Miałem zaszczyt i wielką radość poznać i znać Pana Inka tzn. Ignacego Gogolewskiego (17 czerwca 1931 – 15 maja 2022). Bo tak właśnie Ignacy Gogolewski, jeden z najwspanialszych i najznakomitszych Aktorów, życzył sobie aby się do niego zwracać.
Nie chciałbym tu ujawniać wszystkich szczegółów ani kulis poznania Pana Inka (w końcu jest to bardzo osobista sprawa), być może jeszcze kiedyś o tym napiszę, ale mogę wspomnieć, że gdzieś tak na początku 1999 r. powstał pomysł wśród gdańskich muzyków, których cieszyłem się przyjaźnią, że można by nagrać płytę z moimi wierszami, a oni, tj. owi muzycy, chętnie użyczyliby jako podkładu muzycznego utworów w swoim wykonaniu.
Dosyć tego, że przy końcu marca 1999 r. w poniedziałkowy wczesny poranek zatelefonował do mnie Ignacy Gogolewski. Rozmowa przedstawiała się następująco. Pamiętam ją, mimo upływu lat, ze wszystkimi szczegółami:
– Dzień dobry, nazywam się Ignacy Gogolewski. Czy zastałem pana Jana Piotra Grabowskiego.
Przyznam, że kompletnie mnie wtedy zamurowało, gdy usłyszałem, piękny, niski, niezwykle charakterystyczny głos Pana Inka. Nie wiedziałem co mam powiedzieć. W końcu po kilkusekundowej ciszy odpowiedziałem:
– Tak, jestem przy telefonie, we własnej osobie.
– A, to dobrze – odpowiedział Gogolewski. – Przeczytałem pana wiersze. Niepotrzebnie się pan wtedy na spotkaniu autorskim tłumaczył, że nie potrafi czytać swoich wierszy. Czytał pan zupełnie, jak na autora, przyzwoicie. Powiedział pan wtedy, że jego marzeniem jest aby wiersze przeczytał Gogolewski. No więc marzenie się spełni przeczytam pana wiersze. Przyjadę do Gdańska. Zresztą mam tam na Przymorzu rodzinę.
Tu Gogolewski opowiedział o swoich związkach z Gdańskiem, a zwłaszcza z dzielnicą Przymorze, gdzie przecież niemal po sąsiedzku, bo na pobliskiej ulicy, mieszkałem.
M.W. oraz K.K., którym o tej rozmowie opowiedziałem przygotowali studio nagrań i oto któregoś poniedziałku, w kwietniu 1999 r., wyszliśmy razem z K.K. aby Gogolewskiego na dworcu w Gdańsku powitać.
Przyjechał wczesnym przedpołudniem, chyba to była godzina dziesiąta, nie później. Zszedł powoli po schodkach. Był ubrany w jakiś niepozorny płaszcz, kaszkiet oraz ciemne buty. Wszystko noszące ślady jakby lekkiego sfatygowania. Podeszliśmy do niego. Przedstawiliśmy się z K.K.
– Chętnie przyjąłem panów zaproszenie.
Tu warto wspomnieć, że był to czas, gdy na Gogolewskim ciążył w środowisku artystycznym, w tym nade wszystko aktorskim, jakiś… „cień kolaboracji”, ponieważ ośmielił się w stanie wojennym nagrać w telewizji z zespołem Teatru w Lublinie sztukę. Potem były także jeszcze inne przytyki, co Gogolewski w np. rozmowie Filipem Bernatem 12 grudnia 2012 r. na łamach „Wiadomości Wrzesińskich” w sposób następujący skomentował:
„To, że część aktorów chciała zademonstrować swoje poglądy polityczne, to jest ich sprawa, ich problem. Gdzie oni są teraz? Niech tłumaczą dzień dzisiejszy, skoro tak dążyli do tego dzisiejszego dnia, niech komentują! Gdzie obecnie jest polski teatr? Po co rzucali się na taśmę i mówili: »Nie stój, nie czekaj«, »Jesteś we własnym domu«. Przyznam, że do tego »własnego domu« mam pewne zastrzeżenia, które będę mógł przy okazji publicznie wypowiedzieć już niebawem, w Telewizji Polskiej, prawdopodobnie na kanale TVP Kultura”.
Dla mnie Pan Gogolewski to był zawsze jeden z najznakomitszych, jeśli nie najznakomitszy Aktor, mistrz słowa.
Oglądając w latach sześćdziesiątych XX wieku w Teatrze Telewizji znakomite sztuki z jego niezapomnianymi rolami, ani mi wtedy przez myśl nie przeszło, że będę pisał wiersze i że któregoś dnia Gogolewski specjalnie przyjedzie z Warszawy do Gdańska by płytę z moimi wierszami nagrać.
Jechaliśmy zatem do studia nagrań, a gdy już przybyliśmy na miejsce okazało się, że są to jakieś parterowe budynki umieszczone jakby w ciągu… garaży. Gogolewski zdumiał się niepomiernie takim widokiem, coś nawet napomknął – „dokąd to panowie mnie przywieźli?”, ale kiedy już weszliśmy do środa, i K.K. zademonstrował mu wówczas jedno z trzech najnowocześniejszych studiów nagrań w Polsce, jego zdumienie było jeszcze większe.
– To jak mam czytać pana wiersze? – zwrócił się do mnie. – Wolniej, ciszej, wyżej, niżej… takie uwagi mnie nie interesują – powiedział z uśmiechem.
Byłem w wielkiej konsternacji, bo co ja mogłem żądać, ba doradzać takiemu Aktorowi.
– Po prostu niech Pan czyta tak, jak pan czuje – wypaliłem, no bo co ja miałem wtedy odpowiedzieć.
Gogolewski uśmiechnął się, dodał jeszcze by zwracać się do niego „panie Inku”, po czym swoim cudownym głosem zaczął czytać moje wiersze.
Siedziałem tuż obok zafascynowany, zauroczony i zaskoczony, że takie treści, że takie intonacje można „wyciągnąć” z moich wierszy.
Co jakiś czas Pan Inek robił przerwę. Nie chciał nic do picia, ani żadnych kanapek. „ – Teraz, panowie, pracujemy” – powtarzał i pojadał jakieś kefiry, czy też homogenizowane serki, które przywiózł ze sobą w sakwojażu.
Od czasu do czasu robił przerwy i pytał czy nie można by „coś odrobinę zmienić”[1]. Rzeczywiście, dzięki niewielkiej zmianie, a właściwe powtórzeniu wiersz Jak szelest jedwabiu nabrał przez owo powtórzenie w ostatnim wersie „Jak szelest jedwabiu” jakby głębi i szerszego znaczenia.
Podobnie było z innym wierszem, gdy przez dodanie jednego wyrazu wiersz nabrał niezwykłego znaczenia.
W pewnej chwili, już pod koniec nagrania, a Pan Inek czytał już kilka godzin, nastąpiło przejęzyczenie w wierszu Listopad, Gdańsk ulica Długa i zamiast „Motława”, przeczytał „Mołtawa”. Przesłuchaliśmy nagranie po wielokroć. Ja byłem zachwycony interpretacją wiersza, a owa „Mołtawa” mogłaby pozostać jako ciekawostka.
– No to nagramy jeszcze raz – zadecydował Pan Inek.
– Niepotrzebne trzeba będzie nagrywać cały dość długi przecież wiersz – oznajmił technik. Poprosił nas do siebie za konsolę i pokazał jak na ekranie można „wycinać” i „wklejać” do nagrania m.in. litery.
– Czegoś takiego to jeszcze nie widziałem – dziwił się wtedy Pan Inek.
W poprawionej tym sposobem wersji wiersza ja jednak słyszę to wycięcie, czy też przestawienie liter. Pytałem wiele osób, które tę płytę słuchały i nikt na to nie zwrócił uwagi. Zresztą z muzyką w tle owa zamiana jest chyba niesłyszalna.
Płyta liczy dziewiętnaście wierszy, z tym że utwór pt. Dziękuję, dziękuję… otwierający i zamykający płytę ma dwie różne interpretacje.
(Tu na marginesie chciałbym podkreślić zabawną reakcję czytelników, którzy zawsze po przeczytaniu tego utworu… klaszczą. Staram się więc go przedstawiać zawsze na końcu spotkania autorskiego).
Późnym popołudniem pojechaliśmy na obiad do jakiejś restauracji. – „Chyba już byłem w tym lokalu na jakiejś rodzinnej uroczystości mojej rodziny w Gdańsku” – powiedział wtedy Pan Inek – „ale tak do końca to nie jestem pewien”.
Podczas obiadu w pewnym momencie podszedł do stołu, przy którym siedzieliśmy jakiś człowiek z dziwnym uśmiechem. Skierował się do Gogolewskiego.
– Czy pan czasem nie grał Antka w Chłopach? – zapytał.
– Tak, ma pan rację – odparł wtedy Gogolewski. A gdy ów człowiek usiadł na swoim miejscu i co jakiś czas ku nam zerkał, Gogolewski powiedział: – Tyle ról w życiu grałem. I teatralnych i telewizyjnych. I przecież występowałem także w filmie, a tu proszę, zostanę zapamiętany tylko jako Antek – dodał z uśmiechem.
Wieczorem odprowadziliśmy Pana Inka na dworzec. W jakiś czas potem Pan Inek przysłał mi swoją książkę pt. Wszyscy jesteśmy aktorami z piękna dedykacją.
Zacząłem starania aby wydać płytę z moimi wierszami w interpretacji Ignacego Gogolewskiego. I jak to trwa od dawien dawna w Gdańska wszędzie, do jakiej bym się instytucji kultury nie zwrócił, słyszałem, że „nie ma możliwości, nie ma pieniędzy”.
Ostatecznie płyta została załączona do bibliofilskiego wydania mojej książki pt. Srebrne adagio, wydanej w 2010 r. Po zatem jedenastu latach moje starania zostały zrealizowane.
Znajdują się na niej następujące wiersze:
Dziękuję, dziękuję… (1992 r.); Ukojenie (1988 r.); Przed wejściem w Bezmiar (1995 r.); Jeszcze przebiegam pod światłami gwiazd, pochylony w sobie (1987 r.); Oto obraz ściszony (1987 r.); Jak szelest jedwabiu (1990 r.); Błękitny maj: moment uwznioślenia (1992 r.); Kilka strof na początek lata (1993 r.); Zrywanie papierówek (1993 r.); Przywożę z sobą sierpnia już wczesną jesień (1993 r.); Pięć liryków znad jeziora Mausz (1995 r.); Urodzaj światła (1991 r.); Przystanek w błękicie (1986 r.); Jakaż tu cisza… (1994 r.); A wokół ta magiczna harmonia natury (1995 r.); Listopad, Gdańsk ulica Długa (1995 r.); Słuchając Kanonu D-dur Johanna Pachelbela (1997 r.); Pozostawiam… (1998 r.); Uważność (1997 r.). Dziękuję, dziękuję… (1992 r.).
19-22 maja 2022 r.
PS
Wybrane wiersze w interpretacji Ignacego Gogolewskiego, można wysłuchać na mojej stronie internetowej www.grabovius.com
PPS
Do tego zapisku dodaję kadr z filmu Hrabina Cosel, 1968 r.,139 min., reż. Jerzy Antczak. W roli barona Fryderyka Kyana wystąpił Ignacy Gogolewski.
PPPS
Ignacy Gogolewski bardzo lubił łowić ryby w Jeziorach Kaszubskich. A ponieważ i ja swego czasu lubiłem wędkować, a zwłaszcza spinningować, Gogolewski jest zatem pierwowzorem Starego Aktora w opowiadaniu Świat to tylko obrazy wykreowane przez naszą świadomość.
[1] Zawsze wtedy, gdy aktorzy czytają moje wiersze, a zdarza się to bardzo często, daję im tzw. wolną rękę zarówno w doborze tekstów jak i pozwalam na konieczne, ich zdaniem, skróty, ewentualne opuszania itd. Słowem przystaję na to, jak to określił kiedyś Jarosław Tyrański, aby „wiersz mieścił się w gębie”. Są jednak takie moje wiersze, w których nic bym nie zmienił, ani nie wyraził zgody na dowolne skróty itd.