„KOMUŻEŚ TY POTRZEBNE, NIERÓBSTWO MOJE ŚPIEWNE…”

 „Komużeś ty potrzebne, / Nieróbstwo moje śpiewne, / Słówka, zda się, konieczne – / Zbyteczne wy, zbyteczne. // Liryczne, ptasie nutki, / Po których wtór króciutki, / Rzucane po kryjomu – / Każdemu i nikomu”. – pisze w utworze Na fujarce Jerzy Liebert (1904-1931).

Jeśli Jerzy Liebert, jeden z największych poetów polskich, miał takie wątpliwości, to cóż sądzić na temat twórczości współczesnych poetów, którzy takich wątpliwości nie mają i bezustannie klikają, klikają i klikają te swoje wiersze, bez cienia poezji, nie wiadomo, po co i dla kogo.

Jestem po lekturze Pism zebranych Jerzego Lieberta, które zebrał, opracował i wstępem opatrzył Stefan Frankiewicz.

Ten wstęp, (który jest pracą doktorską Frankiewicza) mogliby przeczytać wszyscy poeci, a nade wszystko ci, którym zachciało się być… poetą. Szczególną uwagę polecam skupić na tej części wstępu, dotyczącej wersyfikacji twórczości Lieberta. Część ta zaczyna się od słów:

„Jeśli prawdą jest przekonanie Waltera Patera, że wszystkie sztuki dążą do połączenia się z muzyką, to potwierdzałaby je chyba w szczególny sposób poezja wyrosła z dążenia do maksymalnego uproszenia i zwyczajności. Potwierdza je również poezja Lieberta, zwłaszcza ta z ostatnich lat jego życia.

Zagadnienie dużego u Lieberta zrytmizowania toku wierszowego było niejednokrotnie podkreślane przez krytyków i wersologów”., s. 75 itd.

Kto teraz wie, co to jest wersyfikacja? Kto dba o brzmieniową formę pisanych wierszy, kto dba o ich harmoniczną instrumentację głosową? itd.

Ktoś mógłby powiedzieć, że teraz pisze się (raczej klika) wiersze… wolne. Wolne od formy, wolne od treści, wolne od myśli, wolne od uczuć.

 

POCHWAŁA WSI

 

Na wsi dzień kładłaś, jak ściętą różę

W karty powieści,

Słysząc, jak obok drzewo, a w górze

Chmura szeleści.

 

Podobna wielkim ogrodom sennym

W godzinie świtu,

Brałaś dla twarzy farby codzienne

Prosto z błękitu.

 

A w oczach miałaś światło i ciszę

Wielkiej pogody,

Która, jak mądre ramię, kołysze

Lądy i wody.

 

A spokój kradłaś Bogu jak słowo

Z przepysznej wazy,

W której rozsiane, płyną miarowo,

Kręcą się głazy.

 

A dziś pod miasta kopułą ciemną

Serce masz znojne,

Pochylasz czoło smutne nade mną

I niespokojne.

 

A ja z Twych powiek zgarnąwszy rękę

Łzy, jak opale,

Oto je w mowy przetapiam dźwięku –

Ku wsi pochwale.

 

O Liebercie pisze się wiele i chętnie, ale jeden epizod z jego życia jest konsekwentnie jeśli nie zatajany, to pomijany. Otóż chodzi o jego znajomość (i romans) z Marią z Lityńskich, primo voto Leszczyńską. Poznał ją przypadkiem wracając z nart. Przemarzniętych: Lieberta i jego kolegę Leszczyńska zaprosiła na herbatę. I tak to się zaczęło. Romans trwał dosyć długo, oboje kochankowie zamieszkali ze sobą. Maria ponoć rozpaczała po śmierci ukochanego w 1931 r.

Dziwnie się jednak losy plączą, bo oto w niedługi czas potem, tj. w połowie lat trzydziestych XX wieku Maria wychodzi za mąż za Stefana Flukowskiego (1902-1972), związanego z „Kwadrygą”, której bliska była gloryfikacja pracy Stanisława Brzozowskiego.

Maria zatem najpierw związana była z poetą bliskim „Skamandrytom”, a w jakiś czas potem… „Kwadrygi”. Ciekawe, prawda?

Ps.1. Znani są już wszyscy ćwierćfinaliści mundialu w Rosji. Najbardziej zaciętym i najbrzydszym meczem był – moim zdaniem – ten między Kolumbią i Anglią zakończony remisem 1:1, a po rzutach karnych 4:3 dla Anglii.

(Tym samym już w 1/8 odpadły wszystkie drużyny z „naszej’ grupy H. Odpadły także wszystkie drużyny z grupy B, czyli m.in. Hiszpania i Portugalia).

Gdybym miał stawiać na kogokolwiek z tej części mundialowej „drabinki”, to wybrałbym Szwecję. I życzę jej jak najlepiej.

Natomiast z drugiej części „drabinki” wybrałbym jednak Urugwaj. Mam… „pretensję” do Belgii za to, że w ostatniej minucie wyeliminowała Japonię. Mecz zresztą Belgia – Japonia uważam za najbardziej przejmujący. Bardzo, bardzo podobała mi się gra Japonii. Jakże ja kibicowałem tej drużynie.

Ps. 2.

Zapisek ten okraszam opalem australijskim. Liebert pisząc swój wiersz miał zapewne na myśli opal jednokolorowy, albo tzw. zjawisko opalizacji.

Za najpiękniejszy uważam kolor biały, ale „moim” minerałem jest  chryzopraz. Gdybym miał porównać Poezje Lieberta to chyba do opali australijskich

4 lipca 2018 r.