GRABOWSKI

Moje nazwisko – Grabowski. Kamieniem rzucisz

– to, oczywiście, przenośnia – a Grabowskiego

usłyszysz. Zapytasz – Grabowski?! gdzie nawet

niewielki tłum, od razu Grabowski się odezwie.

 

Bynajmniej nie od „grabi” – tego ogrodniczego

narzędzia – moje nazwisko, choć nie mam nic

przeciwko „grabiom”. Albowiem moje nazwisko

od „grabu”, jak Bukowskiego od „buka”, a od

 

„dębu” Dębowskiego się bierze. (Zresztą grabie

też najlepiej – jak objaśniał mój dziadek Kajetan –

jak są zrobione – przynajmniej… zęby – z grabu).

A czy ktoś w lesie lub parku odróżni dąb od grabu?

 

A co do dziadka Kajetana, to gdy – wiek temu –

byłem mały, robił mi z drewna różne „zabawki,

saneczki i wózki”. Często ze strugiem w dłoni.

I jak anioł w wiórach-piórach od stóp do głów.

 

Na tych wózkach ścigaliśmy się z „górki”, a gdy

nadeszła jesień, jeździliśmy po jaworowe liście.

Po co ścięto te piękne, wysokie drzewa? Teraz

zamiast drzew, liści i ptaków hula pustka i wiatr.

 

Od czasu do czasu odwiedzam mój grab w Parku

Oliwskim. Stoi samotnie w cieniu, pod innymi

drzewami. Ach, pomijam tu „szpalery grabowe”,

czy też lasy grądowe, kiedy to grab… „przeważa”.

 

W żółtym kolorze liści grabu chciałbym się skryć,

dotknąć jego srebrzystoszarej kory i z nim zostać.

Lub – a czemu nie? – stać się nim. Bo grab żyje i

trzysta lat. A ja? Ile jest mi pisane? A któż to wie?

 

A potem ktoś by mnie… ściął. Jeśli mu wystarczy

odwagi, by takie drzewo ścinać. I zrobił – a grab to

najtwardsze drzewo – piasty do wózka lub zęby do

grabi. Tak jak to kiedyś mój dziadek Kajetan robił.

 

Albo rozpaliłby grabiną w piecu. A, czy ktoś wie

jak pachnie dym z grabu? Ktoś wtedy być może

powie „ależ to powietrze pachnie”. Zanim zapach

z grabowego dymu nie rozwieje się… ostatecznie.

 

(2011)

 

Postscriptum.

Chciałbym aby był to… „wizualny poemat”. A tymczasem wyszedł mi chyba „metafizyczny” żart.