Gdański poeta, Jan P. Grabowski będzie obchodził 25–lecie pracy twórczej. Poznałam go przed ośmiu laty na zebraniu redakcji pewnego czasopisma. Podczas przypadkowej rozmowy podarował mi tom swoich wierszy religijnych i metafizycznych, pt. Szkarłat i błękit. Prawdą jest, że w domu czytałam go do bardzo późnej nocy, a potem jeszcze wiele razy przy jego lekturze przejeżdżałam przystanki, nie zauważałam, że tramwaj dojechał do końca swojej trasy.
Nie do końca wiem, czym jest świat.
To – nade wszystko – zmysły
uświadamiają mi jego istnienie
teraz: między przeszłością, a przyszłością.
(…)
Nie do końca wiem, czym jest to wzgórze i
co jeszcze ponad nim? Czy tylko łuna świateł?
Czy nagły Blask? Czy – może tylko chłód
oczekiwania i z wolna dopalające się życie?
(Nie do końca wiem)
Za chwilę jednak przytomniejemy wobec oczywistości stwierdzenia
Nikt ci żadną kradzieżą
nie odbierze tego,
co doznasz: co zobaczysz, co
weźmiesz w dłonie… Świat nie
umiera, kiedy ty umierasz. Świat
nie zanika, gdy zamykasz oczy albo
kiedy tracisz wzrok. Świat wciąż istnieje
i – w zupełności –
może obejść się ciebie, ale nie
ty bez świata.
(Nikt ci żadną kradzieżą)
Znamienne jest też zakończenie tego wiersza:
I czymże byłbyś gdyby nie twój syn i
tych kilkoro jeszcze innych ludzi?
Co razem z tobą – poprzez codzienną,
cudowną udrękę życia – wybrało się w tę podróż
– bez powrotu, przed siebie – drogą pod gwiazdami.
Nie podlegającą wątpieniu jest siła sprawcza – Bóg obecny i przytomny wszystkim zdarzeniom. Bóg, który jest spokojem i mądrością, z którym nie trzeba się spierać, Bóg, który jest.
Przestąp tylko tę granicę o
niewidzialny, a przecież widoczny
we wszelkim, ziemskim tu istnieniu.
Ja nie potrzebuję dowodu na Twoją
tutaj dotykaną obecność.
(…)
Ja zanim na zawsze milczeniem
zostanę tutaj jeszcze być może zdążę
zapisać kilka słów o Tobie i
o wszelkim stworzeniu świata tego.
(…)
Przecież wiem – to jedno wiem na pewno –
że wierząc nie będę tutaj nigdy sam i
tylko gdzieś na skraju drogi…
(Modlitwa)
Bóg, Jego obecność i boska relacja między Stwórcą, stworzeniem, istnieniem, zjawiskami, odczytywana jest we wszystkich dziełach pańskich, jak w pieśni trzech młodzieńców z Księgi Daniela. Tam człowiek zwraca się do całej przyrody, by błogosławiła Pana. W tej poezji człowiek czuje się wywyższony światami i przedpołudniami i… samym widokiem kwitnącego rzepaku. Przywoływane obrazy przyrody jawią się jako fenomeny żywotności, urzekającego ogniska, niepojętego piękna, w którym człowiek, jako obdarowany zmysłami i możliwością doznań może przyjąć udział.
Wystarczy schylić się w trawie
a zatopi nas woń ziemi oddychającej
wszystkimi kształtami i barwami kwiatów.
Wszystkimi zwierzętami, które wydają niesłyszalne dźwięki.
I wszystkimi podziemnymi wodami
jak ledwo wyczuwalne tętno
oplatające ten zanikający kraj mojej tęsknoty.
(W twoich źrenicach widzę tęsknotę i wiarę)
Lub, zamknąwszy wprost oczy, pogrążyć się w zmysłowej gęstości cieni.
Iść. Iść pośród Słońca,
co bez blasku, jedynie ciepłem
drogę wytycza. I jeśli nagle
jest chłodniej, to może znaczyć,
że drzewo – przed i ponad tobą –
rozwija wibrację cieni. Drzewo
ta radość wiosennego świata.
(Zmysłowa gęstość cieni)
Podróż pociągiem jest lotem „na wskroś spurpurowiałych liści”, „a najbliższe drzewa to jeden wielki świergot i – wydaje się – jakby więcej na nich było ptaków, aniżeli gałęzi?”. Są też drzewa świadkami przeszłości:
Jak – zatem – czujesz się tu,
wśród tych drzew,
gdy wokół tyle szumiącej przeszłości?
Te świerki sadziły
ręce już od przeszło stu lat
wyprzejrzyściałe
jak pamięć o Tamtych czasach…
(Zielona planeta)
Cud życia, które „jak szelest jedwabiu” jest umykające, cud istnienia drzew, traw, fakt światła i cieni, piękna i mądrości istnień zaklętych w turmalinach, agatach i chryzoprazach, skale barw, dźwięków i ciszy jest tworzywem tej poezji.
Gdybym miała sądzić o Janie P. Grabowskim po jego wierszach, powiedziałabym, że wiedzie interesujące życie arystokraty zajmującego się notowaniem wrażeń i myśli. Że czas upływa mu na spacerach, przeżywa epizody nad jeziorami, spieszy właśnie nad Brodno Wielkie na spotkanie z Panną Jeziorną. Wraz z przyjacielem śledzi kompozycje gwiazdozbiorów, z dala od miasta, by jego poświata nie zakłócała kontrastu z ciemnością, rankiem zatrzymuje się pod przelatującymi właśnie Lirydami: „Może – aby zaczekać na meteory – nawet wcale nie kładłbym się spać?”.
A potem siada na półpiętrze, w zamyśleniu i pisze wiersze zatrzymując się na pięknych pytaniach:
Cóż, zatem – na co dzień – pozostaje? Czy tylko… świt?
Ach świt – rozpromieniony październikiem.
A więc przed nami jeszcze jeden dzień.
A zatem aż tyle godzin tu jeszcze można być,
oddychać, podziwiać – przemijający – obraz świata?
(Za kilka dni)
Teresa Pałejko, Kim jestem? – Może jednak, czymś więcej, niż jesienniejącym liściem?. Artykuł okolicznościowy wydrukowany w Gdańskim Dwutygodniku Katolickim „Gwiazda Morza”. Sopot, nr 11 z 26 maja i 2 czerwca 2002 r.