„ŚRODKUJĄCY ZLEWEK”

Motto:

 

„Odczytałem niedawno Pana Tadeusza, to epopea!

Znam trzy epopee wielkie:

Iliadę, D[on] Kiszota P[ana] Tadeusza,

który jest środkującym zlewkiem Odysei D[on] Kiszota”.

 

Zygmunt Krasiński w liście do Konstantego Gaszyńskiego,

19 kwietnia 1849 r., Rzym.

 

Dzięki Ci W. za Zygmunta Krasińskiego Listy do Konstantego Gaszyńskiego. Namawiałeś mnie wielokrotnie do lektury tych Listów, a ja jakoś nie mogłem się przemóc. Raz dlatego, że wydawało mi się to zbyt odległa literacko epoka. Dwa: nie przepadam za tego rodzaju lekturą. Ileż to bowiem razy brałem do rąk różne „listy” wielkich, wydawałoby się, luminarzy polskiej literatury i zawsze mnie ta korespondencja jeśli nie rozczarowywała, to zawsze okropnie wynudziła. Wreszcie – trzy – dlatego, że co literatura piękna, to literatura piękna. A czyż listy można zaliczyć do Sztuki i literatury pięknej?  

Zniechęciłem się jednak okropnie ostatnio do literatury pięknej w wykonaniu Iwaszkiewicza i Nałkowskiej. Może gdybym zaczął od lektury innych dzieł tych pisarzy, może gdybym nie nastawił się, że Iwaszkiewicz i Nałkowska w jakimś sensie dorównują Kossak-Szczuckiej oraz Reymontowi, to nie byłoby z mojej strony aż takiego rozczarowania.

A poza tym owe Listy zostały wydane w małym formacie (A-6, czyli „kopertowym”, czy też „kieszonkowym”) na podłym papierze, malutką i jeszcze bardziej malusieńką czcioneczką w przypisach. Być może wydawca tej książki w 1971 r. sądził, że będzie to format najporęczniejszy. Czytać jednak prawie 700 stron takiego druczku?   

Przemogłem się jednak i zabrałem do lektury owych Listów. Raz dlatego, że mnie zaintrygowały. Jeśli bowiem poleca je W., to znaczy, że na pewno warte są lektury. Dwa dlatego, że od zawsze interesowała mnie epoka napoleońska, czy też „okołonapoleońska” (stąd też taką przyjemność sprawił mi Rok 1794 Reymonta). A trzy dlatego, że intuicyjnie wyczuwałem – jako czytelnik z długim i jeszcze dłuższym stażem – że w tych Listach musi „coś” być i warto się pomęczyć ślipiąc zdanie po zadaniu z lupą w ręku.

I po przeszło 200 stronach mogę powiedzieć, że jest to fascynująca lektura i literatura. Listy te powinny być obowiązkową lekturą dla każdego poety. A nade wszystko dla każdego, kto postanawia zostać poetą.

Ileż bowiem jest w tych Listach nie tylko o tamtych czasach, zwyczajach, ale także o życiu literackim, jak chociażby o kontaktach Krasińskiego z Adamem Mickiewiczem (1798-1855), a nade wszystko z Juliuszem Słowackim (1809-1849) oraz Cyprianem Kamilem Norwidem (1821-1883). Sam Krasiński pisze o sobie bardzo dużo, jednocześnie „kamufluje się” jakby w obawie, że jego korespondencja mogłaby przypadkiem wpaść w niepowołane (nie tylko jego ojca) ręce. Zresztą wielokrotnie prosi – podkreślając „kocham cię” – Gaszyńskiego, aby tych listów nikomu nie pokazywał.

(A swoją drogą to dziwnie pisać bezustannie do przyjaciela „kocham cię”, w sytuacji, gdy Krasiński prowadzi „hulaszczy tryb życia” i romansuje z kobietami, by ostatecznie poślubić, na wyraźne życzenie ojca Wincentego Krasińskiego (1782-1858) w 1843 r. (miał wtedy 31 lat) Elizę z Branickich (1820-1876), z którą spłodził czworo dzieci. Eliza przeżyła go zatem o lat 17 i wyjdzie jeszcze raz za mąż.

Zresztą w liście do Gaszyńskiego z 3 października 1839 r. pisze „Czyż ja bym mógł w innej jak w Polce się kochać? Nad Polki typ wyższego niewieściego nie znam. Jest to sztuka, co stała się kobietą. L’art fait femme”. No więc co z tym „kocham cię” do Gaszyńskiego? Czy taki w Romantyzmie był zwyczaj, że mężczyzna do mężczyzny pisał „kocham cię”?

A ponadto w tamtych czasach romansowanie wśród poetów było bardzo powszednie. Bo przecież ledwo drugi najbliższy przyjaciel Krasińskiego Konstanty tj. Konstanty Danielewicz ożenił się osiadłszy gdzieś na wschodzie, już w którymś z listów autora Irydiona romansuje w… Niemczech).

Jeśli poza tym Krasiński aż tak bardzo tęsknił za Gaszyńskim to, dlaczego przez lata nie dochodzi do spotkania przyjaciół? Krasiński przecież bezustannie podróżuje po Włoszech, Austrii i Niemczech. Stąd już przecie niedaleko do… Prowancji, jak nazywa Prowansję. Do Polski Krasiński zajeżdża bardzo rzadko. Najczęściej w interesach (jest przecież nie tylko hrabią, ale także ordynatem). Ba! wpada także do Gdańska, by załatwić jakieś „interesa” w Kleszczewku. (Gdzie Kleszczewko, a gdzie Gdańsk, przecież to „kawał drogi”).

A poza tym należy podziwiać pocztę początku XIX wieku, że tak szybko i bezkonfliktowo działała. I że można bez problemów przesyłać pieniądze. Krasiński przecież bezustannie wspiera finansowo Gaszyńskiego.

Listach Krasiński nieustannie uskarża się na zagrażająca mu ślepotę. Stąd odbywa bardzo wiele różnych, również wodnych(?) wielotygodniowych kuracji. Bardzo wiele jednak czyta i to nie byle kogo, bo m.in. niemieckich filozofów (a przypomnijmy, że ma wówczas lat zaledwie dwadzieścia kilka), w ogóle bardzo dużo czyta, ocenia współczesną produkcję literacką (przypomnijmy: Pan Tadeusz, to według niego „środkujący zlewek”), a ponadto tworzy swoje arcydzieła, czyli dramaty romantyczne: Nie-boską komedię (napisaną w 1833 r., wydaną w 1835 r. w Paryżu) oraz Irydion (napisany w 1835 r. w Wiedniu, wydany w 1836 r. anonimowo w Paryżu).

W ogóle Krasiński bezustannie uskarża się na słabowite zdrowie, że męczy go soliter (być może jest to następstwo „koczowania z gospody do gospody”?), a jednak przecież poniosło go aż na Wezuwiusz, a potem… spłodził aż czworo dzieci.

A ukończenie 30 lat(!) uważa za tragedię. W XIX wieku, szczególnie w jego pierwszej połowie ludzie żyli krócej, ale żeby uważać ukończenie 30 za tragedię? Oto fragment listu Krasińskiego do Gaszyńskiego z 15 lutego 1841 r., napisanego w Rzymie:

„Nieraz to teraz, i częściej niż dawniej, mi na myśl przychodzi i niepokoi mnie; osobliwie od początku tego roku rozmaitych żałobnych przeczuć udręczoną stałem się igraszką. Czyż już się starzeję? Czyż już motyle skrzydła się zwijają w duszy, a tylko gąsienica się zostaje? Bo podobno z człowiekiem na opak jak z gąsienicą się dzieje – na tym kończy, na czym tamta zaczyna, na tym zaczynając, na czym tamta kończy! Rok 30-ty pierwszy to podobno schód, nie już wschód, na dół; pierwsza to starość, tak jak piętnasty pierwszą jest młodością. Od lat dziesięciu, com mógł tylko, czyniłem, by wyrwać się chorobie, smutkom, by walczyć z okropną rzeczywistością, jej się nie poddać, nawet z niej cośkolwiek woni i światła, choćby grobowego i na grobów ozdobę, wyłudzić. Ale ciężki to i niewdzięczny trud, kiedy mu fortuna, owa pierwsza z bogiń u starożytnych, nie służy. Przy sprzyjających okolicznościach i błazen wyjść na męża zdoła czasami, przy niesprzyjających i kwiat zwiędnie, anioł szatanieje, człowiek w zwierzę i serce w kamień się obróci”.

Takie problemy ma prawie trzydziestoletni Krasiński, romansujący hrabia, który może swobodnie podróżować po ówczesnej Europie. I który bezustannie prowadzi hulaszczy tryb życia.

A mimo swojego niewątpliwego talentu literackiego Krasiński napisze w czerwcu 1936 r.:

 

Bóg mi odmówił tej anielskiej miary,

Bez której ludziom nie zda się poeta,

Gdybym ją posiadł, świat ubrałbym w czary,

A że jej nie mam, jestem wierszokleta.

 

Te słowa, w ogóle Listy do Konstantego Gaszyńskiego Krasińskiego powinni przeczytać wszyscy współcześni… poeci, którzy piszą, piszą, piszą, piszą nie wiadomo po co i dla kogo.

26-30 maja 2020 r.

W postscriptum, bo inaczej mi nie pasuje, chciałbym wspomnieć o koronawirusie, a szczególnie o majowej pogodzie.

Od dzisiaj nastąpił „czwarty etap luzowania obostrzeń”, czyli można już chodzić bez maseczek. (Wiele osób uważa koronawirusa za „ściemę”).

Tak naprawdę maseczki przydają się może nie tyle w obronie przed koronawirusem, co przed…  lodowatym wiatrem z północy.

Doprawdy, kiedyż wreszcie ten lodowaty wiatr przestanie wiać, kiedyż wreszcie pociepleje?