Pamiętacie ten opis Miłosza z Roku myśliwego na temat baloników? Jeśli nie, to sięgnijcie do książki Miłosza albo znajdźcie go w tych zapiskach. Mnie te baloniki skojarzyły się, jako żywo, z nadymanym od co najmniej tygodnia balonem na temat „naszych piłkarzy”. No i co? No i balon pękł po meczu z Czechami.
Wczoraj, podczas uroczystości, w której uczestniczyłem, z okazji Jolanty padł pomysł aby zrobić zakłady na temat meczu Polska – Czechy. Wszyscy obstawiali wygraną, oczywiście, polskiej drużyny. W grę wchodził tylko rozmiar wygranej: od, nawet, 6:0 aż po skromne 1:0. Kiedy przyszło do mnie powiedziałem, że stawiam… 0:2 dla Czechów i zaraz bardzo szybko dodałem, że kibicuję Chorwacji. Powstała mała konsternacja, ale nie zamierzałem przed nikim się tłumaczyć. Oglądam, od czasu do czasu, mecze ligi hiszpańskiej i włoskiej. Wielkie wrażenie zrobił również na mnie niedawny mecz FC Bayern z Chelsea FC i wówczas to pomyślałem, że nic po naszej drużynie, a raczej po jej grze, na EURO 2012. Pełnego przekonania, że polska drużyna nic nie zdziała na EURO 2012 doznałem, gdy zobaczyłem te niby „zwycięskie” remisy naszej drużyny, a nade wszystko po meczach Chorwacji z Irlandią (3:1), Hiszpanii z Irlandią (4:0), Niemców z Holandią (2:1), a szczególnie Anglii ze Szwecją (3:2). Ten ostatni mecz uważam w ogóle za najlepszy z dotychczas rozegranych. Aż, bowiem chciało się patrzeć na Anglików i Szwedów jak bardzo chcą grać.
Kiedy gra polska drużyna zawsze mam pewność jakby czekali aż piłka sama wpadnie do bramki. Śmiać mi się chciało, gdy Dariusz Szpakowski czekał na cud. Czesi zawsze grali bardzo dobrze. Na te mistrzostwa przyjechali wcale nie tak najsilniejsi, ale chciało im się grać.
Nadymany, zatem do absurdalnych granic balon pękł. Co jednak najważniejsze mistrzostwa toczą się dalej. Nie jestem znawcą piłki nożnej. Lubię futbol jako widowisko, ale co sądzić o takich to zapowiedziach przed EURO 2012 m.in. Michała Listkiewicza „Nasi mogą dojść do półfinału”, Romana Koseckiego „Finał: Polska – Hiszpania”, Cezarego Kucharskiego „Polscy piłkarze wygrają grupę!”, Radosława Majdana „Do przodu, Polsko!, masz same atuty”, Dariusza Szpakowskiego „Polska czarnym koniem EURO”, Mateusza Borka „Trzeba zagrać na sto procent”.
Śmiać mi się z tych zapowiedzi chce. Ostatnie miejsce w najsłabszej grupie. Oto poziom gry polskiej drużyny. A czy ktoś jeszcze pamięta m.in. Antoniego Szymanowskiego, Zbigniewa Guta, Jerzego Gorgonia, Władysława Żmudę, Adama Musiała, Lesława Ćmikiewicza, Kazimierza Deynę, Henryka Kasperczaka, Zygmunta Maszczyka, Andrzeja Szarmacha, Roberta Gadochę, Jana Domarskiego z drużyny Kazimierza Górskiego? To była drużyna, to były mecze.
17 czerwca 2012 r.