Ostatnio roześmiałem się do rozpuku czytając następujący tekst:
„zaczyna się dziewiąta wieczór / widziałam cię przez dziurkę od klucza / że chcesz abym weszła / bez pukania i świadectwa / siebie poskładaliśmy i nazbierawszy się / kochaliśmy w sobie surowe wnętrzności / wypchnęliśmy się wysoko na siebie / otworzyliśmy serca – swe samotne sezamy / i wtargnęliśmy do nich po czym w nich usiedliśmy / wchodząc do wnętrz / miłości było tak pełno / że nic już nie było można dodać do środka / kończyny gołe od zdjętych w pośpiechu ubrań / były całe w świerszczach polnych i gęsiej skórce / robiło się nam cicho / a wiedzieliśmy że cuda dzieją się w ciszy / więc wzięliśmy ją głęboko do siebie / po czym znów pokochaliśmy się bezzwłocznie / w pierwszych słowach / wyczekani macaliśmy swój środek / odchmurzając się siebie dokładnie / jak nowonarodzone słońce gotowe by istnieć / niczym łagodne osy co wbijają sobie żądła miłosne / albo półpłynne jestestwa duchów / co piszą sobie wiersze bez dźwięków / już nie kryliśmy się przed światem z sobą / wychodziliśmy przed i poza / przekraczając coraz więcej granic i obwodów / wylatywaliśmy w biel i przeplataliśmy się wzajemnie / spodziewają się narodzin nowych gatunków / lecz nim rozproszyłeś moje pończochy na wymiętej pościeli / musieliśmy się dobrze rozgrzać do spania / przemawiając do siebie śpiewaniem / błąkając się po ciepłych murawach / podjadając mięso słodkich kwiatów / puszczaliśmy do nieba balony w kształcie wesołych zwierzaków / na trawach przyprószonych niebieską zasypką niezapominajek / położyliśmy księżyc do spania / jak już zasnął wcisnęliśmy się w siebie jeszcze bardziej / no i ta nasza miłość była tak wyrośnięta / że nie mieściła się w ramach / wąchaliśmy się wzajemnie / pod skórką traw zieleni nasze serca biły jak głupie / wtedy zaczęła się dwunasta w nocy / i one poczęły rosnąć w gałęzie / mieliśmy wspólne drzewo życia / a ja zostałam twoją Ewą / i razem w Edenie hodowaliśmy jajka – owoce pracy kur – / było nam bardzo ciepło – czułam to w brzuchu / po czym słońce zaczęło nam ściekać z ukosa / i pocałowało się z horyzontem tak gorąco / że wpadł trójkąt światła do korytarza / którym szliśmy długo – on nie był pojedynczy / a my kwitliśmy na środku kiedy świat ładnie się starzał / postanowiłam że już zawsze będziesz znajdował się obok / bo tylko wtedy nie pada na mnie deszcz”
Śmiałem się do rozpuku, ponieważ to już nawet nie jest grafomania (do którejś tam potęgi), to już nie jest bełkot, to jest po prostu bezmyślność. Jak można „coś” takiego uważać za… poezję, za wiersz, za w ogóle jakikolwiek utwór czy nawet – tekst?
A przecież pisała to „coś” osoba wykształcona, z doktoratem. Jak owe „coś” można było nagrodzić pierwszą nagrodą na konkursie literackim? Czyżby jury nie dostrzegło owej bezmyślności?
Wystarczyło zajrzeć chociażby do ostatnio wydanej książki pt. 444 wiersze poetów języka angielskiego XX wieku w tłumaczeniu Stanisława Barańczaka. Wystarczyło poczytać Thomasa Hardy lub też Roberta Frosta. Czyżby autorka wyżej wymienionego utworu o „hodowaniu jajek – owoców pracy kur” w ogóle nie czytała Poezji? Czyżby jury, także z m.in. doktoratem filologii polskiej, nie orientowało się, co jest Poezja, a co nią nie jest? Aż nie chce mi się wierzyć, że można nagradzać w konkursie literackim „coś” tak beznadziejnego.
A przecież takich utworów o „podjadaniu mięsa słodkich kwiatów” we współczesnej twórczości literackiej jest bez liku. Świadczy to o tym, że nie ma teraz żadnych kryteriów na określenie tego, co poezją jest, a co poezją na pewno nie jest.
Poezje teraz piszą prawie wszyscy. I wszyscy są poetami. Może to nie byłoby i takie złe, ale jak to zestawić z rozprzestrzeniającymi się jak epidemia: głupotą, absurdami i brutalnością życia codziennego?
„odchmurzając się siebie dokładnie” chciałbym ten zapisek zakończyć nieco optymistycznej. Otóż mój znajomy pochwalił mi się ostatnio, że niebawem wyjeżdża na wyspę Mauritius na Oceanie Indyjskim.
A ja byłbym zadowolony, gdybym kiedyś pojechał na wyspę Îlle de Ré, położoną na zachodnim wybrzeżu Francji. Tam to dopiero są owoce morza, rzeczywiście naprawdę „prosto z kutra”.
Albo na którąś z wysp Dodekanezu.
30 listopada 2017 r.