Po bardzo dobrym miniserialu Tajemnice Laketop z przepięknym jeziorem Wakapitu z Queenstown w Nowej Zelandii udało mi się dostrzec w telewizji film pt. Odległa dzielnica (Quartier Lointain – 2010), 100 min., reż. Sam Garbarski, produkcja: Belgia, Francja, Luksemburg, Niemcy. Akcja tego filmu toczy się w regionie Rodan-Alpy, we Francji, nad jeziorem Nantua. Od razu sprawdziłem w Internecie położenie tego jeziora. Ach, wyjechać jeśli nie nad jezioro Wakapitu, to chociażby nad jezioro Ochrydzkie, albo właśnie nad jezioro Nantua. (O jeziorach w Bariloche, u podnóża Andów, w Argentynie pomarzyć dobra rzecz).
Rozpisałem się trochę o jeziorach, a tymczasem umknął mi temat filmu. Otóż dzieło Sama Garbarskiego mogło być nawet niezłym filmem, gdyby nie bardzo naiwny „trick” z wędrówką w czasie. To bowiem „przejście” głównego bohatera w czas wczesnej młodości na wskutek zasłabnięcia na cmentarzu jest niewiarygodne.
Podoba mi się natomiast nostalgiczny klimat tego filmu. Przeraźliwy jednakże smutek ludzi w miejscowości nad pięknym jeziorem jest dla mnie niezrozumiały i nie do przyjęcia. Jak można być aż tak smutnym nad takim jeziorem?
W pewnej chwili ojciec głównego bohatera zostawia i jego, i całą rodzinę, porzuca zawód krawca (nie widać w filmie aby się za bardzo przepracowywał) i wyjeżdża wieczornym pociągiem do Paryża. Do wielkiego miasta znad pięknego jeziora: po co? Film kończy się tym, że główny bohater „ocyka się” z omdlenia na cmentarzu i wraca do swojego smutnego życia w dużym mieście.
Po niedosycie jaki zostawił film Garbarskiego bardzo nastrój poprawił mi obraz Koneser (La Migliore Oferta – 2013), 131 min., reż. Giuseppe Tornatore. Nie mogłem wybrać się na ten film do kina, bo wyświetlano go o jakichś bardzo dziwnych godzinach.
Tornatore poza tym to mój ulubiony reżyser i nie chciałem oglądać jego filmu w towarzystwie rozchrupanych kukurydzą widzów. Przeczekałem aż minie szaleństwo świątecznych cen i oto mogłem kupić Konesera na DVD za zupełnie przystępną cenę.
No i znowu jak po m.in. Baarii (2009), po Nieznajomej (2006), po 1900: Człowieku legendzie (1998), po Sprzedawcy marzeń (1995), po Cinema Paradiso (1988) uwierzyłem w Kino. I znowu Tornatore opowiada odwieczny, i przedstawiany na różne sposoby, temat: miłość starego mężczyzny do młodej dziewczyny. Można także domyślać się jak to uczucie się skończy, ale jak to Tornatore opowiada. No i właśnie w tym „jak” jest największa wartość tego filmu. I jeszcze, nade wszystko, w grze aktorów. Geoffrey Rush (tutaj jako Virgil Oldman): dla jego genialnej gry warto oglądać ten film. (Zresztą Geoffrey Rush, Colin Firth, Benicio Del Toro, Mads Mikkeksen to moi ulubieni aktorzy). Partneruje mu jeszcze nie całkiem znana, lecz także świetna Sylvia Hoeks, która bardzo przypomina mi nieodżałowaną i bardzo utalentowaną Françoise Dorléac (1942–1967). Z tym, że Françoise była bardziej żywiołowa, natomiast Sylvia jest jakby bardziej liryczna. Słowem Koneser to bardzo dobry film. Już chyba tylko Tornatore potrafi kręcić tak niezwykłe „zwyczajne” filmy.
A co do jezior w filmach, to przecież Żywot Mateusza (1967) – według mnie najlepszy polski film – rozgrywa się nad jeziorem. Tak samo Nóż w wodzie (1961) – drugi w kolejności najlepszy polski film – jest także jeziorny, a na dodatek z muzyką Krzysztofa Komedy. Trzeci w kolejności film to Bariera (1966), gdzie wprawdzie jezior nie ma, ale za to jakaż jest tam muzyka Komedy.
W swojej domowej, niewielkiej, filmowej kolekcji mam także jeziorny film Nad złotym stawem (1981) oraz „rarytas” pt. Skarb w Srebrnym Jeziorze (1962). Wprawdzie nie jeziorna, ale znakomita jest Matnia (1966), której akcja toczy się na małej wysepce Holy Island. A w żeńskiej, jedynej, roli głównej występuje… Françoise Dorléac.
Nad jezioro póki co się nie wybieram. Jeziora bowiem tej zimy jeszcze nie stanęły lodem. Przecieram zatem moje łyżwy szmatką zanurzoną w oliwce do metalu i czekam na zimę, mrozy i telefon od Andrzeja.
Bo tymczasem na Chełmie wszędzie kwitną – w styczniu!!! – stokrotki.
10 stycznia 2014 r.