W CZERNI. I W BIELI
Wiersze
Pelplin 2015, ss. 100. (60 wierszy).
Projekt został zrealizowany przy pomocy finansowej:
Województwa Pomorskiego oraz Województwa Kujawsko-Pomorskiego.
Zawartość: Sam nigdy nie jestem; Ktoś pukaniem w okno o świcie mnie obudził; Właśnie tak; O czwartej nad ranem; Wakacyjne rozterki; Świat jest symfonią; A tuż obok pachną papierówki; Cyt, dzień gaśnie wokół, wszędzie, noc; Opowieść Rysia; O, wybrać się w podróż ponad… przeciwzmierzch; To, co najlepsze; Nie przesypiajcie dnia; „Jest ślicznie”; Każda śmierć jest snem bez końca; Srebrzystoszary; Biało-czarny wiersz o zapachu cytrynówek; Zostawiam – jak z rodzinnego ogrodu latem dojrzałe maliny – przygarść słów; Śnieżny kolor jest taki spokojny; W bieli; Dwa zimowe kosy; „W Sopotach”; Na przebudzenie; Chciałbym wiersz napisać: taki, aby był marca ozdobą; Do wiosny; Przyznaję; Pochwała przyjaźni; Czerwiec – niebo patrzy na mnie bezkresem; Białe noce, srebrzyste obłoki; Chryzelefanta; Marzą mi się otwarte przestrzenie; Pogoń. Pogoń za nieustanną grą świateł; Tylko patrz. I tylko się rozpatrz; „E L’allegria, Amica Mia, Va Via Con Te”; Według „Zamysłu Boga”; Zimowe pocałunki; „Yes… I Think To Myself, What A Wonderful World; „All’alba Vincero”; Odgrodzili mnie od świata; (Na stałe, na zawsze); Biały kwiat; Pachnieć wiatrem; Wielkie piękno; Twoje lekkie zawahanie; „Najjaśniejsza w otoczeniu odmiana szarości; Czereśnie; Ciechocińskie; Lubię to miasto; „Teraz, bo może już nigdy więcej”; Krople mgły; Czyż może być piękniej?; Wiersze malborskie: I cisza. I śnieg; Białe – jak noce – jaśminy; Zapachy, smaki dzieciństwa; Piskorze, karasie, szczupaki; Podmalborski błękit; Latem; Noc zazdrosna; Słowa daremne; Podróż do Hrubieszowa; Parowóz.
CHCIAŁBYM WIERSZ NAPISAĆ:
TAKI,
ABY BYŁ MARCA OZDOBĄ
Chciałbym wiersz napisać: by stał się ozdobą
marcowych – wciąż zimowych jeszcze – dni.
O, wiersz napisać niby jaśminowiec wonny tak,
by wiosną zapachniało i cieplejsze stały się dni.
Rozglądam się: dni już tak przestronne, że czas…
już najwyższy czas, aby je przewietrzyć, światłem
napełnić. Tak, czekam na rychłą zmianę pogody.
Niech wiatr wiosną zaszeleści, deszczem podzwoni.
Gdzie szukać natchnień, kiedy pochmurno i zimno.
Z książek? Wiele, a niektóre po wielokroć, czytam.
Ach, jakże chętnie… „audiobooka” posłuchałbym,
który mi wiosennie jeden, drugi, trzeci listek opowie.
Oto mały cud marcowy na niebie: nad zachodnim
horyzontem, w sąsiedztwie cienkiego sierpa Księżyca,
kometa PanStarrs świeci. Kto ją tam wypatrzy. Nieba
nad miastem tyle, co małe okno. Ile gwiazd pomieści?
O, taki wiersz napisać, aby marca był ozdobą. Bo:
ileż jeszcze mam czekać aż przebiśniegi się ockną
a ptaki zaczną śpiewać. Zresztą: skąd wiedzą kwiaty
by – rosnąć, ptaki – by śpiewać? No, skąd wiedzą?
(2013)
POGOŃ. POGOŃ ZA NIESTANNĄ GRĄ ŚWIATEŁ
Piękny, wspaniały dzień,
malowany jakby pędzlem pejzażysty-luministy.
Rozejrzyj się w tłumie,
może gdzieś obok Albert Bierstadt obraz maluje.
Pogoń, pogoń za nieustanną grą świateł.
Pogoń za blaskiem. Nikt nie potrafi go zatrzymać.
No bo tę świetlistość fal
może tylko luminista namalować.
W rozświetlony blaskiem Słońca pejzaż
chcesz wejść i już z niego nie wychodzić.
Pogoń, pogoń za nieustanną grą świateł.
Pogoń za blaskiem. Nikt nie potrafi go zatrzymać.
Kilka godzin, najwyżej jeden dzień,
jesteś w tym pejzażu ze światła i blasku.
A mógłbyś na zawsze pozostać. Zapamiętasz
ten dzień i już odtąd stale będziesz go wspominać.
Pogoń, pogoń za nieustanną grą świateł.
Pogoń za blaskiem. Nikt nie potrafi go zatrzymać.
Dni bezpowrotnie upływają,
a ty zbliżasz się, już sam nie wiesz, do czego.
Wystarczy krótka chwila, aby Tam
– w świetle i blasku – na zawsze się znaleźć.
Pogoń, pogoń za nieustanną grą świateł.
Pogoń za blaskiem. Nikt nie potrafi go zatrzymać.
Obraz The Shore of the Turquoise Sea[1]
przetrwał już przeszło sto lat i nieodwołalnie
tu zostanie. A ile lat ci pisane, nie wiesz i
nikt stąd nie potrafi na to pytanie odpowiedzieć.
Pogoń, pogoń za nieustanną grą świateł.
Pogoń za blaskiem. Nikt nie potrafi go zatrzymać.
Chciałbyś w światło, w blask się przemienić.
Może kiedyś jakiś malarz-pejzażysta
dotknie pędzlem powietrznej przestrzeni i
stworzy obraz, na którym jako blask zostaniesz.
Pogoń, pogoń za nieustanną grą świateł.
Pogoń za blaskiem. Nikt nie potrafi go zatrzymać.
(2013)
TYLKO PATRZ. I TYLKO SIĘ ROZPATRZ
Dzień za dniem przemija.
Większości – jakby nigdy nie było.
(Napisałeś „jakby”? Pisz „na pewno”).
Przeżyłeś zatem co?
Te dni, których nie warto pamiętać:
to się nazywa życie? Czasami
zdajesz sobie sprawę,
że ot, o tej samej porze, gdy siedzisz i
coś tam piszesz (albo czytasz,
jeśli coś warte jest czytania) mógłbyś
być na pięknej, rozświetlonej blaskiem plaży.
I ot, całkiem niedaleko:
w pierwszych dniach września,
plaża, „śpiewający” pod stopami piasek.
Z jednej strony widok na zalew,
z drugiej na zatokę. I czy chcesz,
czy nie chcesz – to na pewno już przeszłość.
Minęło, chociaż istnieje
w zmienionej postaci. I choćbyś
tam wiele razy wracał już tamtego dnia
nie spotkasz. Co najwyżej – siebie,
jak ogarnia cię rozpacz. Za tym,
co minęło. Albo sam już nie wiesz, za czym.
Mała to pociecha. Bo w cichej rozpaczy
wszyscy tutaj żyją. Ot, niedaleko
był czerwiec i nie wiedziałeś, co
masz z nadmiarem dnia zrobić. (Bo i noce
rozświetlały srebrzyste obłoki). A oto i
wrzesień (jakże znów pogodny), dnia ubywa,
jak życia. Znów ogarnia cię rozpacz.
Za tym, co minęło. Albo sam nie wiesz, za czym.
Póki co rozejrzyj się, rozpatrz
(skąd, sam nie wiesz, przyszło ci to
rozpacz-rozpatrz) wokół siebie. Tak,
w twarzach widać wszędzie cichą rozpacz.
Ale i – spokój. I piękno nadchodzącej
jesieni. Tylko patrz. I tylko się rozpatrz.
(2013)
WEDŁUG „ZAMYSŁU BOGA”
Nie myśleć o przyszłości.
Nie zastanawiać się: co było.
Nawet nad „osobliwością”.
Choćby i „początkową”. Żyć chwilą.
Żyć tym, co od ciebie zależy.
(Jeśli zależy). O, gdyby tak poznać
Mind of God – „zamysł Boga”.
I nic nie chcieć więcej. Żyć chwilą.
Gdzieś jednak granice fizyki
się kończą. A może lepiej nie
wiedzieć o tym. Obserwować, jak
skądś wiosna nadchodzi. Żyć chwilą.
Czy chmury wiosennie już
płynące pytają: jak, dokąd płynąć?
A listki forsycji – czy rosnąć?
Ptaki – czy śpiewać. Żyć chwilą.
Wiersz: „nadawanie znaczenia
rzeczom i doświadczeniom”. I po to,
„żeby uratować to, czego nie
dałoby się w inny sposób zachować”[2],
czyli: żyć chwilą. Życie jako
jedyna chwila według „zamysłu Boga”.
Chwila, po której co będzie lepiej
nie wiedzieć. Żyć wierszem. Żyć chwilą.
(2013)
WIELKIE PIĘKNO
Wielkie piękno to wcale nie… Wielkie piękno
Sorrentino, lecz Osiem i pół, Słodkie życie i
Amarcord Federico Felliniego. Wielkie piękno
to majowy zapach deszczu. Wielkie piękno to…
po majowym deszczu – kałuże, w których miasto
przygląda się swojej urodzie. Wielkie piękno to
i sopran Jackie Evancho. Ileż najwspanialszych
doznań, zachwytów zawdzięczasz temu sopranowi.
Wydawać by się mogło, że bezpowrotnie dzień
po dniu tracisz, nie zyskujesz (chyba jednak
nigdy nie zaprzestaniesz wschodów Słońca
kolekcjonować). Zyskujesz zatem, wystarczy
tylko trochę poobserwować, zapatrzeć… Albo
zasłuchać się w gwizd kosów, w głos Jackie.
Nie czekać na to, co – i tak prędzej, czy później
za jakiś czas, na pewno – i tobie tutaj się przydarzy.
Kolekcjonuj zatem wielkie piękno wschodów
Słońca. (Bo cóż to jest, budzić się o czwartej
nad ranem?). Kolekcjonuj każdy dzień majowy.
A przecież do kolekcji i czerwiec warto włączyć.
A wieczorem pogodnym szukaj – tuż ponad
Wegą, Lutnią w Herkulesie – bliźniaczej
siostry Słońca. (Gdyby ktoś ciebie wyglądał
stamtąd adres jest prosty: Droga Mleczna,
Ramię Oriona, jakieś 26 tys. lat świetlnych
od centrum Galaktyki). Póki co jeszcze
jesteś tutaj, gdzie na co dzień wielkie piękno
to także niepowtarzalny zapach rzepaku,
jego kolor niby ten sam rok w rok. Tylko ty
bliżej jesteś: dzień po dniu, krok po kroku …
wielkiego piękna. Jeśli ono gdzieś Tam –
za Słońcem, za jego bliźniaczą siostrą – jest.
(2014)
[1] Obraz Alberta Bierstadta namalowany w 1878 r.
[2] Cytaty pochodzą z wypowiedzi Edwarda Hirscha (1950), amerykańskiego poety i krytyka.