IGRZYSKA OLIMPIJSKIE REKLAM

Jeszcze na dobre nie rozpoczęły się XXXII Letnie Igrzyska Olimpijskie Tokyo 2020, a już wybuchnęła afera z pływakami, którzy ponoć na skutek jakichś niedopatrzeń ze strony pływackich działaczy czegoś tam w porę nie załatwili. Zawodnicy, którzy wrócili z Tokio będę domagali się nie tylko ustąpienia pływackich władz, ale nade wszystko finansowych odszkodowań. Bo ponoć stracili życiowe szanse, bo przecież zdobywcy olimpijskiego krążka po ukończeniu czterdziestego roku życia otrzymują olimpijską emeryturę.

Czytając te, i podobne, informacje, nie mogę wyjść ze zdumienia. Co za bzdura z tymi „olimpijskimi krążkami”. Przecież na Igrzyska Olimpijskie jedzie się po zwycięstwo i złoty medal. Medal srebrny to jest medal przegranego(!), a brązowy to jest medal przegranego podwójnie i medal pocieszenia(!). Kto w ogóle wymyślił medale dla przegranych?! W sporcie (tak samo jak w sztuce) liczy się tylko zwycięzca, pierwsze miejsce, złoty medal.

Jakie znaczenie ma – przykładowo – brązowy krążek otrzymany w maratonie, gdy jego posiadacz przybiegł kilka kilometrów za zwycięzcą? Co to za „drugi wicemistrz olimpijski”? Także w maratonie powinien być tylko jeden medal: złoty! A wszyscy pozostali (wszyscy!), którzy maraton ukończyli mogliby otrzymać medale srebrne.

Albo taka sytuacja. Nie tak dawno polska sztafeta kobiet biegła daleko na czwartym miejscu. Prowadziły Amerykanki albo Portorykanki. Nagle zawodniczka trzeciej drużyna zgubiła pałeczkę. I tu rozległ się ryk komentatora: „mamy medal!, mamy medal!!, mamy medal!!! mamy brązowy medal!!!”. Nie miało znaczenia, że polska sztafeta przybiegła kilkadziesiąt metrów za zwyciężczyniami, że medal został zdobyty na skutek nieszczęśliwego zdarzenia. Ważne było, że „mamy medal, mamy brązowy medal!”

„Bo przecież zdobywcy olimpijskiego krążka po ukończeniu czterdziestego roku życia otrzymują olimpijską emeryturę”.

Dlaczego ci, którzy otrzymali… brązowy krążek (nie wspominając o srebrnych i złotych) zasłużony kulturze „Gloria Artis” nie mają także prawa do… twórczej emerytury? Taki medal to jest tylko kawałek tombaku. Nawet to nie jest brąz. Z czego tu zatem się cieszyć.

O gdyby owe medale przyznawała Akademia Literatury, tak jak to było w Międzywojniu, złożona z najwybitniejszych Pisarzy. Okazuje się, że owe „Gloria Artis” przyznają urzędnicy według własnego widzimisię i tzw. uznaniowości. Bo brązowy medal może otrzymać i sędziwy pisarz „uhonorowany za całokształt twórczości”, i jakiś młody zupełnie nieznany poeta autor kilku „tomików” wydanych w śladowym nakładzie.

Polacy przegrywają na wszystkich frontach. „Umoczyli” pierwszy mecz siatkarze, ani kolarze szosowi ani kolarki szosowe nie „powalczyły dla Polski o pierwsze krążki”, przegrała w drugiej rundzie z naprawdę świetną Julią Badosą Iga Świątek. Doprawdy przykro było patrzeć  na siedzącą samotnie i długo szlochającą w ręcznik Igę.

Okazuje się bowiem, że na Igrzyska Olimpijskie trzeba być przygotowanym nie na 100%, lecz na 150%, a ponadto trzeba umieć jeszcze walczyć, mieć szczęście i wiedzieć jak wygrać. Jestem pełen podziwu dla kolarki Anny Kiesenhofer.

Z drugiej strony zdumiewają mnie konkurencje w postaci „jazdy na deskorolce” (złoty medal dla trzynastolatki!), czy też… taekwondo, czyli kopanina, w której to „konkurencji” zwyciężyli: osiemnastolatka i dziewiętnastolatek. Ja proponowałbym aby do Igrzysk Olimpijskich wprowadzić jeszcze grę o nazwie cymbergaj oraz grę w nożyka.

Tak naprawdę Igrzyska Olimpijskie straciły swój klimat nie tylko dlatego, że Polacy przegrywają już na wejście, nie przez koronawirusa, lecz przez głupie i coraz głupsze reklamy. To nie są Igrzyska Olimpijskie konkurencji sportowych, lecz bezustannych, męczących i coraz głupszych reklam.

Telewizja została reklamami zaśmiecona od brzegu do brzegu. Mało tego, śmieci reklamowych coraz więcej jest także w telefonach komórkowych. Kto pozwala na to szaleństwo?

A poza tym:

„Świątek i siatkarze chcą przybliżyć się do podium” (a dlaczego nie zwyciężyć?), „Srebrne medale zawisły na szyjach wioślarek, które były drugie w olimpijskim finale wioślarskich czwórek podwójnych”. Z czego tu się cieszyć? Z przegranej? Z tego, że Polki przypłynęły przeszło sześć(!) sekund za zwyciężczyniami? Przecież… „drugi znaczy ostatni”!

A ponadto: „Męska czwórka podwójna o włos od medalu”, „Czwórka bez sterniczki poza podium”, (przecież na Igrzyskach Olimpijskich idzie o zwycięstwo, a nie o jakieś „medale”, czy też „podium”), „Dwójka podwójna bez medalu”, „Bez Polaków w boksie” (czy ktoś jeszcze pamięta wychowanków Feliksa Stamma?), „Polka załamana po stracie brązowego medalu”, „Była najbliżej medalu dla Polski”, „Klaudia Zwolińska załamana.”. „Hurkacz wraca do domu”, „I po medalu. Wenezuelka pozbawiła marzeń”. „Zawód na planszy”, „Wielka nadzieja na medal zaprzepaszczona” itd. itd.

To są informacje tylko z jednego dnia, tj. ze środy rano 28 lipca 2020 r. Ani srebrne medale (otrzymują je przegrani), ani tym bardziej brązowe (otrzymują je podwójnie przegrani) nie mają żadnego znaczenia. Żadnego!!!

Czekam aż wystartują lekkoatleci. Nie chciałbym jednak znowu widzieć łez lanych w samotności oraz przegranych polskich zawodników. W Igrzyskach Olimpijskich bowiem liczy się – tak jak w starożytnej Grecji – tylko zwycięzca. I złoty medal.

20-31 lipca 2021 r.

Ps.

W poszukiwaniu jakiejś przyzwoicie napisanej książki do czytania trafiłem przypadkowo na Maji Wolny Ksiegobójcę wydanego w „czarnej serii” jako… thriller. Na 336 stron tekstu przeczytałem stron 128 i doprawdy ani thrillera, ani nie widomo o co chodzi. Poza tym dość sporo jest „Ale…” na początku zdań.

A przecież W. tyle razy mnie ostrzegał aby współczesnej literatury nie brać do ręki.