Od jakiegoś czasu bardzo mi dokucza staw skroniowo-żuchwowy. Stomatolog, u którego ostatnio miałem trzy wizyty stwierdził, że powinien udać się do laryngologa. Wizyta u laryngologa z Narodowego Funduszu Zdrowia to oczekiwanie półroczne. Natomiast prywatnie laryngolog przyjął mniej już… nazajutrz. (Telefonowałem wczoraj, a dzisiaj już zostałem przyjęty).
Wizytę wyznaczono na godzinę 13.30. Na miejscu jestem już o 13.00. Podsuwają mi jakiś trzy kartki do wypełnienia: a to czy miałem kontakt z chorym na koronawirusa, a to czy byłem szczepiony (jeśli tak, to kiedy, a jeśli nie to dlaczegóż to, a?), mierzą temperaturę, wreszcie każą czekać, bo pani doktor ma jeszcze pacjentów.
Czekam i czekam. Z 13.30 robi się 14.00. W końcu grzecznie pytam: czy pani doktor aby o mnie nie zapomniała? Pani z recepcji idzie do gabinetu pani doktor, która – jak się okazuje – ma akurat „ważną, służbową rozmowę”.
W malutkiej poczekani straszliwy zaduch, a przecież trzeba czekać w maseczkach. Wychodzę na zewnątrz. Pomyślałem, że jeśli za kwadrans nie zostanę przyjęty, to mam gdzieś taką prywatną wizytę za 160 zł (sto sześćdziesiąt złotych).
W końcu pani recepcjonista wzywa mnie do pani doktor, która jest wyraźnie zniechęcona. Dziwi się, że stomatolog odesłał mnie do niej, czyli do laryngologa bo „przecież od razu można stwierdzić, że jest to” – jak pisze na karteluszku – „zapalenie / zwyrodnienie stawu skroniowo-żuchwowego”. Przez kilka minut poucza mnie zza maseczki, tak że nic nie można zrozumieć, ponieważ jest to jakieś mamrotanie, po czym pisze na w. wym. karteluszku, że powinienem się udać do jakiejś firmy w Gdyni na „fizjoterapię stawu skroniowo-żuchwowego” oraz zaleca… voltaren żel: „3xdziennie smarować staw 3-4 tyg.”.
Pytam co jest z tą fizjoterapią? W odpowiedzi słyszę, że „znajdzie pan sobie w Internecie”.
Sprawdzam. Rzeczywiście jest taka firma w Gdyni. Jeden zabieg (podkreślam jeden) trwający 45 min. kosztuje 150 zł (sto pięćdziesiąt złotych). Zabiegów trzeba wziąć co najmniej 10 (dziesięć), czyli wyniosłoby to 1.500 zł (jeden tysiąc pięćset złotych). Natomiast moja emerytura po ostatniej „podwyżce” wynosi aż… 1.469,46 zł (jeden tysiąc czterysta sześćdziesiąt dziewięć złotych i czterdzieści sześć groszy).
Na wizytę u pani lekarz laryngolog wydałem 160 zł (sto sześćdziesiąt złotych). W sumie nic mi nie pomogła, była jakaś taka zniechęcona i odesłała na fizjoterapię, na którą mnie nie stać. Oto polska opieka zdrowotna. Oto polska rzeczywistość.
1 czerwca 2021 r.