W ten oto m.in. sposób jestem namawiany aby pójść na głosowanie. Na wielkich billboardach trwa „konkurs piękności”. Skąd te wszystkie osoby nagle się wzięły? Gdzie one były przez te wszystkie minione lata? Co one zrobiły dla mojego województwa, dla mojego miasta, dla mojego osiedla, dla mnie?
Ponadto moja skrzynka pocztowa co i rusz wypełnia się „materiałami reklamowymi” tych samych osób. Nic jednak nie wiadomo o ich programie, nawet o nich samych: ile mają lat, jakie pokończyli szkoły, jakie znają języki obce itd. Głosuj na nich i koniec. Bo takie jest moje prawo. Otóż w takich „wyborach” nie będę brać udziału!
W całej swojej naiwności przerobiłem kilkakrotnie wizyty u kilkorga posłów krajowych. Standard zawsze był taki sam: przerażenie, że oto pojawił się jakiś wyborca, potem tłumaczenie się „nawałem spraw”, wreszcie pouczanie o jakichś „strategicznych celach”, a po kilku tygodniach pismo z głupawymi „wyjaśnieniami” asystenta. I ja mam znowu na takich ludzi głosować?
Uważam, że kandydat na posła, także i ten do Parlamentu Europejskiego, mógłby prywatnie, w zaciszu domowym, spojrzeć w lustro. Wszystkie „dziadki leśne” powinny zostać w domu, na emeryturze. Spaślaki, grubasy – to samo. Kandydat na posła powinien poza tym poprawnie wysławiać się po polsku, a nie męczyć języka polskiego ględząc: „proszeee panaaa ta ripostaaa jest niedopuszczalnaaa” itd.
Kandydat na posła do Parlamentu Europejskiego poza tym powinien udowodnić, że zna biegle (podkreślam: biegle, a nie stękająco) ze dwa języki obce. A nade wszystko taki kandydat na posła powinien być ciągle obecny nie w telewizyjnych pyskówkach i przepychankach, lecz w konkretach tj. powinien udowodnić, że tyle a tyle spraw załatwił, że do tego i owego się przyczynił itd. Kandydat na posła do Parlamentu Europejskiego powinien także pokazać, że… potrafi się ubrać, że nie reprezentuje mnie w Europie w marynarce, z której rękawów wystają tylko końce palców, a spodnie zamiast nogawek mają „harmoszki”.
W Polsce na pewno jest sporo wykształconych, mądrych, znających języki obce, potrafiących się ubrać młodych i w średnim wieku kandydatów na posłów. Na takich mógłbym głosować pod warunkiem, że gdybym potrzebował jakiejś pomocy to mi jej udzielą, a nie zasłonią się „Polską” i „strategicznymi celami”.
Dlatego nie pójdę na „wybory” piękności z billboardów. To nie jest… „bezczynność”, to jest mój wybór.
23 maja 2014 r.