SŁUCHAJĄC MORZA, KTÓRE „COŚ” MI CHCIAŁO POWIEDZIEĆ

Szedłem, a w pewnej chwili przystanąłem. Przysiadłem

na stromym brzegu morza. Szum wody mnie zatrzymał.

Chociaż – jak to na brzegu morza – cały czas szumiało.

Czy ta woda tak… bezprzyczynnie szumi, czy też chciała

 

mi „coś” – co? – w swoim języku powiedzieć. Słuchałem

nie rozumiejąc niczego. A czyż zrozumieć miałem nie

znając ani słów, ani zdań, ani składni, ani alfabetu nawet?

Mimo to słuchałem i nie chciałem już nigdzie odchodzić.

 

Ani w ten dzień, ani w inne dni. Słuchałem nie rozumiejąc

niczego. A czyż rozumiem co do mnie wiatr mówi, co

mówią do mnie drzewa: ta „cała” wszechogarniająca mnie

Przyroda? Jakimż – ja, człowiek – jej „panem” jestem?

 

Jeśli już, to na tyle, ile zobaczyć, usłyszeć, dotknąć swoimi

– jakże niedoskonałymi – zmysłami potrafię. Słuchałem

jak szumi morze. Ileż – tego jestem pewien – powiedzieć

mi chciało. Ja mogłem tylko słuchać. A zatem – słuchałem:

 

(2008)