NARESZCIE WOKÓŁ TYLE ŚWIATŁA

Nareszcie tyle wokół światła. Wiosna, zatem…

Bo pierwsze burze czają się już na horyzoncie?

Ach, w taki czas z domu jak najprędzej wyjść i

przed siebie – dokądkolwiek, bez pośpiechu – iść.

 

Niemal wszyscy gdzieś przemykają w pędzących

samochodach. Gdzież jadą? I dlaczego aż tak szybko?

Co – lub kogo – chcą dogonić? Stracony czas?

Samych siebie? Może chcą zdążyć na coś? Na co?

 

Wystarczy wyjść na dwór. Nigdzie się nie śpieszyć.

Bo dokąd, po co i gdzie? Przecież maj i wiosna

wszędzie już są i wystarczy przed siebie pójść:

w dowolną stronę. W tym wszechogarniającym świetle.

 

I oddychać nim. I poczuć jego zapach, smak i lekkość.

Jeszcze wiele wokół ponurych twarzy: jakby myśli

cięższe były od powietrza. I nigdzie żadnego uśmiechu.

A przecież wystarczy dostrzec wiosnę, jej światło.

 

I jak nagle coraz więcej blasku się staje. I ciągle

z każdą chwilą – przybywa, ogromnieje… stąd

i tak naprawdę nie wiadomo dokąd. Bo żadnym

zmysłem, nawet wyobraźnią, już nie do ogarnienia.

 

(2003)