TAKIE SOBIE ZAPISKI,5 Albo: O ZNAJOMOŚCI

Powoli, zdaje się, kończy się piękna śnieżna pogoda. Zanim skończę pisać ten zapisek zapewne będzie już zapowiadana od kilku dni chlapa, odwilż i „wreeeszcie ciepło”. I zanim przejdę do rzeczy, czyli do opisu przypadku znajomości z Julianem chciałbym przedstawić dwie sprawy, które w jakiś sposób wiążą się z tematem znajomości.

Pierwsza sprawa to mania żądania oceny, rzecz jasna bardzo dobrej oceny. Czy to będzie sklep internetowy, czy jakiś inny podmiot świadczący usługę od razu żąda wystawienia oceny. A kiedy ocenisz negatywnie usługę, bo była byle jaka, od razu jest lament: „dlaczego, przecież pozytywnie oceniło nas półtora tysiąca osób”.

Tak bywa i z przyjaciółmi oraz znajomymi. Jeżeli pochwaliłbym Juliana, że w muszce na gumce (czy też „na wstążce”) wygląda „elegancko i szykowanie”, to pewnie by mi podziękował. A skoro napisałem, że elegancka jest tylko muszka wiązana to „się obraził” i to jak „się obraził”.

A druga sprawa to irytują mnie takie oto jak poniższa prośby, kierowana do mnie jako niby znajomego:

„Koniec roku zbliża się w sposób nieubłagany. Niestety, rok ten był dla nas bardzo trudny, a zapowiada się, że czekają nas jeszcze większe trudności. Tylko dzięki Tobie dajemy radę przetrwać tę zawieruchę, wydawać czasopismo, portal, wspierać utalentowanych autorów. Niestety, wciąż niezbędnie potrzebujemy Twojego wsparcia, albowiem tylko zorganizowany ruch Polaków może zmienić rzeczywistość w jakiej żyjemy”.

Ja od kilku lat staram się o uzyskanie chociażby dofinansowania do chociażby jednej mojej książki. I nikogo to nie obchodzi, czyli: „Jeżeli nie zadbasz o własne interesy, to ludzie pomogą ci tylko przy spuszczaniu trumny do grobu”.

Julian to był mój kolega jeszcze z czasów licealnych. Odnaleźliśmy się po wielu latach, gdy któregoś razu zaszczycił mnie swoją obecnością, na którymś z moich spotkań autorskich. Od tamtego czasu dzwoniliśmy do siebie raz, najwyżej dwa razy w roku: on w czerwcu na moje urodziny i ja w grudniu na jego urodziny. Czasami także spotykaliśmy się na tzw. zjazdach klasowych i szkolnych, ale już jako starsi panowie dwaj.

W tym roku Julian w czerwcu nie zadzwonił ani na moje urodziny, ani na imieniny. Zastanawiałem się: co mogło się stać i to ja chyba gdzieś tak na początku lipca do niego zatelefonowałem. Zaczął się tłumaczyć, że już już miał zadzwonić, ale coś mu wypadło, że miał jakąś próbę w muzycznym zespole amatorskim, czy coś takiego. Słowem potraktował mnie „olewacko”. Pochwalił się jednak, że bodajże we wrześniu wyjeżdża na dziesięć dni na objazdową wycieczkę do Gruzji i że będzie to go kosztować dziesięć tysięcy złotych.

(Nawiasem mówiąc chwalenie się to teraz norma. Kiedy jeden z moich znajomych zaczął się chwalić, że podróżuje tylko „first class”, odtąd zacząłem go nazywać „ferstklasem”. A drugi, gdy pochwalił się, że jedzie, mimo epidemii, do Meksyku, został „meksykiem”.

A swoją drogą nigdy bym się nie wybrał na jakąś wycieczkę objazdową autobusem. Już czuję ten bezustanny piwno-alkoholowy wrzask, ten smród niemytych nóg, ten zaduch, ten fetor popalanych w rękawie papierosków. Kiedyś tego doświadczyłem. I powiedziałem sobie: nigdy w życiu).

Poprosiłem Juliana, gdy już wróci z tej Gruzji, to żeby koniecznie do mnie zadzwonił, opowiedział jak było. Przyrzekł mi solennie, że tak uczyni. Nie uczynił. Znaczy się – panie mości dzieju – że znowu „olał”. No, tak, tacy właśnie bywają znajomi.

Grudzień bieżącego roku to dla mnie nie najlepszy miesiąc. Przedtem przyplątało się jakiś zaziębienie, potem musiałem iść na kwarantannę (właśnie mija siódmy dzień). A więc dużo czytam, oglądam filmy i częściej zaglądam do Internetu.

Gdzieś natrafiłem na zdjęcie Juliana w muszce na gumce (albo na wstążce). Trochę mnie to i zaskoczyło, i wydało się odrobinę śmieszne. Napisałem o tym w swoim zapisku datowanym na 21 grudnia br. dwa (dosłownie!) dwa zdania, oto one:

„A z kolei innego byłego znajomego bezustannie zajmuje politykierstwo. W jakiejż zresztą partii on już nie był, w jakimż stowarzyszeniu. Ostatnio ujrzałem go jako… konfederata w muszce na gumce”.

Być może nieco z tym „politykierstwem” w przypadku Juliana przesadziłem, ale ostatnio miałem do czynienia z tym czy owym posłem oraz z radnymi. Niestety, nie widzą dalej i więcej poza czubek swego nosa, a zatem mam o nich nie najlepsze zdanie. Na zasadzie zatem uogólnienia nazwałem Juliana także… „politykierem”, bo przecież chyba jest radnym i „starał się na posła”.

I za to oraz za tę muszkę na gumce strrrasznie, ależ to strrrasznie „się obraził”. Mało tego, w Wigilię (w Wigilię – !!! – gdy nawet najwięksi wrogowie sobie wybaczają) wystąpił oficjalnie na jednym z portali społecznościowych z potężnym elaboratem i napisał, że z powodu przesilenia zimowego „rzuciło ci się na oczy i pewnie oślepłeś” oraz że nazwanie go „politykierem” jest… „oszczerstwem” itd. itd. wiele zdań w te dudki.

Mój Boże, można było zareagować także ironicznie, może złośliwie, może kąśliwie (ale w Wigilię???!!! W Wigilię???!!!), a tu aż taka obraza. Nagle zrozumiałem: jakież to niektórzy znajomi mają o sobie mniemanie. Jakąż to ja wielkość obraziłem.

Nawiązując do początku tego zapisku, czyli do kwestii manii ocen, to gdybym Juliana pochwalił za obecność (niestety, bezskuteczną) w polskiej (prowincjonalnej, powiatowej, gminnej) polityce i za tę muszkę na gumce, to pewnie by mi nie życzył w Wigilię (!!!) oślepnięcia i nie nazwał „oszczercą”.

Tacy to, niestety, bywają przyjaciele i znajomi.

28 grudnia 2021 r.

Ps. 1. A co do muszki (temat jak najbardziej karnawałowy) to mam przyjaciela, znajomego, kolegę (niepotrzebne skreślić), który zna się na modzie i tych wszystkich, którzy pojawiają się w muszce na gumce określa, że „wyglądają jak pajace”.

Jakiś czas temu, jeszcze przed epidemią, uwcześniliśmy w okrągłych urodzinach wspólnego znajomego. Był karnawał, ale w zaproszeniu wyraźnie stało: „no black tie” to znaczy, żeby nie pojawiać się na czarno.

Niestety prawie wszyscy przyszli na smoliście-czeluściowo-czarno, aż J. w pewnym momencie szepnął mi do ucha:

– „Popatrz, no przecież to są urodziny a nie pogrzeb. I jeszcze te ich muszki: wszystko na gumce lub na tasiemce. Wyglądają jak pajace”.

Każdej wchodzącej parze solenizant wręczał upominek: pani – białą różę, panu – kolorową, muszkę do zawiązania. Wkrótce też do J. ustawiła się kolejka panów: czterema wprawnymi gestami każdy miał zawiązaną muszkę.

Po niezliczonej ilości toastów towarzystwo poczuło się „na luzie”. Panie jak zawsze trzymały fason. Panowie po zdjęciu marynarek (wg J. mężczyzna może zdjąć marynarkę tylko w ubikacji), po rozwiązaniu muszek, zdjęli z ramion także szelki.

– „Popatrz – powiedział wtedy J. – nie dosyć, że porozwiązywali muszki, to jeszcze chwila, a pospadają im z tyłków portki”.

Ps. 2. W telewizji trwa hekatomba zastraszania. Wielkimi cyframi, wypełniającymi cały ekran dzisiaj rano podano ile to osób umarło na Covid. Ani słowa jednak o tym jak się leczyć, jakie brać lekarstwa, jaka powinna być terapia itd.

Ja jestem już ósmy dzień na kwarantannie. Żeby któryś przyjaciel, znajomy, kolega… zadzwonił, zapytał czy czegoś nie potrzeba, może trzeba lekarstwa wykupić… Nic, kompletnie nic. Jakby wszyscy nagle powymierali.

Ps. 3. Zapisek postanowiłem okrasić reprodukcjami obrazów Tadeusza Popiela (1863-1913) Pierwsza gwiazdka oraz Zofii Stryjeńskiej (1891-1976) Gody.

            29 grudnia 2021 r.