Docierają do mnie na przeróżne sposoby tomiki wierszy z propozycjami–prośbami o recenzje, opinie itd. Zawsze w takich przypadkach podkreślam, i powtarzam, że muszę być lojalny wobec Poezji, i wobec siebie samego, nie ma co zatem liczyć na jakąkolwiek taryfę ulgową, ponieważ takiej taryfy w Sztuce moim zdaniem nie ma i być nie powinno. Jeśli zatem nadawca przyjmuje moje warunki, mogę, jeśli warto, cokolwiek napisać.
Otrzymałem zatem całkiem świeży tomik jednego z współczesnych polskich poetów.
Książczyna ta ma w sumie 39 (minus 5) stron, zawiera 23 wiersze (315 wersów), 8 bohomazów jako grafiki oraz bardzo uczony Przyczynek do zrozumienia wierszy… autora owego tomika, którego także tytułu nie chciałbym wymieniać. A dlaczego? Otóż dlatego, że także w owym tomiku nie ma, moim zdaniem, nawet cienia poezji. Oto i cała moja recenzja!
Jest bardzo prosty sposób aby sprawdzić czy coś jest poezją, czy nią nie jest. Zawsze dotąd powtarzałem: jeśli uważasz, że jesteś poetą, że piszesz poezje, to połóż swój utwór po lewej stronie, a po prawej np. Odę do słowika Johna Keatsa (1795-1826). I porównaj.
Może to być także John Donne (1572-1631) i któryś z jego wierszy. Na przykład ten:
ELEGIA NA IDĄCĄ DO ŁÓŻKA
Pójdź wreszcie, Pani; wkrótce sił mi już nie stanie,
Bardziej niż trudy przyszłe trudzi mnie czekanie.
Bywa, że wojownicy, widząc wroga z dali,
Znużą się staniem, chociaż bitwy nie zaznali.
Precz z tym paskiem, co skrzy się jak zodiaku sfera,
A przecież świat piękniejszy w swym kręgu zawiera.
Rozepnij stanik lśniący, pod którym pierś biała
Przed wścibskimi oczami głupców się skrywała.
Rozwiąż go: brzęk cekinów niech tego wieczora
Jak kurant znać nam daje, że do łóżka pora.
Precz z gorsetem, o którym zazdrośnie wciąż myślę,
Że obejmuje ciebie tak blisko i ściśle.
Niech spłyną suknie: spod niech piękno się wynurza,
Jak kiedy z kwietnej łąki odpływa cień wzgórza.
Zdejmij przybranie głowy, niech bujnym bezładem
Ozdobi ją królewski włosów twoich diadem;
Zrzuć ciżemki: już stopa twoja wstąpić może
Do miłosnej świątyni, w nasze miękkie łoże.
W takich to białych szatach anioły na niebie
Objawiały się ludziom; ty, aniele, siebie
Objawiasz mi jak niebo, jak raj Mahometa;
Choć złe duchy w biel także się stroją, kobieta
Jako anioł z diabłami ma podobieństw mało:
Tam włos staje dęba tutaj zasię – ciało.
Pozwól dłoniom, niech błądzą jako dwaj włóczędzy
Z tyłu, z przodu, powyżej, poniżej, pomiędzy.
O, Ameryko moja! mój lądzie nieznany,
Oby zawsze przeze mnie tylko zaludniany.
O, kopalnio klejnotów, kolonio szczęśliwa,
Jak dobrze się odkrywa ciebie i zdobywa!
Te okowy ci wolność przyniosą; i wszędzie
Gdzie tylko dłoń położę, moja pieczęć będzie.
Nagość zupełna1 Cóż za rozkosz, o nieba!
Jak dusze z ciał, tak ciała z szat uwolnić trzeba,
By kosztowały uciech. Klejnoty, brylanty
Na ciałach kobiet są to jabłka Atalanty,
Rzucane nam przed oczy; gdy kiep je ogląda,
Przyziemną duszą bardziej ich niż ciał pożąda.
Jak książka, co laika obwolutą swoją
Przyciąga, tak kobiety zdobią się i stroją.
Same zaś są księgami, w których my jedynie
(Jeśli na nas ich łaska niespodzianie spłynie)
Czytamy treść mistyczną. Skoro zatem można
Ukaż mi się całkiem, jakby cię położna
Oglądać miała: nuże, zrzuć te białe płótna,
Nie wstydź się, niepotrzebna tu szata pokutna.
Spójrz, jestem nagi; racje natura mi przyzna:
Po co masz mieć przykrycie inne niż mężczyzna?
Tłumaczenie: Stanisław Barańczak.
Wprawdzie w oryginale wiersz ten brzmi znacznie lepiej, ale bez żadnych wątpliwości jest to Poezja! A John Donne jest Poetą!
19 stycznia 2017 r.