrafi i dzielnie wspomoże je Korneluk. Zastanowiłbym się nad udziałem w ćwierćfinale Czyrniańskiej, bo: piękna dziewczyna, potrafi też nieźle uderzyć w piłkę, ale te przyjęcia jej wyraźnie nie wychodzą. Do ćwierćfinału wstawiłbym jednak za nią Piasecką oraz pełną wigoru Damaske. Jeśli Panie w tym ćwierćfinale dadzą z siebie wszystko, to nikt nie będzie miał pretensji, że ewentualnie przegrają. Jeśli jednak mają grać – jak dotychczas… „na stojąco”, to może byłby lepszy… walkower?

Tymczasem, równocześnie jest rozgrywany tj. od 29 do 31 sierpnia br. Memoriał Wagnera. Biorą w nim udział cztery drużyny: Argentyny, Brazylii, Polski i Serbii. Polscy siatkarze mecz z odmłodzoną Serbią wygrali „na luzie” (Zawsze bardzo lubię oglądać reakcje Gheorghe Crețu, tym razem trenera Serbii). Natomiast czy mecz z Brazylią to była siatkówka? Brazylijczycy walili bowiem „dziko”, niemal bez opamiętania, w piłkę tak jakby chcieli ją rozedrzeć, a przeciwnika rozwalić na drobne kawałki. Nasi przegrali również dlatego, że trener przedstawił jakiś dziwny skład bez Kurka, Leona i Fornala. Na młodą Serbię wziął najmocniejszy skład, a na „dziko” atakującą Brazylię… jakiś eksperymentalny. Dlaczego?

A mecz z pełną wigoru Argentyną „chłopcy umoczyli”. Jednakże to jest memoriał, a nie mistrzostwa, więc mogli sobie „odpuścić” i grać „bez napinki”.

No, ale oprócz siatkówki, końca wakacji (i lata?), właściwie nienależnie od pory roku niesamowicie aktywni, nade wszystko w Internecie, są pisarze, a szczególnie pisarki. Oto, co jedna z nich pisze:

„Są ludzie, którzy lubią patrzeć wieczorami jak śpią ich dzieci… ja do nich należę. Po pierwsze dlatego, że moje dziecko jest nocną markinią, a po drugie dlatego, że wolę oglądać rumieniace się na patelni borowiki i bąblujace od drożdży ciasto na foccacię.

Wiecie jaki jest tajny składnik, żeby porcini były jeszcze pyszniejsze? (Porcini to z włoskiego borowiki. Przepis na foccacię mam od kolegi z Włoch, już niedługo nim z Wami się podzielę). Idę wylizywać patelnię”.

Po pierwsze: konia z rzędem temu, kto dopatrzy się jakiegokolwiek sensu w pierwszym zdaniu. Po drugie: nie spotkałem się nigdy dotąd z sytuacją, aby ktoś nawet po najsmaczniejszym daniu „wylizywał patelnię”. (No, zdarza się, że ten i ów daje do takiego wylizania patelni pieskowi. Bo przecież teraz pieski są członkami – a sunie… członkiniami – rodziny). Po trzecie: jeśli jest „markinia”, (o! i gościnia, i księgarkinia), to może być i „głupinia”. Po czwarte: nie „z włoskiego”, lecz po włosku. Po piąte: borowiki są i tak pyszne, więc trudno uwierzyć, żeby były „jeszcze pyszniejsze”. Po szóste wreszcie wyrobienie ciasta na foccacię (pizzę), to żadna tajemnica. Wystarczą trzy składniki: mąka, drożdże i woda + szczypta soli do smaku itd.

À propos pisarzy i pisarek warto przytoczyć (i często cytować) taką oto wypowiedź Milana Kundery (1929-2023) z dzieła Księga śmiechu i zapomnienia (1978 r.), w przekładzie Andrzeja Jagodzińskiego:

„Grafomania (chorobliwa potrzeba pisania książek) staje się zawsze masową epidemią, jeśli rozwój społeczeństwa spełni trzy podstawowe warunki:

1/ wysoki stopień upowszechnienia dobrobytu, który umożliwia ludziom zajmowanie się czynnościami bezużytecznymi;

2/ wysoki stopień atomizacji życia społecznego i płynące z niego powszechne osamotnienie jednostek;

3/ radykalny brak wielkich przemian społecznych w życiu narodu.

Skutek także wywiera wpływ na przyczynę. Powszechna samotność wywołuje grafomanię, ale jednocześnie powszechna grafomania utwierdza i powiększa ogólną samotność. Wynalazek druku umożliwił niegdyś ludzkości wzajemne porozumiewanie się. W czasach powszechnej grafomanii pisanie książek uzyska odwrotny sens: każdy jest otoczony swymi literami jak ścianą z luster, przez którą nie dochodzi żaden głos z zewnątrz”.

Trudno nadążyć za rzeczywistością, lecz moim zadaniem nie jest jej notowanie, czy też przekształcanie, lecz (bez pretensji na „pogłębione”) refleksje na jej temat. Może jest w tym coś i z… ekskapizmu, jeśli do niego zaliczyć nałogowe czytanie dobrych książek, dobre filmy i spacery nad Zatoką Pucką tudzież podziwianie obłoków srebrzystych.

Bo i w rzeczywistości literackiej dzieje się dosyć sporo. Nade wszystko niemal wszystkie nowe książki są reklamowane jako: „bestsellery”, lub „hity” albo „wciągające”. A do „wciąganie” bardziej polega na „wyciąganiu” pieniędzy niż zachętę do kupna. Bo teraz jeszcze nie ma książki w księgarniach, a już m.in. i w Internecie pojawiają się tzw. „polecajki” (co za okropne słowo): „kup teraz”, „kup teraz”, „kup teraz”… Co mam kupować? Kota w worku?

A poza tym jest wysyp nagrodzonych książek. Polega to na tym, że nikt nigdzie o tej, czy owej książce nie słyszał, ani prawie nigdzie jej nie ma, a tu kilkoro zazwyczaj tzw. „jurorów”, o których także mało kto słyszał, nagradza, przeważnie nie wiadomo za co tę, czy ową książkę. Sprawa zatem – i w tym przypadku – jest „postawiona na głowie”. Przecież powinno być dokładnie odwrotnie: najpierw czytelnicy chcieliby mieć do książki dostęp, przeczytać ją lub przynajmniej przewertować, podczytać itd. No i chcieliby mieć wybór. A tak to wygląda, że zbiera się parę osób szast prast coś między sobą ustalą, wybiorą i podadzą maluczkim, czyli czytelnikom do wiadomości, że: ta oto książka – naszym zdaniem – jest arcydziełem albo co najmniej wybitna. No, a przecież czytelnik  często z długim, i jeszcze dłuższym, stażem nie jest w ciemię bity i „jaki jest koń każdy widzi”. Kupuje tę nagrodzoną książkę (jeśli jest możliwa do kupienia) albo ją wypożycza (jeśli jest w bibliotece) zaczyna czytać i widzi, i czuje, że nie ma w niej ani myśli, ani uczuć (tomiki poetyckie), co najwyżej… „rzygają tęczą”, a w powieści, jest zazwyczaj nikła treść wyklepana byle jak na laptopie. I czytelnik kolejny raz nabrać się nie da. W końcu ma w dupie te nagrody literackie, „polecajki”, „bestsellery” i „hity”, które jako literaturopodobne produkty w 99,99% nie nadają się do czytania. Sięga zatem po klasykę, na której się jeszcze nigdy nie zawiódł.

Uff! – można by w tym miejscu wydać taki lub podobny dźwięk – Janie, powściągnij swoją irytację. Niczego i tak nie zmienisz, bo ani siatkarki nie zaczną lepiej grać, ani nie powstrzymasz fali, (raczej potopu) grafomanii w postaci horrendalnej literaturopodobnej produkcji.

– Ależ ja się nie irytuję – mogę odrzec. W sporcie idzie o zwycięstwo (a nie tylko o medale) i jeśli kogoś zadowala ósme miejsce w mistrzostwach świata, to proszę bardzo. Nie nazywajcie jednak tego sukcesem. A i o ćwierćfinałowym meczu z Włoszkami nie mam ochoty się rozpisywać. Można ten mecz podsumować krótko: to był świetny sparring dla Włoszek.

Albowiem na siatkarskim horyzoncie… Mistrzostwa Świata w Piłce Siatkowej Mężczyzn 2025 (2025 FIVB Volleyball Men’s World Championship), czyli 21 edycja mistrzostw świata, organizowanych pod egidą FIVB, na Filipinach. Mistrzostwa odbędą się w dniach 12–28 września. Dzisiaj tj. 4 września br. jest mecz towarzyski Polska – Brazylia. Ciekawym: czy będzie to rzeczywiście siatkówka, czy też bezmyślne walenie z całej siły w piłkę?

A ponadto ci wszyscy, którzy pogrzebali lato 31 sierpnia, teraz mają się z pyszna, albowiem lato trwa – w swojej najpiękniejszej postaci – właśnie teraz, we wrześniu. I najpiękniejsze jeszcze przed nami bo… Im bliżej ku jesieni, tym piękniejsza pogoda.

Zapisek ten chciałbym zakończyć wierszem z 1916 r. pt. The Owen Bird (Lasówka) mojego ulubionego poety, czyli Roberta Frosta (1874-1963), w przekładzie Stanisława Barańczaka (1946-2014):

 

LASÓWKA

Tego śpiewaka każdy słyszał swego czasu:

Odzywa się w połowie lata, w głębi lasu.

Tak głośno, że od twardych pni echo się niesie.

Mówi o tym, że liście schną, że w oczach kwiatów

Lato ma się do wiosny jak jeden do dziesięć.

Mówi, że nie ma śladu po tym, co się wcześniej

Zdarzyło: po ulewie spadających płatków,

Które chmurzyły słońce grusze i czereśnie;

Że pod dnem tych strat dawnych jest i drugie dno strat:

Bliska jesień. Że wszystko pokrył pył z autostrad.

Gdy ptak to powie – milknie, jest jak inne ptaki,

Tyle, że wie: w swym śpiewie nie sam śpiew ukrywa.

Choćby przez chwilą – niemal w słowa ujął taki

Problem: jak to zrozumieć, że czegoś ubywa.

 

31 sierpnia – 5 września 2025 r.

 

PS. Odpadły w ćwierćfinale Polki, odpadły i Amerykanki, którym jakże gorąco kibicowałem. No tak, ale Amerykanki przynajmniej z „nieobliczalnymi” Turczynkami walczyły. A poza tym w towarzyskim meczu 4 sierpnia, Brazylijczycy wyraźnie „zmiękli”. Bo, oczywiście znakomicie tym razem dysponowani Leon i Fornal et consortes, nie dali im pograć. (Niechże ktoś wreszcie powie Kurkowi żeby unikał walenia „na oślep” w blok przeciwnika i jednak spróbował grać coś innego).

PPS. Okraszam ten zapisek zdjęciem ze spaceru brzegiem Zatoki Puckiej między Rewą a Mechelinkami. I jeszcze dalej na Południe.