LURA – PADOCE DE CÉU AZUL

No i wreszcie doczekałem się takiej pogody, takiego października, jaki najbardziej lubię. A już naprawdę zwątpiłem, gdy po kilku pięknych dniach nagle nastąpiło gwałtowne ochłodzenie. No i te czapy, burki a nawet kożuchy na ludzkich grzbietach.

Nie, to było nie do zniesienia. Jakże ludzie boją się zimna albo chociażby odrobiny bardziej rześkiego powietrza. I na odwrót: kiedy pociepleje od razu przesadzają i chodzą „na krótki rękaw”. Stąd też zaczęły się nieoczekiwane przeziębienia.

„Nie ma złej pogody. Jesteśmy tylko źle ubrani” – przypomina mi się zawsze to powiedzenie, chociaż z pogodą na wybrzeżu, to naprawdę nie wiadomo jak się ubrać. Październik, to jednak nie zima, ani, tym bardziej, lato. Kiedy jednak pojawią się słoneczne dni w październiku, to wybór jest tylko jeden: trzeba jak najdłużej przebywać na dworze. Najlepiej wybrać się na spacer bulwarem nadmorskim z Brzeźna do Sopotu albo i jeszcze dalej, co też uczyniłem w sobotę, 20 października. Zamiast tłuc się dusznymi i cuchnącymi cebulą oraz kruchtowymi perfumami środkami komunikacji miejskiej wolałem nadłożyć drogi i pójść piechotą.

„Śliczna” październikowa pogoda trwała tylko tydzień, ale dobry chociaż tydzień. A teraz, cóż, pozostaje tylko cieszyć się wszystkimi, oby słonecznymi, dniami.

Z okazji 35–lecia działalności literackiej i wydawniczej otrzymałem, i dalszym ciągu otrzymuję, życzenia, kartki, e–maile i esemesy. Słowem, kto chciał to pamiętał o tej rocznicy.

Bardzo dziękuję za pamięć. Reakcje czytelników moich wierszy są dla mnie najważniejsze. I najbardziej mnie cieszą. Za to w konsternację wprawiają mnie jakieś… „honorowe odznaczenia”. Tym bardziej, że są przyznawane trzystopniowo: brązowe po pięciu latach działalności, srebrne po dziesięciu latach działalności i złote po co najmniej piętnastu latach działalności. Piszącemu te słowa przyznano po 35 latach działalności literackiej i wydawniczej… srebrną odznakę. Po co? Gdybym wiedział, że czeka mnie jakaś „blacha” bez załącznika (tzn. bez koperty), to bym na uroczystość jej wręczania nie poszedł. W ogóle bym nie przyjął takiej „honorowej odznaki”.  Co mi po „honorze” jeśli nie mam za co zorganizować promocji książki.

Z czytelnikami (dość licznymi) PRZEZ CHWILĘ… zdarzają się niekiedy zabawne sytuacje. Oto jedna z nich. Niedawno otrzymałem następujący telefon:

– Kupiłem twoją najnowszą książkę…

– No i co z tego – chciałem odpowiedzieć, ale ugryzłem się w język i zapytałem: przekartkowałeś ją chociaż?

– Tak trochę, ale ty ciągle piszesz o tym samym. A mógłbyś napisać wiersz choćby o… kocie.

– O kocie? – udawałem zaskoczenie – napisałem wiersz o kocie – odparłem.

Mój współrozmówca wydawał się zaskoczony. Zmieniłem jednak temat aby w wprawiać go w zakłopotanie. Po jakimś czasie odezwał się do mnie znowu:

– Znalazłem ten wiersz, jest na stronie 59. Dałeś mu tytuł „Przed burzą przystanąłem pod drzewem jarzębiny”. Piszesz, że… „kot wychynął”. Co to znaczy „wychynął”?

Cóż miałem robić. Zacząłem tłumaczyć znaczenie wyrazu „wychynął”, chociaż kot w tym wierszu potraktowany jest tylko epizodycznie, a to że „wychynął” ma jeszcze mniejsze znaczenie.

Przypomniała mi się sytuacja sprzed kilku lat, kiedy to pewna prof. dr hab. ES spróbowała recenzować moje wiersze i wszystko ją dziwiło (oto fragment tej recenzji):

 

„(1) „Dlaczego „drzewa mówią niedokończonymi zdaniami?”

Drzewa w ogóle nie potrafią mówić.

 

(2) „Porzucający zielone przestworza traw, oceanów, nieba…”

„Powierzymy wykrysztalonemu powietrzu…”

„Gdy śnieg taje w ciszy na kolcach traw…”

„W takich chwilach może nagle rozpachnieć się życie…”

 

„Zielone przestworza nieba”, „wykrysztalone” (?) powietrze, „kolce traw” (one kolców nie mają), „rozpachnione” (?) życie… itd. – nic z tego nie rozumiem.

 

(3) „Cień krąży: zielonogęsty,

otacza zakolem drzewa…”

 

„Zielonogęsty” – co to znaczy? „Zakola” – to fragment koryta rzeki o kształcie przypominającym pętlę lub łuk. W jaki sposób cień otacza „zakolem” drzewa – nie rozumiem.

 

(4) „Zza bzu przypiętego do powietrza

ukazały się sutanny mgieł…”

 

Bez jest przytwierdzony do gleby korzeniami, a nie „przypięty do powietrza”. Z kolei sutanna jest czarna, a co oznaczają „sutanny mgieł” – trudno dociec.

 

(5) „Wokół mnie rozległa powietrzność, cicho, spokój i…”

Jak to, nie ma takiego słowa, jak „powietrzność”. Co ono znaczy?”

 

No cóż, można być profesorem doktorem i w dodatku jeszcze habilitowanym i kompletnie nic nie rozumieć. I dziwić się, że nie ma słowa „powietrzność”. W Słowniku Języka Polskiego jest i „powietrzność”, jest i „wychynął”.

Bo Poezja to są nade wszystko słowa. Ale nie tylko. (Tu rozpoczęcie zdania od „Ale…” jest w pełni uzasadnione.) Bardzo często można nie rozumieć słów, a tylko domyślać się ich znaczenia jak w tej piosence śpiewanej przez Lurę. Kiedy słyszę te charczące, dławiące się, lub stękające „gwiazdy” to myślę, że powinni posłuchać Lury. Bo w tej piosence wszystko jest Poezją: i głos Lury, i słowa, i melodia:

100-di-korpu-ku-alma-lura-cd-albums-world-music-lusafrica

                     

 

 

 

 

 

LURA – PADOCE DE CÉU AZUL

 

Bô é coisa mais linda

Que já m’oiá na céu de Cabo Verde

Padoce de céu azul

Que núvem ninhum consegui escondê

Já m dzêb êl tcheu vez

Ma nunca bô levam a sério

Dêss confusão que vida é

Bô é únic beleza que ta restam

Crêtcheu, crêtcheu

Once forever once for all

Crêtcheu, crêtcheu

Once forever you’re the one

 

Refrão:

Bô é darling, poesia, riquesa

Amor e compreênção

Padoce de céu de Verão

Qu’incompreênsivelmente caím na nha mon

Breage:

Mar, dam bô compreêncão

Quê pa calmam ess nha coração

Bô quê nha Deus

Bô quê nha mundo

 

Ach, kiedy u nas za pasem listopad wyjechać tak na Wyspy Zielonego Przylądka.

9 października 2012 r.