LUBIĘ TO MIASTO

Lubię to miasto. Moje – w nim – ulice,

ścieżki i drogi. Bo najczęściej chodzę

po znanych mi ścieżkach i drogach.

Odnajdą je ci, którzy te wiersze czytają.

Czasami – jak to jest w moim zwyczaju –

przysiadam pijąc herbatę albo zimny napój.

 

Tak jest przeważnie letnią porą lub

pod jesień. Moje miasto. Lubię je.

Dość często nie mogę wprawdzie znieść

tłoku, hałasu i najazdu turystów,

którzy bezustannie chodzą w tę i we w tę

po Długiej, Długim Targu. Tam i z powrotem.

 

Czekam aż minie sezon i te wszystkie

okolicznościowe imprezy „artystów”.

A także i te targi wypełnione po brzegi

artykułami i przedmiotami „made in China”.

I te wszystkie – nie wiedzieć, po co, i dla

kogo – imprezy, po których jest tylko zamęt.

 

W moim mieście najbardziej lubię

powszednie dni. I nawet tę coraz bardziej

śpieszącą się krzątaninę. Moje miasto.

Lubię je. Przed sezonem, ale i w listopadzie,

gdy wszystko zacicha, szykuje się Adwent,

a nad ulicą Długą wyraźniej gwiazdy zabłyszczą.

 

Niekiedy patrzę na moje miasto

z pobliskich punktów widokowych albo

z oddali. Jakaż jest w nim wtedy cisza i spokój.

Moje miasto gotykiem, który tak bardzo

lubię, trwa jakby w transcendencji. Potrafi

pokonać śmierć, przemijalność i skończoność.

 

Moje miasto. Lubię je. Nieskończone są

w nim ścieżki i drogi. Albowiem obok mnie

wciąż dzieją się jakieś nieistotne sprawy.

Podczas gdy to, co najważniejsze jest nade mną.

Niekiedy… także we mnie. Kiedy próbuję

– o moim mieście – tych kilka słów zapisać.

 

2015 r.