Motto:
”– Chciałem tylko powiedzieć, że upadłem, ponieważ…
– Zamierzałem dokończyć, »jestem pijany szczęściem«,
ale zrobiłem idiotycznie długą przerwę po słowie »pijany«
i w sklepienie sali uderzyła kolejna fala chóralnego śmiechu.
Miałem świadomość, że żadnym już wyjaśnieniem,
nie przebiję efektu, więc nie wracałem do tematu
i przeszedłem do historii Oscarów jako pierwszy laureat,
który przyznaje się publicznie, że jest moczymordą”.
David Niven Księżyc jest balonem
Bezustannie szukam książki, a właściwie powieści, nadającej się do czytania. Bo cóż z tego, że księgarnie są zawalone „bestsellerami”, a biblioteczne półki zapychane takimiż samymi dziełami, jeśli są to rzeczy przeważnie nie nadające się do lektury. A może inaczej: czytanie dla samego mechanicznego czytania, to według mnie strata czasu i szkoda oczu. Jeśli bowiem mam czytać, a lektura niczym mnie nie zaciekawia, wręcz przeciwnie, jeżeli trzeba zgrzytać zębami na brak myśli i uczuć, a nade wszystko liczne warsztatowe braki, to po co tracić czas?
Dlatego też ostatnio sięgnąłem po biografie: a to Jana Englerta, a to Rogera Moore, a to Clinta Eastwooda, a to Davida Nivena. Z tych czterech książek najbardziej przypadła mi do gustu pozycja pt. Księżyc jest balonem, którą napisał sam David Niven (1910-1983) i może właśnie dlatego jest nie tylko aktorem, ale także pisarzem. Zresztą książka, pełna anegdot, jest bardzo dobrze napisana.
Czego, niestety, nie można powiedzieć o tłumaczeniu pełnym nie tylko denerwujących literówek, ale również błędów ortograficznych. David Niven wydał ją w 1971 r., a więc jako sześćdziesięciojednolatek, czyli u szczytu swoich aktorskich osiągnięć, pt. The Moon’s Balloon. Wydanie polskie ukazało się w 1991 r. w serii „Autobiografie” Wydawnictwa Znak. Koszmarne wydanie, bo rozpadające się już przy pierwszej lekturze. (To smutne, ale przez trzydzieści jeden lat[!] nikt tej książki nie wypożyczył). Jeśli dodać do tego fatalny projekt okładki, na której Niven szczerzy się w jakimś upiornym ni to uśmiechu, ni to grymasie, można stwierdzić, że edycja tej pozycji na polskim gruncie to niestety edytorskie niechlujstwo.
Niven tytuł swojej autobiografii wziął z wiersza e.e. cummingsa (1894-1962): „Kto wie może księżyc jest / balonem, który wylatuje z żarliwego miasta / w niebo, pełen cudownych ludzi”.
Nie lubię awangardy poetyckiej i ten wiersz także nie przypadł mi do gustu. Za to książka jest nie tylko rzetelnie, bardzo uczciwie napisana, ale także pełna rzeczywiście cudownych ludzi.
Kiedy ostatnio zadzwonił do mnie znajomy po piórze i zapytał co czytam, odpowiedziałem mu, że autobiografię Davida Nivena (1910-1983). Zdziwił się, bo o Davidzie Nivenie nic nie słyszał. Aż nie chce się wierzyć. W końcu był to jeden z najbardziej znanych i lubianych aktorów. Ba!, otrzymał nawet Oscara za pierwszoplanową rolę męską jako major Angus Pollock w filmie Osobne stoliki (Separate Tables – 1958), 100 min., reż. Delbert Mann. (W tym filmie wystąpiły także największe gwiazdy tamtych czasów tj. m.in. Deborah Kerr, Rita Hayworth oraz Burt Lancaster). Rzeczywiście bardzo dobry film.
Aż nie chce się wierzyć, że mój znajomy nie widział obrazów, w których David Niven występował jako m.in. Phileas Fogg w filmie W 80 dni dookoła świata (Around the World in 80 days – 1956),175 min., reż. Michael Anderson, muz. Viktor Young; jako kapral John Anthony Miller w filmie Działa Navarony (The Guns of Navarone – 1961), 158 min., reż J. Lee Thompson; jako prof. Black w filmie Ucieczka na Atenę (Ascape to Athene – 1979), 125 min., reż. George Pan Cosmatos.
Sztuka filmowa jest moją pasją, kino artystyczne jest moim hobby, ale żeby w ogóle ignorować Kino? Trudno mi pojąć, że można aż tak obojętnie traktować film. (Zresztą, z tego co wiem także np. Kazimierz Wierzyński filmem się w ogóle nie interesował, bo nie ma o tym żadnego śladu w jego zarówno wierszach jak i m.in. dzienniku oraz wrażeniach spisanych podczas emigracji w USA).
Z drugiej strony można powiedzieć, że ludzie mają różne pasje i nie ma się czemu dziwić. Sądzę jednak, że jeśli ktoś zajmuje się tzw. twórczością literacką, to jednak powinien na tym i owym się znać.
Poeci bardzo często piszą np. o ptakach, lecz w ich utworach nie widać nawet najmniejszego nimi zainteresowania. Zawsze bowiem w ich utworach ptaki tylko „śpiewają”, chociaż tak naprawdę każdy z nich wydaje inny głos.
A poza tym owi poeci wypisują niestworzone rzeczy na temat ptaków. A przecież wystarczy zajrzeć chociażby do Internetu i tam zobaczyć jak taki i ów ptak wygląda oraz posłuchać jego śpiewu. Trochę wypadów w teren też by się przydało. Nikt nie oczekuje by poeta był birdwatcherem, ale przecież nie można być także „w temacie” ptaków ignorantem
Dlatego też wczoraj odłożyłem w empiku na półkę najnowszy tomik znanej poetki z tytułem z jakimś furkotaniem, czy jakoś tak, bo nie mogłem zdzierżyć, po przeczytaniu na stojąco kilku wierszyków, że można o ptakach wypisywać aż takie androny.
Wracając jednak do książki Nivena, to nie przypuszczałem, że był on nade wszystko wojskowym (zresztą służbę ukończył w randze pułkownika). Przez przeszło pół jego biografii, liczącej w polskim wydaniu 410 stron, nie ma nawet słowa o aktorstwie lub jakichkolwiek inklinacjach do tego zawodu.
Niven opisuje swoje bardzo trudne dzieciństwo, pobyty w internatach, kłopoty z nauką (znienawidzona matematyka). Wreszcie jakimś cudem, po protekcjach swojego oczyma dostaje się do szkoły wojskowej. Rozpoczyna karierę w wojsku, z której wcale nie jest zadowolony. Rekompensuje to sobie, aby uciec od nudy, licznymi popijawami i romansami. To dzięki owemu rozrywkowemu prowadzeniu życiu poznaje bardzo wiele osób, które mu potem ułatwią start w filmie. Bo Niven żadnej szkoły aktorskiej nie ukończył, nie występował w teatrze, udzielał się wprawdzie jako m.in. konferansjer podczas różnych wojskowych uroczystości, ale była to czysta wojskowa rozrywka i z aktorstwem nie miała nic wspólnego.
(Niven wystąpił w kilku sztukach teatralnych, ale już jako znana gwiazda filmowa).
W stopniu porucznika, nie widząc żadnej możliwości dalszego awansu, porzuca wojsko i ucieka do USA, do Kalifornii. Tam próbuje, dzięki nade wszystko znajomościom, zastartować w filmie. Zaczyna jako statysta. Idzie mu bardzo ciężko. Same znajomości nie wystarczają. W końcu dzięki uporowi, rekomendacjom i po wielu nieudanych próbach gra niewielkie rólki, aż wreszcie podpisuje kilkuletni kontrakt z Metro-Goldwyn-Mayer. Staje się zatem aktorem kontraktowym i gra wszystko, co mu każą.
Wybucha wojna i jako stuprocentowy Brytyjczyk wraca do Anglii, i tam natrafia na same problemy, ponieważ do wojska go przyjąć nie chcą. Dopiero po wielu tygodniach starań przyjmują go, ale w stopniu podporucznika. Podczas wojny żeni się z Primulą Susan Rollo (1918-1946), ma dwóch synów. Po wojnie wraca z rodziną do Hollywood. Wkrótce, wskutek nieszczęśliwego wypadku zaledwie w wieku 25 lat, umiera jego żona. Dwa lata później poznaje w Londynie na planie filmowym szwedzką modelkę Hjördis Genberg (1919-1997). Po dziesięciu dniach znajomości biorą ślub.
W Hollywood wszystko się zmienia na gorsze i po kilku latach wyjeżdżają do Europy, bo jak Niven podkreśla w swojej autobiografii: „W chwili gdy piszę te słowa, cały przemysł filmowy schodzi na psy i można usłyszeć opinie, że już nigdy się nie podniesie”. Niven te słowa pisał w 1970 r. i uważam, że mocno przesadził. Bo w latach siedemdziesiątych dwudziestego wieku powstaje przeciez wiele doskonałych filmów. Sądzę, że był rozgoryczony, bo przestał być pierwszoplanową gwiazdą.
Wyjeżdżają z Hjördis do Europy, najpierw do Szwajcarii, a potem, na lazurowe Wybrzeże do posiadłości Cap Ferrat. Przedtem adoptują dwie dziewczynki.
Niven o swojej drugiej żonie wyraża się w jak najlepszych słowach, chociaż wspomina też o krótkotrwałej separacji, gdy mieszkają jeszcze w Hollywood.
Więcej światła na ostatnie dni życia Nivena rzuca jego sąsiad z Lazurowego Wybrzeża Roger Moore. Święty wspomina o ciężkiej kilkuletniej chorobie Nivena oraz o tym, że Hjördis była dla swojego męża wręcz wredna. Doszło nawet do tego, że nie chciała się zająć jego pogrzebem.
Smutne to wszystko, bo okazuje się, że nawet największe gwiazdy filmowe też ciężko chorują, opuszcza ich najbliższa rodzina i w końcu umierają. A Niven miał przeciez zaledwie 73 lata.
Żeby nie kończyć jednak tego zapisku w minorowym nastroju chciałbym przytoczyć pewną anegdotkę, którą tak oto przedstawia sam Niven. (A takich zabawnych zdarzeń w jego książce jest całe mnóstwo). Otóż Niven prowadził bardzo rozrywkowe życie i bardzo lubił podróżować i romansować. Jeden ze znajomych zaprosił go na Bermudy i tam Nivenowi wpadła w oko tamtejsza, bardzo młoda piękność. Wybrali się bryczka na przejażdżkę. Były palmy, ciepły wieczór, falujące morze, Księżyc i już miało dojść do erotycznej konsumpcji, gdy koń nakarmiony mokrym sianem zaczął pierdzieć.
(A co do pierdzenia, to jak opisuje w swojej książęce Roger Moore jego przyjaciel Cary Grant jeden przeciez najprzystojniejszych i najbardziej eleganckich aktorów, gromadził gadżety związane z pierdzeniem i bardzo lubił popisywać się nimi i robić żarty swoim znajomym).
I to by było na tyle o niezapomnianym, świetnym aktorze, „moczymordzie” Davidzie Nivenie.
18 września 2022 r.
PS Co do owego „moczenia mordy”, to przypominam sobie rozmowę z pewnym bardzo znanym pisarzem, kiedy jeszcze jako student polonistyki UMK, pojechałem kiedyś do Warszawy. (A do Warszawy z Torunia jeździłem wtedy bardzo często, do teatrów).
Rozmowa miała miejsce w Domu Literatury. Ów wybitny pisarz powiedział mi wówczas, że „trzeba pisać, pisać, pisać i jeszcze raz pisać. A poza tym „robić znajomości” i „przy okazji dobrze napić się z kim trzeba”.
No, cóż pisałem i piszę tyle, ile miałem czasu, ochoty i umiejętności. Zaniedbałem, niestety, „robienie znajomości”, również dlatego, że nigdy nie przepadałem za właśnie „moczeniem mordy”.
PPS Zapisek ten postanowiłem okrasić kadrem z filmu Osobne stoliki, w którym David Niven otrzymał Oscara za pierwszoplanową rolę męską.
21 września 2022 r.