NARESZCIE… CZYLI O „BOKSERZE” (OBEJRZANYM W STREAMINGU)

 

Motto:

 

„W kilka chwil później dotarłem do lądu i do nocy,

która zgęstniała bardziej jeszcze, gdy znalazłem się wśród drzew,

 a dalej jeszcze za nocą nastała wreszcie cisza, jej bliska wspólniczka”.

 

Louis-Ferdinand Céline Podróż do kresu nocy.

 

 

Zaiste, nareszcie po niemrawych, albo traktujących nie wiadomo o czym, polskich filmach pojawił się na streamingu „krwisty”, wart obejrzenia, film. Mowa tu o najnowszej „świeżynce”, czyli Bokserze słoweńskiego, acz mieszkającego w Polsce, reżysera Mitji Okorna, specjalizującego się dotychczas nade wszystko w reklamach i teledyskach.

I na tym, że film warto obejrzeć, mógłbym ten zapisek zakończyć. Zapiski jednak są po to – przynajmniej moje zapiski – by jednak skrobnąć trochę więcej zdań i jak to jest w moim zwyczaju odrobinę… „się poczepiać”, chociaż owe „czepialstwo” jest najczęściej refleksją kinofila z długim – i jeszcze dłuższym – stażem.

Warto Boksera Okorna obejrzeć chociażby ze względu na występującego w głównej roli Eryka Kulma, który jest chwalony przeze mnie nie po raz pierwszy. Miło się także patrzy na piękne aktorki tj. Adriannę Chlebnicką kreującą żonę głównego bohatera, a zwłaszcza Walerię Gorobets w roli dziennikarki.

Film jest bardzo długi, ale to nie jest mankamentem, zwłaszcza, że dobrze grającego Eryka Kulma nigdy dość.

(A tak nawiasem to dziwny z tego Kulma bokser z takim „wydatnym” nosem.  Bokserzy zazwyczaj mają nosy mocno pokiereszowane).

Film wart obejrzenia, ale – i tu mam trochę wątpliwości. Po pierwsze: po co robić kolejny film o bokserach, jeśli powstało wiele obrazów o tej samej lub podobnej tematyce, a przynajmniej kilka z nich to arcydzieła gatunku.

Przypomnijmy po wielokroć i przeze mnie obejrzane arcydzieło pt. Między linami ringu (Somebody Up There Likes Me – 1956), 114 min., reż. Robert Wise, z Paulem Newmanem i Pier Angeli w rolach głównych. Zdjęcia Joseph Ruttenberg (Oscar za czarno-białe zdjęcia).

Przypomnijmy także: Walkowera z 1965 r. w reżyserii Jerzego Skolimowskiego, z nim samym w roli głównej. Przypomnijmy Rocky’ego w reżyserii Johna G. Avildsena, z Sylwestrem Stallone w roli głównej. Przypomnijmy i Wściekłego byka z 1980 r., w reżyserii Martina Scorsese, z Robertem de Niro w roli głównej. Przypomnijmy także Za wszelka cenę z 2004 r., w reżyserii Clinta Eastwooda, z Hilary Swank w roli głównej.

To są tylko, oczywiście, niektóre filmy zawierające temat bokserski. Pytanie zatem można postawić: po co realizować kolejny film o bokserach, gdy zrealizowano już znacznie lepsze i lepiej?

Po drugie: po co wymyślać takie dość nieprawdopodobne zdarzenia jak w Bokserze, gdy autentyczne historie naszych bokserów są znacznie ciekawsze. Niedawno czytałem książkę o Jerzym Kuleju, dwukrotnym przecież mistrzu olimpijskim. To dopiero jest ciekawy scenariusz na fascynujący film.

Wprawdzie na samym końcu filmu reżyser „cytuje” polskich sportowców, którzy wyjechali lub uciekli zagranicę, ale przecież prawie wszyscy intersujący się sportem o tym wiedzą.

(Co do Kuleja, do właśnie się dowiedziałem, że jednak powstał film o tym podwójnie złotym mistrzu olimpijskim pt. Kulej. Dwie strony medalu w reżyserii Xawerego Żuławskiego. Także jest to długi film, bo trwa aż 139 min.).

Bokser Okorna opowiada o losach jakiegoś polskiego pięściarza, który zostawszy mistrzem Polski, postanawia uciec na Zachód, a konkretnie zostać po jakimś turnieju w Londynie. W filmie właściwie nie wiadomo, gdzie się akcja dzieje, bo praktycznie nie ma zdjęć plenerowych. Londynu, oprócz jakichś wnętrz, w tym filmie nie ma. Jest to poza tym obraz „bez powietrza”.

Można by wysnuć wniosek, że scenarzyści nie mają pomysłu jak ten film rozwinąć, a nade wszystko – zakończyć. Tak się jednak, niestety, dzieje z prawie wszystkimi współczesnymi filmami. Nawet jak jest jakiś pomysł, to brnie on w powtórzenia, w kalki tak, że nie tylko kinofil, ale i zwykły widz jest w stanie przewidzieć jak się film rozwinie a nawet zakończy.

Po trzecie: również i ten film jest zrealizowany w „modnej” tonacji pomarańczowo–niebieskoturkusowej. Tak jak nie znosiłem „dogmy”, czyli kręcenia z ręki (odrzucam wszystkie filmy, których obraz kręcony z ręki trzęsie się, chwieje, drży itd.), tak nie przepadam za tą kolorystyką. Wprawdzie obficie bryzgająca krew na tym filmie ma bardziej kolor wątrobiany niż krwisty, ale jest on do zaakceptowania.

Aż „prosiło się” by Boksera zrealizować w czarno-białym, kolorze. Dodałoby to filmowi dramatyzmu i autentyczności oraz artystycznego sznytu.

Od jakiegoś czasu irytują mnie takie nazwy jak: „polska Wenecja”, „Polski Paryż”, „polska Szwajcaria”, „polski Nobel”, „polska Edith Piaf”, „polska Liza Minnelli” itd.

Otóż Eryk Kulm nie jest „polskim Paulem Newmanem”, Adrianna Chlebnicka nie jest „polską Pier Angeli”, ani tym bardziej Waleria Gorobets nie jest „polską Moniką Bellucci”. To są nasi piękni, utalentowani aktorzy i życzyłbym sobie, jako kinofil z długim – i jeszcze dłuższym, stażem – aby otrzymywali jak najwięcej intersujących ról w filmach fabularnych.

24-26 września 2024 r.

PS. Ostatnio na streamingu jest reklamowany film pt. Mężczyzna o imieniu Otto (A Man Called Otto – 2022), 126 min. reż. Marc Forster, z Tomem Hanksem w roli głównej. Reklamujący wręcz nasładzają się tym, według nich „klinicznym komedio-dramatem”, który w sumie jest taki sobie.

A przecież całkiem niedawno powstał znacznie lepszy film o podobnej tematyce pt. Gran Torino (2008, 116 min.) w reżyserii Clinta Eastwooda i z nim samym w roli głównej.

PPS. 25 września o godz. 18.00 został rozegrany w katowickim „Spodku” mecz o Superpuchar AL-KO między wicemistrzem Polski i zdobywcą Pucharu Polski w sezonie 2023/2024 – Aluronem CMC Warta Zawiercie a mistrzem Polski i finalistą Pucharu Polski – Jastrzębskim Węglem.

Drużyny wystąpiły w następujących składach.

Jastrzębski Węgiel: Timothee Carle (Francuz), Norbert Huber, Benjamin Toniutti (Francuz), Tomasz Fornal, Anton Brehme (Niemiec), Łukasz Kaczmarek,  Jakub Popiwczak oraz Juan Ignacio Finoli (Argentyńczyk), Arkadiusz Żakieta, Luciano Vicentin (Argentyńczyk), Marcin Waliński. Trener: Marcelo Mendez.

Aluron CMC Warta: Miłosz Zniszczoł, Karol Butryn, Aaron Russell (Amerykanin), Jurij Gladyr (Ukrainiec, z polskim obywatelstwem), Miguel Tavares Rodrigues (Portugalczyk), Bartosz Kwolek, Luke Perry (Australijczyk) oraz Kyle Ensing (Amerykanin), Jakub Nowosielski, Adrian Markiewicz, Wiktor Rajsner . Trener: Michał Winiarski.

Ach, cóż to był za mecz. Cóż to były za emocje. Najlepsi według mnie byli Butryn i Russel. Obsypano jednak wszelkimi możliwymi nagrodami tylko Russela.

Bardzo kibicowałem Warcie, która w time breaku pokonała Jastrzębski Węgiel 2:3 (25:21, 21:25, 21:25, 25:19, 21:23).                                                                                              

PPPS.  W moim podręcznym księgozbiorze mam czytelnicze „perełki”, do których co jakiś czas wracam. Ostatnim razem lekturę Louisa-Ferdinanda Céline’a (1894-1961) Podróż do kresu nocy (Voyage au bout de la nuit – 1932) zakończyłem 24 czerwca 2013 r. A teraz znowu powracam i się zachwycam, i czytam powoli, aby lektury starczyło mi jak najdłużej. Co za wspaniała rzecz ta Podróż do kresu nocy.

Chciałbym przytoczyć niewielki fragment z tej genialnej popieści (strona 30, wydanie z 2013 r. przez Wydawnictwo „Czuły barbarzyńca”):

„Gdy jakiś obłok był nieco jaśniejszy, od razu wmawialiśmy sobie, że coś tam jednak widzimy… Ale przed nami pewne było jedynie echo, które zbliżało się i oddalało, echo koni idących kłusem, ten dźwięk, który przytłacza, potężny, mocny, że chce się od niego uciec jak najdalej. Sprawiały wrażenie, jakby wspinały się kłusem do nieba, jakby przywoływały co tylko było na tej ziemi, te nasze konie, po to chyba, żeby nas zmasakrowano. Zresztą można to było wykonać jedną ręką, jednym karabinem, wystarczyło nacisnąć na spust, stojąc sobie gdzieś pod drzewem. Często mówiłem sobie, że pierwsze światło, jakie ujrzymy, to będzie ostatni strzał, strzał zamykający sprawę”.

29 września 2024 r.