2001:Odyseja Kosmiczna Stanleya Kubricka jest filmem artystycznie niedoścignionym. I pomyśleć, że w 2018 r. obraz ten będzie miał 50 lat! Przez te prawie już 50 lat zmieniło się tak wiele, postęp technologiczny jest tak ogromny, że aż nie chce się wierzyć, iż są kręcone takie filmy jak np. Pasażerowie (Passangers – 2016),116 min., reż. Marten Tyldum, z Jennifer Lawrence jako Aurora Lane oraz Chris’em Pratt’em jako Jim Preston.
Co tu dużo pisać: jest to kolejny banalny, i w dodatku nudny, film science-fiction, chociaż nie wiedzieć czemu reklamowany jest jako… „pełen emocji thriller”.
Niewiele w tym filmie… science-fiction, a już na pewno nie ma w nim emocji. I nie jest to thriller. (Realizator powinien emocje pokazać nade wszystko grą aktorów, obrazem itd. a nie hałasem dobiegającym z kinowych głośników).
Ponadto wiadomo, że w przestrzeni kosmicznej dźwięku nie słychać. Dlaczego zatem z tak potwornym hukiem porusza się statek kosmiczny?
Dość mocno wynudziłem się na tym filmie, ale tym razem po projekcji zapytałem siedzących obok mnie młodszych ode mnie widzów czy film im się podobał. Odparli, że bardzo. A kiedy jeszcze ich zapytałem o Odyseję Kosmiczną i Kubricka mieli bardzo zdziwione miny. Zapewne wyglądałem jak przybysz z zaprzeszłej, filmowej, epoki.
Jedyną atrakcją Pasażerów jest nie dosyć, że piękna, to w dodatku utalentowane Jennifer Lawrence. Nie ma jednak co i z kim grać, gdyż Christ Pratt jako Jim Preston jest wyjątkowo… „drewniany”. No i jeszcze może się podobać scena, gdy statek kosmiczny traci grawitację i Aurora „o mały włos” nie topi się basenie.
Nie ma w tym filmie ani myśli, ani, niestety, uczuć. To, co „dzieje się” między Jimem a Aurorą jest przewidywalne i wiadomo jak się zakończy.
Za to z głośników dobiega potworny huk. Tak jakby realizatorzy i tego filmu chcieli zgnieść widzów straszliwych hałasem. No tak, jak się nie ma co opowiadać, i nie ma się czym widzów wizualnie zachwycić, to trzeba ich zamęczyć decybelami.
Czy doczekam się kiedykolwiek realizacji Solaris Stanisława Lema? To jest powieść na wielki film. Kubrick, gdyby żył, zrobiłby z tej powieści kolejne filmowe, arcydzieło.
Bo, niestety, ani Andriejowi Tarkowskiemu w 1972 r., ani tym bardziej Steven’owi Soderbergher’owi w 2002 r. to się nie udało. Powstały bowiem banalne i nudne inscenizacje.
30 grudnia 2016 r.