Pisałem coś na temat Siegfrieda Lenza (1926-2014) i w pewnym momencie sięgnąłem do Goethego (1749-1832). Wypożyczyłem książkę pt. Jan Wolfgang Goethe Listy i Wiersze miłosne i nie mogę się oprzeć by nie zacytować utworu pt. Pojednanie, który Goethe napisał w 1823 r. dla polskiej pianistki, która koncertowała akurat w Marienbadzie, Marii Szymanowskiej (1789-1831).
POJEDNANIE
Namiętność rodzi ból! Gdzież ukojenie
Dla serca, co już znużone jest męką?
Gdzież wy, godziny minione jak mgnienie?
Daremniem wybrał ponad wszystko – piękno;
Posępny jest mój duch i czyn ułomny.
O świecie marzeń, jakżeś wiarołomny!
Wtem nadpłynęła nadziemska muzyka,
Utkana z tonów i dźwięków miliona,
I dusze ludzką do głębi przenika,
By wiecznym pięknem była napełniona.
Oko się łzawi z tęsknoty ogromu;
Jam poznał boską wartość łez i tonów.
Lekko mi, dobrze! W takiej chwili słyszę,
Jak serce moje drży i mocniej bije,
Na dar przedziwny w podzięce najwyższej
Odpowiadając, że znów w piersi żyje.
Chwili jedyna, obyś wiecznie trwała,
Szczęście melodii i miłość mi dała.
Zarówno ten wiersz napisany przez Goethego dla Szymanowskiej, jak i m.in. Sonety jenajskie, Trylogia namiętności itd. to – według mnie, dla mnie – najwspanialsza Poezja.
Dlatego też nie mogę zrozumieć bezustannego nagradzania, wręcz hołubienia, niektórych młodych poetów (właściwiej byłoby „poetów”) przez tzw. jury, które owe, bardzo sowite nagrody, wypłaca z kieszeni podatnika.
Od razu powiem: nie mam nic przeciwko nagradzaniu, hołubieniu itd. ludzi utalentowanych. Ba! sam nawet utworzyłem nagrodę GRABOVIUS (póki co HONOROWĄ), ale dlaczego wyrzuca się aż tyle pieniędzy z kieszeni podatnika, na… beztalencia?
Proszę bardzo: jury takie, czy owakie, które zazwyczaj działa według własnego widzimisię, niechże wypłaca nagrody ze swoich środków.
Oto 36.000 zł (trzydzieści sześć tysięcy złotych brutto), czyli po 3.000 zł miesięcznie przez cały rok idzie z mecenatu państwa na stypendium twórcze, którego efektem jest marna książczyna. Liczy się jednak zawartość, czyli treść: przeczytanie tej książczyny zabiera mi jakieś… pół godziny. I nie znajduję w niej nic, kompletnie nic!!!, co mogłoby mnie – czytelnika i wielbiciela Poezji – chociażby poruszyć. Czyżby „chuj”, „kurwa”, „cipa” i „mocz” były esencją współczesnej poezji?
W powyższym wierszu Goethego jest i forma, i treść, i uczucia, wzruszenie… wszystko, czym jest Poezja.
Oto do moich rąk trafia – jako czytelnika i wielbiciela Poezji… antologia kilkudziesięciu poetów (właściwiej byłoby „poetów”), która także została sfinansowana z kieszeni podatnika. Tu już diapazon autorów jest bardzo szeroki: począwszy od debiutantów, którzy z drukiem powinni zaczekać co najmniej kilka lat, ponieważ jeszcze nic nie mają do powiedzenia, poprzez autorów kilkunastu tomików (dlaczego wiersze liczy się na ilość?) aż po wytrawnych antologistów, którzy – ho! ho! – publikowali swoje wiersz aż w… 330 antologiach (słownie: trzystu trzydziestu antologiach).
Tu już lektura owej antologii zajmuje trochę więcej czasu. Wielką radość sprawia mi, gdy zdarza się, że „odkrywam”: a to jakiegoś zapomnianego malarza, a to kompozytora, a to poetę. Także i tym razem czytam z nadzieją: autora za autorem, utwór za utworem i… nie ma w tej antologii nic, absolutnie nic!!!: ani formy, ani treści, ani uczuć, ani wzruszeń. Czarne litery przytwierdzone do białego papieru. Nic więcej.
Jestem bibliofilem, a zatem od razu rozpoznaję, że jestem pierwszym czytelnikiem zarówno w. wym. tomika, jak i antologii. Niczego jednak bibliofilskiego w owych książkach nie znajduję, ponieważ (sklejone, na marnym papierze) zostały wydane byle jak. Są zatem „produktami jednorazowego użytku”. Po co więc, i dla kogo takie… „książki” są – za pieniądze podatników – wydawane.
Większy pożytek byłby, gdyby pieniądze zostały przeznaczone przez państwo lub miasto na rabatkę lub jakiś klomb z kwiatami.
A jeśli już mi przyjdzie ochota by czytać Poezje, to sięgam po Johanna Wolfganga von Goethego. Jak np. po ten wiersz:
DO ODDALONEJ
A więc naprawdę już odeszłaś?
Zniknęłaś, piękna, z moich dni?
Twe każde słowo we mnie mieszka,
Wciąż jeszcze w uszach moich brzmi.
I jak wędrowiec wzrok o świcie
Na próżno w przestwór nieba śle,
Skowronka ujrzeć chcąc w błękicie,
Co dzwonną pieśnią nad nim mknie;
Tak ja lękliwie oczy wznoszę
Na pola, łąki, borów gąszcz
I każdą pieśnią moja proszę:
O, wróć, kochana, czekam wciąż![1]
7 lipca 2017 r.
[1] Zarówno ten wiersz pt. Do oddalonej, który Goethe napisał dla Anny Katarzyny Schönkopf (1746-1810), jak i Pojednanie są w tłumaczeniu Wandy Markowskiej