I już po mundialu w Brazylii. Kibicowałem drużynie niemieckiej, więc jestem zadowolony, że wygrała z brutalnie faulującą, popluwającą Argentyną. To był przepiękny gol Mario Götze (1992), pomocnika, z podania André Schürrle (1996), napastnika. Cieszę się także, że wygrała Holandia z Brazylią.
Byłem zatem ciekaw jak poradzi sobie w pierwszym meczu II rundy Ligi Mistrzów nasza najlepsza drużyna, czyli Legia Warszawa z ponoć półamatorskim St. Patrick’s Athletic z Irlandii.
Czy to dreptanie legionistów po boisku to miała być piłka nożna? Bezradność, długie wykopy z zamiarem, że może a nuż się coś się trafi, rzucanie „kur…mi”, gdy piłka omijała bramkę przeciwnika – oto, mniej więcej, przebieg tego meczu w wykonaniu naszej drużyny. A półamatorzy z St. Patrick’s Athletic robili swoje: najpierw wbili jednego gola i niewiele brakowało by wbili drugiego. Jakimś cudem, już po czasie, legioniści wyrównali. Wstyd i tyle. Nie będę więcej oglądać meczów legionistów. Szkoda czasu.
Szkoda także czasu na chyba niemal wszystkie polskie seriale. Wakacyjnie postanowiłem zaznajomić się z poniektórymi, ponieważ, niestety, nie znam gwiazd współczesnego, polskiego kina. „Jak to ty Jasiu, taki z ciebie kinofil, a nie wiesz kto to jest…” – i tu padło kilka nazwisk serialowych gwiazd. „No, nie wiem, dalibóg nie wiem” – chciałem odrzec i przy najbliższej okazji postanowiłem nadrobić swoje braki. Nie, nie polskie seriale, tak jak środowa gra legionistów, są nie do oglądania.
Za to niedawno znalazłem w telewizji dwuodcinkowy, australijski serial pt. Paper Giants. The Birth Of Cleo – 2011, 180 min., reż. Daina Reid. Jako Ita Buttrose wystąpiła świetna Asher Keddie, a jako Kerry Packer – znakomity Rob Carlton. Serial opowiada o powstaniu pisma „Cleo”. Wątków w nim jest co niemiara, ale jak to jest zagrane, jak sfilmowane. Dlaczego w Polsce nie może powstać taki serial? Przecież podobnych, a nawet ciekawszych, tematów można by znaleźć na pęczki.
To tak samo jak z wakacyjnymi piosenkami. Kiedyś Opole zawsze wylansowało jakiś wakacyjny przebój. A teraz festiwal opolski kojarzy mi się z łołomotem i wrzaskiem. A tu tymczasem Jackie Evancho chyba w oczekiwaniu na wrześniową premierę płyty Awakening nagrała… popową piosenkę pt. Go Time. Trzeba koniecznie ją posłuchać. Gwarantuję, że na jednym posłuchaniu się nie skończy. Jakże Amerykanie potrafią dbać o swoje talenty.
17 lipca 2014 r.