DWIE (A MOŻE NAWET TRZY) KSIĄŻKI

Motto:

 

„Dzisiaj słowa wypłukane są ze swych znaczeń”.

 

Koniec gry. Dawid Ogrodnik.

rozmawia: Damian Jankowski

 

W nawale książek – wydawałoby się – do czytania, moją uwagę ostatnio zwróciły dwie pozycje, które – nie waham się podkreślić już w pierwszym zdaniu tego zapisku – przeczytałem jednym tchem.Po kolei jednak, bo – po pierwsze – tzw. współczesną literaturę piękną odkładałem książka za książką jako nienadające się do czytania. Po drugie,  książek już nie kupuję, o przyczynach czego piszę kilka słów poniżej. A po trzecie – wreszcie – czekam aż wybrane przeze mnie książki pojawią się bibliotekach i dopiero wtedy je wypożyczam.

Książki, które zwróciły moją uwagę to Samotność Fausta, Krzysztof Zanussi w rozmowie z Jackiem Moskwą, Wydawnictwo Znak, Kraków 2023, ss. 351 i Koniec gry Dawid Ogrodnik, rozmawia Damian Jankowski, Wydawnictwo WAM, Kraków 2022, ss. 266.

Obydwie książki posiadają te same wady edytorskie, które świadczą o… lekceważeniu odbiorcy.

Zacznę od wad, bo wydaje mi się to – jako bibliofilowi, za którego się mam – istotne. Zarówno Krzysztof Zanussi (rocznik 1939) jak i młodszy od dwa pokolenia Dawid Ogrodnik (rocznik 1986), to wybitne postaci w świecie filmu. Bardzo lubiane przeze mnie postaci. Jeśli już powstają o nich książki, w tym przypadku „tylko” wywiady, to „aż się prosi” żeby to były pozycje edytorsko przyzwoicie wydane.

A cóż mamy w przypadku i jednej, i drugiej książki? Edytorską bylejakość, czyli są to pozycje jednorazowego użytku: „kup, przeczytaj, wyrzuć”. A więc: miękkie okładki, książki są tylko sklejone. Byłem zarówno jednej i drugiej pozycji pierwszym czytelnikiem i obydwie książki zaczęły mi się rozpadać w rękach już przy pierwszej lekturze. Jaki zatem sens kupować tak byle jak wydane książki?

A ceny ich są niebagatelne, bo wywiad z Zanussim kosztuje 59,99 zł, natomiast wywiad z Ogrodnikiem 49,90 zł. Horrendalne ceny. A w przypadku, gdyby doszły do tego twarde okładki cena byłaby znacznie wyższa. A jeszcze wyższa byłaby, gdyby wyposażyć je w kolorowe kadry z filmów.

Mam – przykładowo – w swoim księgozbiorze bardzo przyzwoicie pod względem edytorskim wydaną książkę z osobistą dedykacją Ignacego Gogolewskiego pt. Ignacy Gogolewski od Gustawa-Konrada do… Antka Boryny. Rozmawia Jolanta Ciosek. Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2008, ss. 406; cena 49,90 zł.

Książka formatu B-5, twarde okładki, zawartość zszyto nićmi, a przede wszystkimi jest wspaniale udokumentowana, wprawdzie tylko biało-czarnymi, zdjęciami z m.in. przedstawień teatralnych, w których występował Ignacy Gogolewski.

Nie wyobrażam sobie lektury książki bez ołówka w ręku i podkreślania co ważniejszych fragmentów oraz nanoszenia  uwag. Im więcej takich podkreśleń, tym książka jest lepsza.

Niestety, na wypożyczonych książkach nie można niczego podkreślać. Dlatego też  uwagi notuję w notesie. A to nie jest to samo, co notatki kreślone na gorąco bezpośrednio ołówkiem w książce.

A wreszcie książka w twardej okładce – w tym przypadku o Gogolewskim – dobrze prezentuje się na półce. Książki w miękkich okładkach, w dodatku rozpadające się już po pierwszej lekturze – tak jak dwie wyżej wspomniane pozycje – nadają się tylko do jednego: po przeczytaniu… do wyrzucenia.

A teraz po tym entrée na temat współczesnego edytorstwa może jednak o samej treści.             Wywiad z Krzysztofem Zanussim jest… przeintelektualizowany, za bardzo wyglancowany, a jednocześnie wyrafinowany i niezwykle interesujący. Zanussi to bowiem bardzo inteligentny, mało tego, mądry człowiek i partneruje mu jako prowadzący rozmowę Jacek Moskwa. Właśnie partneruje, czy jak to się teraz mówi moderuje rozmowę.

Wypowiedzi Zanussiego są mi światopoglądowo bardzo bliskie, ośmieliłbym się nawet powiedzieć, że mamy poglądy na kwestie, które są poruszane w wywiadzie, identyczne albo niemal identyczne. Poza tym, jesteśmy także prawie rówieśnikami (Zanussi rocznik 1939, ja 1947, Jacek Moskwa 1948), wychowaliśmy się na tym samym kanonie arcydzieł filmowych, a zatem rozmowa jaką prowadzą obydwaj Panowie, jest – moim zdaniem – niezwykle zajmująca, lecz chyba nadto… akademicka. Mój Boże – wzdychałem sobie raz po raz czytając wypowiedzi obydwu Panów, przecież metafizyka nie jest aż taka drętwa. A doszukiwanie się metafizyczności w filmach czy to samego Zanussiego, czy to Andrieja Tarkowskiego  (1932-1986) oraz Krzysztofa Kieślowskiego (1941-1996) wydaje mi się zbędne… „samo przez się”. 

Od razu powiem, że najbardziej lubię filmy z wczesnego okresu twórczości Krzysztofa Zanussiego. Bo moim zdaniem – jako kinofila z długim i jeszcze dłuższym stażem – filmy Zanussiego powstałe przed 1989 r. to są niemal… arcydzieła.

Wszystkie te filmy które teraz wymienię są zachwycające, a więc: i Struktura kryształu (1969), i Za ścianą (1971), i Iluminacja (1972), i Bilans kwartalny (1974), i Barwy ochronne (1976), i Spirala (1978), i Constans (1980). Natomiast filmy powstałe po 1989 r. określiłbym jako nieco intelektualnie ciężkawe.

Napisałem, że filmy z wczesnego okresu twórczości Zanussiego to są niemal… arcydzieła.

Arcydzieło bowiem moim zdaniem to taki film, po obejrzeniu którego chce się go oglądać i przeżywać jeszcze raz i jeszcze raz. I jeszcze raz. Tak mam z filmami m.in. Stanleya Kubricka, Kobayashiego Masakiego, Davida Leana, Michelangelo Antonioniego, Luchino Viscontiego, Billy’ego Wildera, Williama Wylera, Orsona Wellesa, Romana Polańskiego, Kenji Mizoguchi czy Federico Felliniego, którego Osiem i pół mam bezustannie pod ręką i oglądam w całości albo we fragmentach bezustannie.

Do tego grona dodałbym także Krzysztofa Zanussiego. I jeśli dotychczas Zanussi nie otrzymał za całokształt Oscara, to traktuję to jako i przeoczenie, i znak czasów. Osobiście jakiś czas temu ustanowiłem… Honorową Nagrodę Grabovius. Nagroda ta to nade wszystko uznanie i podziękowanie kinofila – z długim, i jeszcze dużym, stażem – za arcydzielność sztuki filmowej.

I jeszcze jedno. Wywiad z Krzysztofem Zanussim to rozmowa, ba! niekiedy niemal naukowa dysputa o jego filmach. Dlaczego zatem w wywiadzie nie ma ani jednego fotosu z jego filmów? A za to jest Zanussi w beciku, następnie w kaszkieciku i paltocie, kadry z realizacji niektórych filmów, spotkanie z papieżem Janem Pawłem II, słowem takie miszmasz, czy aby na pewno mające ocieplić wizerunek reżysera.

I ani słowa o „bebechach” kręcenia filmów, czy o fizjologii samego twórcy. Zanussi ma już przeszło osiemdziesiątkę, trzyma się chwacko, och! zamierza kręcić jeszcze filmy (brawo!, brawo!), czyżby zamierzał reżyserować jak Alain Resnais (1922-2014) do dziewięćdziesiątki, a może i dłużej? Tyle, że Resnais nie wiedział, co się z nim dzieje na planie i ostatnie filmy kończyli za niego inni. Ja, oczywiście, życzę Krzysztofowi Zanussiemu stu lat, byle wtedy jego filmy nadawały się do oglądania.

Czyżby Krzysztof Zanussi nie chorował? Nie miał żadnych problemów zdrowotnych?

Sam gdzieś określa siebie, że jest już „za ciężki”, ponieważ już nie może dosiąść konia.

Podsumowując: książka o Zanussim powinna być dla każdego kinofila obowiązującą lekturą.

Bardzo podobał mi się także wywiad Damiana Jankowskiego z Dawidem Ogrodnikiem. Dywagacji na tematy intelektualne jest w tym wywiadzie niewiele, ale jest w nim samo… „mięso” o kondycji młodego aktora we współczesnym świecie, w ogóle o dochodzeniu do aktorstwa, o samoświadomości, o stosunku do sztuki jako aktorstwa, o wierze w Boga itd.

„Mięsa”, czyli kolokwializmów w tym wywiadzie także jest ze strony Dawida Ogrodnika całkiem sporo, ale dodają one barwy wypowiedziom aktora i świadczą o tym, że rozmowa jest autentyczna, bez koturnów, bez glancu. Bardzo zajmująca lektura, od której dosłownie nie można się oderwać.

Widziałem kilka filmów z udziałem Dawida Ogrodnika. Jest to aktor fenomenalny. Sam Ogrodnik w pewnym momencie wywiadu zachwyca się Andrzejem Sewerynem, że gdyby był młodszy o czterdzieści lat i gdyby Seweryn był kobietą, to by się z nim ożenił. No nie wiem, skąd te zachwyty. W filmach, gdzie występują razem Seweryn i Ogrodnik odniosłem wrażenie, że Seweryn jest tłem dla Ogrodnika.

A co do samych filmów, to bardzo mi się Ogrodnik aktorsko podoba, ba! jest fenomenalny, w Chce się żyć (2013) reż. Maciej Pieprzyca.

Idzie, filmie z tego samego roku, w reżyserii Pawła Pawlikowskiego jakoś Ogrodnika nie zauważyłem. (To nawiasem mówiąc film kuriozum. Próbowałem go oglądać kilka razy. Nie dało rady. Nic w nim nie słychać. A w ogóle jako kinofil – z długim i jeszcze dłużnym stażem – nie rozumiem za co ten Oscar dla Idy).

Ostatniej rodziny (2016), reż. Jan P. Matuszyński, Cichej nocy (2017), reż. Piotr Domalewski, Rojstu (2018) reż. Jan Holoubek oraz Johnego reż. Daniel Jaroszek zapamiętałem tylko… Ogrodnika. Fabuła staje się nieistotna, gdy na ekranie pojawia się Ogrodnik.

Bardzo chciałbym obejrzeć film Ikar. Legenda Mietka Kosza (2019), reż. Maciej Pieprzyca, ale najpierw gdzieś go przeoczyłem, a na Netflixie go nie ma.

Za to podczas lektury wywiadu Koniec gry. Dawid Ogrodnik znalazłem w Netflixie film Jesteś Bogiem (2012) reż. Leszek Dawid. Nie, nie ten film to „nie moja bajka”. Obejrzałem go ze względu na Ogrodnika. Dziwi mnie bardzo, że powstał film o jakichś coś mamroczących gościach, w dodatku w za dużych gaciach z kroczami do kolan.

Czasy i obyczaje bardzo się zmieniają. Ja kompletnie nie trawię hip-hopów i podobnych  ekstrawagancji niemających nic wspólnego ani ze śpiewem, ani z muzyką. Jeśli jednak młodzi  tego słuchają ich wybór, ich wola, ich gust.

Jeżeli pojawiają się młodzi, utalentowani aktorzy tacy właśnie jak Dawid Ogrodnik, to może właśnie czas reżyserów będzie się kończył?

I tą drogą chciałbym także przyznać Dawidowi Ogrodnikowi Honorową Nagrodę Grabovius, za majstersztyk aktorstwa.

A w wywiadzie przeprowadzonym przez Damiana Jankowskiego także bardzo mi brakuje fotosów z filmów, w których występuje Dawid Ogrodnik. I w niewielkim stopniu zgadzam się z tym co mówi Ogrodnik na temat wiary, Boga i Kościoła. To jednak jest jego wywiad. W tej kwestii z poglądami zgadzam się z Krzysztofem Zanussim.

A swoją drogą: dlaczego wybitny reżyser nie zaproponuje głównej roli w filmie fenomenalnemu aktorowi?

1-2 maja 2023 r.

PS.

Co do samej Honorowej Nagrody Grabovius. To… „gdybym był bogaty”, to nagroda rzecz jasna miałaby wymiar finansowy. Chyba jednak słowo kinofila – z długim i jeszcze dłuższym stażem – też się liczy.

Oscar jest piękną statuetką. Mój Grabovius miałby postać np. anioła, który trzyma w ręku wieniec laurowy, a stopę opiera na stojącym pudełku z filmem. Statuetka mogłaby być wykonana z brązu i posrebrzana.

Bo te Lwy, czy Orły to jakiś szkaradzieństwa. Czy naprawdę nie ma u nas utalentowanych rzeźbiarzy?