„MI MANCHERAI” JACKIE EVANCHO

Mam już dwie płyty Jackie Evancho, a L. przywiózł mi ze Stanów Zjednoczonych jeszcze płytę DVD Jackie Evancho Dream With Me In Concert With Musical Host David Foster, gdzie znajduje się także piosenka Mi mancherai.

Płytę tę wysłuchałem i obejrzałem kilka razy z rzędu. Płyta ta została nagrana w 2011 r., gdy Jackie Evancho miała zaledwie 11 lat.

Cóż mogę jeszcze dodać do mojego nieustającego zachwytu dla głosu i śpiewu Jackie Evancho. To moje najwspanialsze odkrycie bieżącego roku. Aż mi nie chce się wierzyć, że  L. wspominał mi o Jackie Evancho przed dwoma laty. Nie wierzę abym mógł jej głosu i śpiewu nie dostrzec. A teraz nie chcę słyszeć żadnego innego głosu, żadnego innego śpiewu. Bo nawet Sarah Brightman ani Katherine Jenkins, ani wiele innych sopranistek i wokalistek „to nie to”. Podobnie jest z filmami Stanleya Kubricka. Kiedy obejrzałem m.in. 2001: Odyseję Kosmiczną, Barry Lyndona Mechaniczną Pomarańczę powtarzam wciąż oglądając inne filmy, że „to nie to”.

I Stanley Kubrick w sztuce filmowej, i Jackie Evancho w sztuce wokalnej, i Emily Dickinson w poezji podnieśli poprzeczkę tak wysoko, że śmiem twierdzić, iż nikt im nie dorówna. Ja, chyba, takiego czasu nie doczekam, że ktoś w swoich dokonaniach chciałby się do nich zbliżyć. No i dobrze. Przynajmniej mam punkty odniesienia.

Niektórzy z moich stałych czytelników tych zapisków dopytywali się co też mogło się stać, że nagle zamilkłem. Otóż niespodziewanie otrzymałem skierowanie do sanatorium w Busku-Zdroju, gdzie przebywałem niemal cały październik. Trafiłem na „złotą, polską jesień” z temperaturami „przekraczającymi” +20 stopni Celsjusza. Jeśli zdarza się taki właśnie październik, to nie przebije go swoją urodą żaden z innych miesięcy.

Z filmowych zaległości wybrałem się na Wałęsę. Człowieka z nadziei. Dla kinofila z długim, i jeszcze dłuższym stażem, ten film jest słaby, bez emocji i nudnawy. Oglądając najnowszy film Wajdy zastanawiałem się: po co i dla kogo został on zrealizowany?  Dla mojego pokolenia nie ma w nim ani nic nowego, ani odkrywczego. Być może jest on dla młodzieży szkolnej. Tylko jeśli w taki sposób opowiada się historię, to nie dziwi, że historia jako przedmiot nie cieszy się w szkole należytym szacunkiem. A wychwalany niemal przez wszystkich Więckiewicz jako Wałęsa? Nie przekonuje mnie ten aktor do swoich kreacji filmowych. Tak jest i tym razem.

Przecież Wałęsa to był… „zatyrany robol”, a w filmie Wajdy Wałęsa Więckiewicza jest pucołowatym, z dużym nochalem, bufonem i arogantem. Kiedy zobaczyłem pierwszą scenę z Wałęsą Więckiewicza omal nie wybuchnąłem śmiechem na całą, mocno pustawą, salę. To przypomina parodię Wałęsy, a nie Wałęsę. Lecha Wałęsę miałem możliwość, i szczęście, oglądać, jako gdańszczanin, w kilku nade wszystko urodzinowo-imieninowych, i podobnych, okolicznościach. Zdarzało się, że siedziałem, lub stałem, obok niego niemal na wyciągnięcie ręki. Nie przypominam sobie aby zachowywał się i mówił tak, jak go przedstawia Więckiewicz. Nie podobał mi się film Wajdy również dlatego, że nie wiadomo co to jest: czy fabuła, czy dokument, czy kompilacja wycinków z telewizji i filmów kręconych amatorskimi kamerami, czy… laurka? Zapewne jest wszystkim po trochu. Prawdę mówiąc denerwowały mnie te „przejścia” z barwnego filmu fabularnego, do zdjęć czarno-białych, to znowu w sepii, aż po zupełnie nieostre kopie z telewizji. Oczekiwałem raczej porządnie zainscenizowanego, epickiego filmu, z „krwistymi” działającymi, a nie gadającymi postaciami, ale na to stać chyba by było tylko Amerykanów. Domyślam się, że zapewne z tej przyczyny montaż tego filmy trwał aż cały rok.

Zostawmy jednak filmowego Wałęsę, bo oto wyposzczony arcydzieła filmowego wybrałem się na Grawitację (Gravity – 2013), 90 min., reż. Alfonso Cuarón, prod. USA i Wielka Brytania. Wszędzie bowiem na temat tego filmu słyszałem, i czytałem, recenzentów, i tych z lewa, i tych z prawa same „ochy i achy”. Gęsto posypały się także najwyższe oceny, niemal wszyscy recenzenci filmowi dawali temu dziełu po sześć gwiazdek.

Seans, na który idę w październikowe południe zaczyna się, oczywiście, od ogłupiających i tak głośnych reklam tak, że czuję jak za chwilę chyba mnie rozerwą na strzępy. Zaczyna się film. Napis, że w kosmosie trwa nieustanna cisza, a z głośników dochodzi rozwalający (dosłownie: rozwalający) potworny hałas jako… muzyka i dźwięk. Ten rozwalający hałas trwa i trwa. Już nie zwracam uwagi na ponoć piękne widoki kosmosu, już nie zachwycam się piękną i smukłą, chociaż pięćdziesięcioletnią, Sandrą Bullock. Gdzież to arcydzieło zastanawiam się, gdy treść w tym filmie jest prawie żadna (a na pewno przewidywalna) i wcale nie zachwycają mnie fikołki w „stanie nieważkości” Bullock i Clooneya. Pamiętacie tę przerażającą, dotykalną i tajemniczą ciszę w 2001: Odysei Kosmicznej Kubricka? Pamiętacie ten balet statków kosmicznych i kosmonautów w przestrzeni kosmicznej w filmie Kubricka? A przecież Odyseja weszła na ekrany w 1968 r. (w Polsce w 1974 r.), gdy jeszcze ani o komputerach, ani o efektach specjalnych wykreowanych komputerowo ani nawet o 3D nikt w filmie nie myślał. Mając dość rozwalającego hałasu najzwyczajniej z Grawitacji… uciekłem.

W domu nastawiałem sobie płytę z anielskim głosem i śpiewem Jackie Evancho. Mi mancherai: cudowny głos, cudowny śpiew, wspaniała piosenka. Czy ktoś jeszcze pamięta film pt. Listonosz (Il Postino – 1994), 108 min., reż. Michael Radford, prod. Belgia, Francja i Włochy. Muzykę do tego filmu i Mi mancherai napisał Luis Enrique Bacalov. Ja chciałbym oglądać, przynajmniej od czasu do czasu, takie filmy jak Listonosz. Chciałbym słuchać takiej muzyki jak ta z tego filmu. I słuchać, także od czasu do czasu, takich piosenek jak Mi mancherai.

 

Na You Toube można zobaczyć amatorski filmik z pierwszym wykonaniem Mi mancherai, gdy Jackie Evancho miała zaledwie dziewięć lat. Oto wokół trwa jakaś lokalna impreza, wszyscy wokół głośno gadają, ktoś w pewnej chwili wrzuca coś do kosza ze śmieciami umieszczonego tuż pod sceną. A skupiona dziewięcioletnia Jackie Evancho nie zważając na hałas śpiewa po włosku piękną, nastrojową piosenkę. Proszę porównać to wykonanie z tym o dwa lata późniejszym, gdy Jackie ma jedenaście lat. To późniejsze wykonanie Mi mancherai w jej wykonaniu jest już absolutnie doskonałe.

6 listopada  2013 r.