I
Wieczór przedmiejski: pośród domów sennych
gdzieniegdzie światło żółtą kroplą świeci.
Idę w ulicy wąwozie kamiennym
nad głową mając gwiazdowe zamieci.
Stopy zanurzam w ciemności strumieniu,
wzrokiem sięgając Księżyca promieni.
II
Wieczór przedmiejski zapada łagodnie
smużąc szarością z podniebia niskiego.
Z sadów zacichłych na przedzimiu zgodnie –
smutek wybiega.
Tylko samotnej sosnowej tęsknoty
szepty zielone nieustannie słychać.
A z gwiezdnych czasem dobiega obrotów –
cicha muzyka.
1975 r.