Od kilku dni pierwszorzędną wiadomością, o której trąbią niemal wszystkie stacje telewizyjne jest pożar w Czeskiej Szwajcarii. Rzadziej podawane jest, że chodzi tu o Park Narodowy Czeska Szwajcaria (czes. Národní park České Švýcarsko).
Zapewne wskutek suszy coś tam się zapaliło, ale po co zaraz trąbić o tym w kółko i bez przerwy? Dlaczego decydenci tych stacji telewizyjnych, i w ogóle środków masowego przekazu, traktują widzów, czy odbiorów jak skończonych durni, wmawiając i pokazując im, że jakiś pożar, wypadki, utonięcia, zabójstwa itd., słowem wszystkie nieszczęścia traktowane są jako… pierwszorzędne wiadomości?
Przecież na świecie dzieje się wprost nieograniczona liczna naprawdę ciekawych zdarzeń, o których warto przynajmniej wspomnieć. Nic jednak podobnego: otworzysz telewizor, to masz tylko pospołu z potwornie głupimi reklamami, „wiadomości”, czyli właśnie pożary, wypadki, zabójstwa, utonięcia itd.
Czemu ma służyć takie bezustanne ogłupianie widza? Gdyby chociaż wspomniano gdzie ta Czeska Szwajcaria się znajduje, jakie tam rosną drzewa i rośliny, dlaczego w ogóle nazywa się Czeska Szwajcaria itd. Nic podobnego. Bo najważniejszy jest pożar, pożar, pożar i tylko pożar. I w kółko pokazywane te same obrazy: że gdzieś coś się pali, że helikopter czerpie wodę, że jadą wozy strażackie itd.
Zainteresowałem się tą Czeską Szwajcarią, zajrzałem do Wikipedii i oto co m.in. wyczytałem, że:
„Park Narodowy Czeska Szwajcaria położony jest w północnych Czechach w powiecie Děčín na Wyżynie Dieczyńskiej (Góry Połabskie). Rozciąga się między miejscowościami Hřensko na zachodzie a Chřibská na wschodzie, na południu graniczy z obszarem chronionego krajobrazu Łabskie Piaskowce, a od północy graniczy z Saską Szwajcarią znajdującą się w Niemczech.
Nazwa parku Szwajcaria pochodzi od nazwy niemieckiej (saksońskiej) części Łabskich Piaskowców, którą nadali w XVIII wieku szwajcarscy malarze epoki romantyzmu, portrecista i pejzażysta Anton Graff oraz grafik i miedziorytnik Adrian Zingg, którzy od 1776 r. pracowali przy rekonstrukcji Galerii Drezdeńskiej oraz byli wykładowcami na Akademii w Dreźnie.
Niepowtarzalne piękno i romantyzm okolicy nad Łabą tak urzekły Szwajcarów, że mianowali ten region swoją Szwajcarią na obczyźnie. Pierwsze wzmianki o Szwajcarii w Saksonii pojawiły w 1785 r., dziś mówi się o Szwajcarii Saksońskiej i Czeskiej”.
Wystarczyłoby chociażby taki komunikat przeczytać jako komentarz do polewanymi sikawkami drzew (takie obrazy mogłyby się dziać wszędzie), a już widz byłby przynajmniej zorientowany, gdzie jest ta Czeska Szwajcaria.
A swoją drogą, to namnożyło tych Szwajcarii. Niedaleko Gdańska jest bowiem… Szwajcaria Kaszubska. Doprawdy, trudno dociec co Kaszuby mają wspólnego ze Szwajcarią.
(Nawiasem to zawsze mnie także śmieszyły takie określenia jak np. polska Edith Piaf, czy polska Liza Minnelli, albo że np. zespól Czerwone Gitary, to polscy Beatlesi. Ciekawym, czy ktoś w Anglii wpadł na pomysł, by nazwać Beatlesów angielskimi Czerwonymi Gitarami?).
Wracając jednak do Czeskiej Szwajcarii, to zainteresowała mnie twórczość dwóch wyżej wymienionych malarzy epoki romantyzmu, tj. portrecisty i pejzażysty Antona Graffa oraz grafika i miedziorytnika Adriana Zingga.
Słyszałem takie powiedzenie, że jeśli malarz nie potrafi namalować portretu, to znaczy, że nic nie potrafi. Być może to prawda, bo portrety Graffa są naprawdę doskonałe.
Natomiast miedzioryty Zingga są przepiękne. Zawsze mnie cieszy, gdy odkrywam, nowych dla mnie, dotąd mi nieznanych malarzy.
Bo i w sztuce malarskiej jest bardzo duża ilość bazgraczy (jest to określenie prof. Artura Hutnikiewicza).
A tak (drugim) nawiasem obawiam się zajść na reklamowaną w Zbrojowni wystawę najlepszych prac dyplomowych studentów miejscowej uczelni malarskiej. Co roku było to bowiem olbrzymie dla mnie rozczarowanie, że coś takiego w ogóle można nazwać sztuką.
Dlatego tak bardzo mnie cieszą odkrywane co jakiś czas w Internecie prawdziwe perełki w postaci twórczości np. Graffa i Zingga.
W ten to sposób doszliśmy od pożaru w Czeskiej Szwajcarii do twórczości romantycznych malarzy z ową Czeską Szwajcarią związanych.
A przecież w tej Czeskiej Szwajcarii nie będzie wiecznie się palić. Zamiast więc bezustannej gadaniny, nikomu niepotrzebnych debat np. o węglu (raz kazano likwidować piecyki, teraz wypadałoby je przywracać), zamiast ględzenia i przelewania z pustego w próżne, telewizja mogłaby pokazać przynajmniej niektóre uroki i powaby owej Czeskiej Szwajcarii.
Jest przecież aż tak wiele pięknych miejsc na świecie. Zamiast je pokazać, dotrzeć do nich z kamerą i zachęcić do ich odwiedzenia, to o ich istnieniu dowiadujemy się dopiero wtedy, gdy przydarzy się tam: powódź, trzęsienie ziemi, gradobicie albo właśnie pożar.
28-29 lipca 2022 r.
PS
Do tego zapisku dołączam miedzioryt pt. Widok na Karlowe Wary Adriana Zingga