GDYBY KOGOŚ EWENTUALNIE INTERSOWAŁO…

Gdyby kogoś ewentualnie interesowało co u mnie słychać, to zapraszam do lektury opowiadania pt. Werdykt.

Otóż to opowiadanie na tyle się spodobało, że postanowiłem je… rozszerzyć o kilka wątków dotyczących poszczególnych postaci.

Opowiadanie to można znaleźć na mojej stronie internetowej www.grabovius.com Zapraszam zatem do kliknięcia zakładki „Wydane książki”, potem proszę wybrać pozycję Jak świeże powietrze, następnie fragment książki i tam znajduje się Werdykt.

(21 września 2019 r. otrzymałem za to opowiadanie wyróżnienie na XIX Ogólnopolskim Konkursie Literackim „Pisanie jest dobre na chandrę”, zorganizowanym przez Oświęcimskie Centrum Kultury, pod patronatem Prezydenta Miasta Oświęcim. W kategorii prozy wzięło udział 208 prac; nagrodzono i wyróżniono 5 prac).

Nie nudzę się więc, a wręcz przeciwnie, mam co do roboty tak że na częstsze prowadzenie „Zapisków i wspomnień” nie starcza mi już czasu.

Wieczorkiem zazwyczaj lubię obejrzeć jakiś film. A zdarza się, że i dwa. Na platformach streamingowych jest teraz filmów co niemiara. Z miejsca więc robię selekcję kierując się moim instynktem kinofila. Zazwyczaj pozostaje dwadzieścia do trzydziestu filmów do obejrzenia w miesiącu. A potem okazuje się, że wartych uwagi jest zazwyczaj nie więcej niż kilka. Wiele filmów jednak porzucam już po kwadransie.

Postanowiłem nie oglądać filmów kręconych z ręki, tzn. męczyć się chybotliwym, rozchwianym, drżącym obrazem. (Przykładem takiego „dzieła” przyprawiającego nie tylko o ból oczu, lecz także i głowy jest m.in. Wierny ogrodnik tj. film Fernando Meirelles’a z 2005 r.).

A poza tym warte obejrzenia są moim zdaniem następujące filmy (podaję według roku powstania):

1. Amerykański: Kontynentalne podziały (Continental Divide 1981), 103 min., reż. Michael Apted.

Uwielbiam takie filmy, gdzie jest prawie sto procent pleneru. I to jakiego pleneru. A poza tym jest tak sfilmowany, jak to tylko Amerykanie potrafią, że ma się wrażenie, ba! pewność, iż samemu się uczestniczy w akcji.

W rolach głównych wystąpili Blair Brown jako Nell Porter i John Belushi (1949-1982) jako Ernie Souchak. 

 

2. Szwedzki: 1939 z 1989 r., 187 min., reż. Goran Carmback.

Piękne, epickie trzygodzinne dzieło, które ogląda się z wielką przyjemnością podziwiając przy tym wspaniałą realizację. I żadnego obciachu z projekcjami tylnymi, z kręceniem z ręki.

 

3. Rumuński: Lato się skończyło (Vara sa Sfárşit – 2016), 99 min., reż. Radu Potcoavã.

Spośród wielu rumuńskich filmów, z reguły beznadziejnych zarówno pod względem tematyki i sposobu realizacji, ten jeden wydaje mi się godny uwagi. Przez większą części tego obrazu nie wiadomo właściwie o co chodzi. Ot nudzą się dwaj chłopcy, szwendają po jakiejś mieścinie, kąpią w Dunaju aż jeden z nich tęskniąc za ojcem, który „za chlebem” wyjechał do Włoch, wpada na niecodzienny pomysł. Postanawiają ten pomysł zrealizować i od tego momentu film zaczyna być bardzo intersujący. A w końcu mną wstrząsnął. Naprawdę dobry współczesny film.

 

4. Argentyński: Stracony brat (El otro hermano – 2017), 113 min., rez. Israel Adrián Caetano.

Dobry, sprawnie zrealizowany kryminał. Oglądając ten film przypomniały mi się dawne dobre czasy filmów Alfreda Hitchcocka i Romana Polańskiego. Film jest pomysłowy, dobrze zagrany, nieźle zrealizowany, trzyma w napięciu i – co bardzo ważne w tego rodzaju obrazach – ma zaskakujące zakończenie.

Te filmy warto obejrzeć i niektóre z nich zapamiętać i… zobaczyć raz jeszcze np. Kontynentalne podziały.

Natomiast nad całą resztą tj. prawie wszystkimi filmami szwedzkimi, rumuńskimi, włoskimi oraz polskimi niech zapadnie kurtyna zapomnienia.

Chociaż ta zapowiadająca się seria o komisarzu Salvo Montalbano warta jest oglądania chociażby ze względu na pejzaże Sycylii.

(A tak nawiasem próbowałem czytać niektóre kryminały o komisarzu Monalbano. Próbowałem).

16 kwietnia 2021 r.