HIROKAZU KOREEDA

Po kilku niedawno widzianych „oscarowych” filmach, które albo mnie umęczyły, albo rozczarowały, wielką przyjemność sprawił mi, jako kinofilowi, obraz Hirokazu Koreeda pt. Nasza młodsza siostra (Umimachi Diary – 2015), 128 min., zdjęcia Mikiya Takimoto.

Doprawdy, to nadzwyczajny… zwyczajny film o trzech siostrach (Sachi, Yoshino i Chika), które po śmierci ojca zaopiekowały się najmłodszą, przyrodnią siostrą Suzu (Suzu Hirose).

Od razu też mogę powiedzieć: o takie właśnie filmy mi chodzi. Bo na pozór jest to film o zwyczajnym życiu, o przemijaniu, o śmierci, a także, a nade wszystko o uczuciach.

Niedawno zachwycałem się tego reżysera filmem pt. Ojciec i syn (2013), a teraz jestem pełen uznania dla Naszej młodszej siostry. Bo także i ten film jest o uczuciach. Koreeda potrafi o nich opowiadać. A wspomaga go w tym autor niezwykle nastrojowych zdjęć Mikiya Takimoto.

Nasza-mlodsza-siostra,1

Nie chciałbym tu streszczać całego filmu, ani – tym bardziej – pisać o nim recenzji. Streszczenia można znaleźć w Internecie. Recenzje, bardziej lub mniej udane, napisał ktoś inny. Ja pozostawiam sobie wyrażenie – niejednoznaczne – refleksji oraz stwierdzenie (często bardzo kategoryczne) czy mi się film podoba lub też nie.

Nasza-mlodsza-siostra,2

Osobiście nie lubię, wręcz nie znoszę, gdy Kino traktuje się wyłącznie jako… rozrywkę. Jeśli ktoś zabiera się do robienia filmów z nastawieniem wyłącznie na dostarczenie widzom tzw. rozrywki, to u mnie nie znajduje żadnego uznania. Podobnie jeśli ktoś namaszcza się na maga Kina i kręci koślawe wytwory swojej wyobraźni – także nie znajduje u mnie uznania.

Nasza-mlodsza-siostra,3

Opowiedzieć zwyczajną historię o uczuciach, a jednocześnie by miała ona wymiar ponadczasowy, to dopiero jest umiejętność, to dopiero jest sztuka (przez małe „s”). Wszystko w tym filmie: począwszy od banalnej urody dobrze grających aktorek i aż po zajmująco opowiedzianą historię i nastrojowe, wręcz „impresjonistyczne”, zdjęcia daje w efekcie Sztukę (przez duże „S”). Przy czym jest to film odrobinę nudnawy. Tylko odrobinę. Akurat tyle, by świadczyć, że jest to obraz znakomity. (A przypominacie sobie jak w swoich arcydziełach potrafi przynudzać Bergman?).

Hirokazu Koreeda jest za swoje filmy dość często doceniany nagrodami. Tym bardziej dziwi mnie aż 14 (!) nominacji do Oscara dla zupełnie przeciętnego, moim zdaniem, filmu  La La Land. A Oscary przecież tuż tuż.

26 lutego 2017 r.