Jakiś czas temu miałem opublikować zapisek pt. „Nieporadność”, po meczach Legii, która w bezmyśłny sposób przegrała z FK Astana i nie awansowała do IV rundy eliminacji Ligi Mistrzów. Całe szczęście przyszły 16 Mistrzostwa Świata w Lekkoatletyce, Londyn 4-13 sierpnia 2017 r. Zawsze przedkładałem lekkoatletykę nad piłkę nożną.
Mistrzostwa trwają. A tymczasem 5 i 6 sierpnia odbywała się w Gdyni sportowa impreza pod nazwą Enea Ironman 70.3 Gdynia w m.in. konkurencji Sprint Triathlon Gdynia na dystansach: 750 m – pływanie; 20 km – jazda rowerem oraz 5 km – bieg. W Sprincie startowali, i zdobyli medale m.in. mój syn Szymon oraz jego teść Jarek, w swojej kategorii wiekowej, w której także brał udział prezydent Gdyni Wojciech Szczurek. (A tak na marginesie chciałbym zobaczyć, jako uczestnika jakiegoś triathlonu, prezydenta Gdańska).
To była przepiękna impreza. Żeby ukończyć ten Sprint trzeba było naprawdę niemałego wysiłku. Medal jest nade wszystko za ukończenie triathlonu. Medal jest także potwierdzeniem m.in. wspaniałego, sportowego, wyczynu.
A zatem lekkoatletyka. Największe wrażenie dotychczas na mnie zrobił norweski sprinter Karsten Warholm (1996), który w przepięknym stylu zdobył złoty medal w 400 m. przez płotki.
Bardzo także spodobała mi się spokojna walka o złoto Sama Kendricksa (1992) w skoku o tyczce. Z zażenowaniem natomiast patrzyłem na „ryczącego” Piotra Liska, który na wskutek nade wszystko… „zagrywek taktycznych” „zdobył srebro”.
Czytelnicy tych zapisków, którzy znają mój pogląd na te wszystkie „srebrne” i „brązowe” medale, niech się nie dziwią bardzo krytycznej ocenie „wicemistrzostwa” Piotra Liska. „Drugi znaczy ostatni” – bardzo podoba mi się to określenie Sebastiana Kawy, mistrza szybownictwa. A poza tym liczy się styl, w jaki są zdobywane te wszystkie „srebrne” oraz „brązowe”… „krążki”.
„Mamy 4 medale” – można usłyszeć w środkach masowego przekazu. No i co z tego? O, gdyby to były cztery złote!!! medale, to byłoby, co innego. „Jedziemy po medale”, „zdobywamy krążki” – co to ma wspólnego ze zwycięstwem, z pierwszym miejscem?
Podziwiałem za to bahamską sprinterkę Shaunae Miller-Uibo (1994), która chociaż nie ukończyła swojego biegu, to jednak widać było, że „walczyła do końca”, że „dała z siebie wszystko”, bez kombinacji, zagrywek taktycznych itd.
Podobnie jak w sporcie, tak i w sztuce najważniejsze są, oczywiście, tylko(!) pierwsze miejsca, złote medale. Te wszystkie „srebrne” i „brązowe” medale zasłużonemu… czemuś tam nie mają prawie żadnej wartości. Złote medale (tylko złote medale) powinny być przyznawane z rzadka, za naprawdę znaczące osiągnięcia w sztuce. Powinny być także połączone z jakąś gratyfikacją pieniężną. O, wtedy taki medal, taka nagroda, mogłyby mieć jakiś znaczenie.
A tak przykładowo Brązowy Medal „Zasłużony Kulturze Gloria Artis”. Komu jest potrzebny?
Jakże ja zazdroszczę, w dobrym tego słowa znaczeniu, tych medali Szymona i Jarka zdobytych w triathlonach.
10 sierpnia 2017 r.