„HACKSAW RIDGE” MELA GIBSONA

Od jakiegoś czasu odkładam – ja, bibliofil z kilkudziesięcioletnim przecież stażem – prawie wszystkie książki współczesnych pisarzy. Najzwyczajniej nie mogę przez nie przebrnąć. Tak jak to miało miejsce z Wielorybami i ćmami. Dziennikami Szczepana Twardocha. Wytrzymałem jedną trzecią. Dalej nie dało się czytać.

Natomiast jeden z moich znajomych zachwyca się prozą: a to Anny Janko, a to Krzysztofa Vargi, zwłaszcza jego Trocinami itd. Nie, nie, nie: to nie jest moja literatura!

Ciekawym jaka będzie Księga szeptów Varujana Vosganiana nagrodzona przecież ostatnio 150.000 zł tj. Nagrodą Angelusa. Miała to być proza na miarę Kafki i Schulza, ale – jak na razie, po 15 stronach – znajduję ciekawsze lektury.    

Od jakiegoś czasu zastanawiam się – ja, kinofil z kilkudziesięcioletnim przecież stażem – nad fenomenem filmów obsypywanych niekiedy najwyższymi nagrodami festiwalowymi.

Bo jakoś nie zachwycił mnie ani Wstyd (Shame – 2011), 101 min., reż. Steve McQueen, ani rumuński film Pozycja dziecka (Poziţia copilului – 2013), 116 min., reż. Calin Peter Netzer, który niedawno zdobył Złotego Niedźwiedzia w Berlinie, ani również okrzyczany obraz pt. Niebiańskie żony Łąkowych Maryjczyków (Небесные жёны луговых мари – 2012), 106 min., reż. Aleksy Fedorchenko (Алексе́й Станисла́вович Федо́рченко).   

Szkoda Michaela Fassbendera, dobrego przecież aktora, dla bezsensownego, w sumie, Wstydu, gdzie męczy się jako Brandon Sullivan. Natomiast Pozycję dziecka zupełnie, moim zdaniem, dyskwalifikuje bezustannie już nawet niepotrząsający, lecz machający kamerą operator. A poza tym za co aż Złoty Niedźwiedź? Za tą bezustanną gadaninę? O, byłaby z tego może niezła, sztuka teatralna, ale film? A co do Niebiańskich żon Łąkowych Maryjczyków to nie lubię takich dziwactw „w stylu” Lecha Majewskiego czy też Jan Jakuba Kolskiego.

Za to uradował mnie któregoś wieczoru debiutancki film Luchino Viscontiego (1906-1976) pt. Opętanie (Ossessione – 1943), 142 min., gdzie główne role grają: Clara Calama (Giovanna Bragana) i Massimo Girotti (Gino Costa). Film, który ma już aż 73(!) lata  absolutnie, moim zdaniem, się nie zestarzał. Gra aktorów, zdjęcia, intryga, reżyseria, wszystko na najwyższym poziomie.

Luchino Visconti, Michelangelo Antonioni, Bernardo Bertolucci, Giuseppe De Santis, Federico Fellini, Francesco Rossi, Roberto Rosselini… Ich filmy przetrwały czas.

Filmy oglądane w telewizji tracą jednak ze swojej magii (jeżeli ją mają). Dlatego jeszcze od czasu do czasu chodzę do kina, chociaż odstraszają mnie „nowinki” w stylu głośników umieszczanych nawet w suficie (Dolby Atmos), czy też jakieś panoramiczne multiekrany (Barco ESCAPE). Co mi bowiem po nie do zniesienia huku, czy też oślepiających efektach specjalnych. Ja chcę oglądać zrobione na możliwie najwyższym poziomie artystycznym Kino obojętnie czy to będzie komedia, dramat, czy też film wojenny.

1

Chociaż nie przepadam za filmem wojennym sensu stricte, to jednak naczytawszy się trochę recenzji postanowiłem wybrać się na najnowszy film Mela Gibsona pt. Przełęcz ocalonych (Hacksaw Ridge – 2016), 131 min., gdzie główne role grają Andrew Garfield (Desmond Doss) i Teresa Palmer (Dorothy Schute).

(Ku mojemu zdumieniu „recenzent filmowy” miejscowej gazety nazwał ten film… wojenno-religijnym. Powypisywał przy tym takie głupoty, że aż dziw bierze, iż ktoś mu owe „recenzje” drukuje. To tylko świadczy o tym na jakim poziomie jest obecnie m.in. także krytyka filmowa.).

A zatem… Przełęcz ocalonych, czyli tytuł, który może kojarzyć się z jakimś westernem klasy „B” niż z filmem wojennym. No i jeszcze ten polski, nie wiadomo przez kogo wymyślony, tytuł. Przecież w filmie Mela Gibsona nie ma żadnej „przełęczy”. Jest za to klif. Tytuł angielski  Hacksaw Ridge oddaje zatem, metaforycznie, sens tego filmu.

4

Jeśli film Hacksaw Ridge nie otrzyma nominacji do Oscarów, to będę bardzo się dziwił. Film ten bowiem jest, pod każdym względem… „taki jak trzeba”. Bardzo ciekawy scenariusz „oparty” na życiorysie prawdziwego Desmonda Dossa, który za swoją postawę otrzymał najwyższe odznaczenie Stanów Zjednoczonych Ameryki, czyli Medal Honoru.      

Klarowna akcja, wspaniałe zdjęcia, no i przejmująca gra aktorów. A Andrew Garfield (Desmond Doss) i Teresa Palmer (Dorothy Schute) są w swoich rolach po prostu cudowni. Jakże Amerykanie (w tym przypadku chyba raczej Australijczycy), potrafią dobrać aktorów, jakże ci aktorzy grają, jak są fotografowani… po prostu to wszystko jest zachwycające. A do tego dochodzi magia dużego, kinowego (a jednak) ekranu. Ten film trzeba koniecznie oglądać w kinie. Na DVD, czy też emitowane później w telewizji takie filmy jednak bardzo dużo tracą.

6

Nie będę streszczał treści Hacksaw Ridge. W tych „Zapiskach i wspomnieniach” notuję raczej swoje wrażenia niż… jakieś „pogłębione refleksje”.

Także w przypadku tego filmu mogę powiedzieć do czytelnika tych zapisków: „idź i patrz”. Jeżeli wierzysz w mój instynkt kinofila, jeżeli odpowiada ci mój artystyczny gust, to na pewno się nie zawiedziesz. Wręcz przeciwnie, podobnie jak ja możesz doznać najwspanialszych, filmowych, przeżyć.

5 listopada 2016 r.