Wprawdzie gdzieś w zaułku natrafiłem na nieśmiało rozkwitnięte forsycje, ale w dalszym ciągu trwa potworna zima objawiająca się w bardzo zdradliwych wiatrach ciągnących przeraźliwy ziąb dosłownie ze wszystkich stron, bo: w poniedziałek zawiewa mroźnie z południa, we wtorek ze wschodu, w środę z północy itd.
Nie ubierałem się tak ciepło „zimową porą”, jak teraz, na początku kwietnia. Musiałem także przeprosić zimową czapkę oraz, co tu dużo ukrywać, naprawdę ciepłe… kalesony.
Słońce już potrafi bardzo mocno przygrzewać, ale z drugiej strony wieje ów straszliwy wiatr, tak że ta mieszanka może być przyczyną różnych chorób, w tym nade wszystko gryp i przeziębień. Słowem: kiedyż wreszcie przyjdzie wiosna?
We wtorek 29 marca br. odbył się mecz Polski ze Szwecją. Miałem ten mecz oglądać, ale… zapomniałem. Zresztą wolałem zobaczyć kolejny odcinek serialu z porucznikiem Columbo.
Włączyłem telewizor prawie na końcówkę i ku wielkiemu zdumieniu ujrzałem, że polska drużyna wygrywa i to 2:0. A po meczu rozpoczęła się niesamowita euforia tak jakby „nasi” wygrali mistrzostwo świata.
Chciałem jednak zobaczyć co nasze „orły” potrafią. Na drugi dzień trafiłem na retransmisję i drugą połowę meczu. Cóż, znowu zdarzył nam się „szczęśliwy” faul na polu karnym. Lewandowski po mistrzowsku strzelił, a potem po ładnej akcji Zielińskiego było 2:0.
Szwedzi prezentowali się jednak znacznie lepiej, ale w piłce nożnej liczy się wynik, więc to Polacy pojadą na mundial w Katarze. Wszyscy teraz czekają na losowanie i aby tylko trafić na „łatwych” przeciwników, a broń Boże do „grupy śmierci”, czyli na Brazylię, Niemcy, Holandię albo Francję.
Po losowaniu okazało się, że nie mamy wymarzonych słabeuszy, lecz: Meksyk, Arabię Saudyjską oraz Argentynę. Jest to podobny skład przeciwników jak w pamiętnych Mistrzostwach Świata w Piłce Nożnej 1974 (Fußball-Weltmeisterschaft FRG 1974), gdzie Polacy trafili w rundzie eliminacyjnej na: Argentynę (15 czerwca 1974 r.; wygrana 3:2), Haiti (19 czerwca 1974 r.; wygrana 7:0) i Włochy (23 czerwca 1974 r.; wygrana 2:1).
Warto podkreślić, że jako jedyna drużyna Polska wtedy zdobyła komplet dziewięciu punktów. A grali: Tomaszewski, Szymanowski, Gorgoń, Żmuda, Musiał, Maszczyk, Deyna, Kasperczak, Ćmikiewicz, Lato, Szarmach, Kapka, Gadocha.
Jak będzie w tych mistrzostwach? Sądząc po poziomie gry będą to następujące wyniki: Z Meksykiem przegramy 3:1, z Arabią Saudyjską zremisujemy 0:0, z Argentyną przegramy 4:1 (obydwa gole dla drużyny polskiej zdobędzie Lewandowski). I tyle na temat piłki nożnej.
W Netflixie nareszcie pojawiło się coś nowego bo aż trzy seriale o „Wojnie Dwóch Róż”, Yorkach, Lancasterach i Tudorach. Akurat są to czasy, które mnie bardzo interesują. Jestem bowiem… ricardianinem, czyli pasjonatem dziejów króla Ryszarda III Yorka (który żył w latach: 2 października 1452 – 22 sierpnia 1485). Przeczytałem na temat Ryszarda III niemal wszystko, co tylko jest dostępne w książkach oraz w Internecie.
Niejako „przy okazji” zapoznałem się z historią od Plantagenetów i aż do Tudorów. Ucieszyły mnie zatem te seriale, które trzeba, oglądać w następującej kolejności: The White Queen (Biała królowa – 2013), dziesięć odcinków (od 1464 r. do 22 sierpnia 1485 r. tj. Bitwy pod Bosworth i śmierci Ryszarda III); potem idzie The White Princess (Biała księżniczka – 2017), osiem odcinków (od otrzymania przez Henryka VII Tudora korony, do grudnia 1496 r. i wreszcie część trzecia, czyli The Spanish Princess (Hiszpańska księżniczka – 2019-2010), szesnaście odcinków (od r. 1501 do r. 1525).
Po obejrzeniu dziewięciu odcinków cóż mogę powiedzieć: nuda, niestety nuda polegająca na bezustannej gadaninie, samych zbliżeniach kręconych z ręki i bardzo ubożuchnej scenografii. Ani to intryga, ani tym bardziej dramat dworski. Nie ma w ogóle scen rodzajowych, prawie nie ma plenerów, nie ma bitew, a przecież w czasie Wojny Dwóch Róż bezustannie Yorkowie zmagali się z Lancasterami, i odwrotnie. W dodatku brzydkie aktorki, a prawdy historycznej jak na lekarstwo. „Mój” Ryszard, książę Gloucerster (potem Ryszard III) plącze się gdzieś tam na drugim planie bardziej jako piękniś (bez skoliozy!) niż jako znany z historii mistrz topora i dzielny wojownik.
A ponadto dzisiaj rano przeglądając wiadomości w Internecie dowiedziałem się, że jakiś jegomość na państwowej posadzie zarabiający dotąd przeszło milion złotych rocznie „otrzymał właśnie podwyżkę w wysokości 18%, czyli ponad inflację”. W 2021 r. otrzymywał co kwartał nagrody w wysokości sto pięćdziesiąt tysięcy złotych.
A tymczasem uzyskanie dotacji na wydanie książki w wysokości dziesięciu tysięcy złotych, czy chociażby pięciu tysięcy złotych na tomik wierszy, to jest przysłowiowa „droga przez mękę” zakończona z góry niepowodzeniem, bo wszystko zależy od widzimisię kogoś zupełnie niekompetentnego, który z literaturą nie ma nic wspólnego.
Przyszło zatem żyć w czasach strasznych, wypełnionych po brzegi niesprawiedliwością i niewyobrażalnymi wprost absurdami.
2 kwietnia 2022 r.
PS W załączeniu: Ryszard III i Anne Neville na witrażu w zamku w Cardiff