Impresje Bernarda Jesionowskiego na temat POEZJI W TEMPIE ANDANTE

W tempie andante (Poezje z 2007 r.)

Jakże różnie można mówić o prostych sprawach. Jakże inaczej… cztery pory roku, dni, miesiące, wiatr i słońce. Czasami tak zwyczajnie, że aż się nie chce wierzyć, że to poezja. Ja też tak potrafię… takie słowa cisną się na usta, a przecież ja nie jestem poetą. Ale to jest jednak inaczej, jakoś tak… jakby wiatr te słowa pomieszał, jakby słońce na te czarne znaki liter padło i je poroztapiało. Że się zlały, zmieniły kształty, czasami powiększyły albo i sens swój zmieniły. Czytałem te kolejne strony, brnąłem w kolejne strofy, białe… I coraz bliższe stawały mi się Jana P. Grabowskiego słowa, spojrzenie na codzienność. Ja, który las poznałem, który cegłę w ręce trzymałem, młotkiem murarskim ją docinałem by w miejsce spasować widziałem przed oczyma to co poeta. Jakbym nim był. Jakbym z nim to oglądał, czuł. Może właśnie przez te Tucholskie Bory nas łączące? I jeszcze te studenckie wspomnienia, toruńskie – jakże bliskie, dawne… niezapomniane. Moje… i jeszcze poety. Czy ja też tak potrafię? – rodzi się pytanie. W każdym razie za każdą odwracaną kartką to zrozumienie jest coraz większe.

„Bo gdzież – oprócz wspomnień – dojść można, gdy nieodwołalnie kończy się lato?” – jakby snuł się sierpniowy Malbork, taki pachnący umykającym latem. Któż to zrozumie, to przywiązanie do wspomnień z dzieciństwa? – tylko człowiek pragnący wracać w miejsca minione. Ten, co pamięta zapach wody, kolor piasku na plaży, oddech wiatru i wieczorne gwiazdy. Ale tylko z tego jedynego miejsca, z tego czasu dzieciństwa – ten to zrozumie. I nieważne, Malbork, Toruń czy Bory Tucholskie. Albo może Ziemia… nasz Dom. Pijąc te słowa czułem te wonie, te klimaty. To, co zostało ze wspomnień dziecinnych. Takie moje własne miejsca, nie malborskie – ale z dzieciństwa zaklęte w te słowa poety. I dlatego zrozumiałe, że takie same.

A dlaczego mielibyśmy ten świat zrozumieć? to jakby rozliczenie z mędrca szkiełkiem i okiem. Jakby dyskurs z uczonym, co to wszystko chce zważyć i zmierzyć. Nawet to niemierzalne… to co boskie. Taki delikatny dyskurs… snujący się wśród słów – jak babie lato. Jak nasze istnienie. Zamknięte klamrą narodzin i śmierci prowadzącymi do Najwyższego, do źródła nieodgadnionej wiedzy, niepoznanej. I czymże jest tu nasze ziemskie zrozumienie…?

Late harvest (Poezje z 2008 r. )

Noc. Noc i ciemność – jak ona w sercu gra. Jak czuję tutaj zapach wiosny. Takiej lutowej. Przecież to jest prawdziwe, niewymyślone, rzeczywiste. Pamiętam ten luty minionego roku, te ciepłe dni, te ptaki szalejące śpiewem. I teraz to objawia się w tym wierszu. Naprawdę ja też tak powiem, słowami swoimi – ale powiem. Te poezje pachnące znanymi woniami budzą refleksję, tęsknotę. Jak „ten dzień w kolorze śliwkowym” z piosenki dawno przebrzmiałej odżywa w słowach Malinowego nieba. Refleksyjne trzyczęściowe Spacerowanie z Panią przez życie jest cudownym doświadczeniem budzi wspomnienia minionych chwil, które odeszły. Jakiś smutek a jednocześnie piękno. Cóż z tego, że minione. Ono w nas żyje, możemy do niego wracać. Tak te teksty Jana P. Grabowskiego przywołują minione obrazy. Mówią o tym co piękne, czasami zwyczajne. Są refleksją. I tyle mówią o nas – o czytających. Tylko trzeba wsłuchać się w tę melodię. Ta druga część tomu – jakże refleksyjna. Mówi nam tak wiele o autorze, o jego duszy. Gra nam kolorami życia.

I ten rok 2009… znowu impresja.

I znowu – jakby rozsypały się nostalgiczne nutki. Jakby podsumowanie minionego dnia. Sonata na słowa – ale bez słów. Bo one nie są tu potrzebne. Są za to te na papierze, które budują obraz. Jakże to dziwnie brzmi – słowa budują obraz. Ale taka jest sztuka. Można mówić kolorami, można malować nutami, można grać słowami napisanymi. Tak delikatnie, jak tylko muzyka brzmieć potrafi. Nostalgicznie, ale i impresyjnie.

Podsumowanie

Cóż można powiedzieć o tej poezji… ona płynie z duszy. Niesie ze sobą to wszystko, co jest każdemu bliskie, niezapomniane. I chociaż czasami jest trudna – jak życie – maluje obrazy i gra muzyką wspomnień. Bliskich każdemu, bez względu na jego pochodzenie i stan. Układają się te słowa w utworach w obraz stworzony przez poetę. Jego własny obraz życia, jego filozofię. A czytelną dla każdego, kto wsłucha się w te słowa, kto odczyta te czarne litery na białym papierze. I złoży je we własny obraz świata, taki co to każdemu inaczej w sercu brzmi.

Malują się te obrazy, przetwarzają, snują. Jak smugi śniegu pędzone zamiecią lutową, jak babie lato, jak woda deszczowa płynąca po zmoczonym asfalcie. Jak pieśń dzieciństwa chwil minionych, jak wspomnienie. Słowa pędzlem wyobraźni są w stanie każdemu namalować to, czego on pragnie. Słowa poety są tymi pędzlami naszych wspomnień. Akwarelami, linorytami, olejnymi kompozycjami kolorystów. Cokolwiek nam się wyśni. Bo one są inspiracją do wspomnień. A każdy człowiek ma przecież wspomnienia, i do nich z chęcią wraca. Bo w nich jest nasze życie, nasza miłość, nasze noce i dni.

 

Bernard Jesionowski, Impresje na temat Poezji. W tempie andante Jana P. Grabowskiego. Malbork, 19 kwietnia 2009 r.