Motto:
„Wiersze, z których myśl i uczucie
ulotniły się bezpowrotnie
i zastąpione zostały
niezrozumiałym bełkotem”.[*]
Prof. dr hab. Artur Hutnikiewicz
Zaiste, „wchodzę” – jak już wspomniałem w jednym z zapisków – do Internetu, w tym także do Facebooka, nade wszystko po to, by dowiadywać się o nowościach książkowych i filmowych.
Co do filmu, to wszystkie reklamowane są wyłącznie jako „hity”, „powalające na kolana” albo „komedie romantyczne, w których chemię czuć na kilometr” oraz dzieła, o których „mówi cały świat”. Słowem jest to horrendalna, nie tylko globalna, a wręcz międzygalaktyczna przesada.
Natomiast nowości pisarskie, to w przeważającej większości współczesne powieści, na które nikt lubiący dobrą literaturę z reguły nie zwraca uwagi. A jak uwagę zwróci, książkę wypożyczy, albo nie daj Boże kupi, to bardzo mocno się rozczaruje. I potem nie wiadomo co z takim „bestsellerem” zrobić (bo są to wyłącznie bestsellery). Wyrzucić szkoda, bo kosztował w granicach siedemdziesięciu złotych, a wpychać komuś jako prezent nie wypada. Wala się zatem taki „bestseller” po półkach, aż w końcu ląduje w koszu.
Bywają jednak wydawnicze „perełki”. (Teraz obok „magii świąt”, „malowniczości”, „kultowości” modnie jest nazywać niemal wszystko… „perełką”).
Właśnie ukazała się wznowiona książka pióra Joanny Kuciel-Frydryszak pt. Słonimski – heretyk na ambonie. Kto to jest Antoni Słonimski każdy wie, a raczej powinien wiedzieć. Napisałem zatem na Facebooku, pod informacją o tej książce, że „Słonimski, Skamandryci… to arcydzieła polskiej poezji. Dzisiaj pisze się wiersze bez poezji”.
Przyznaję, że napisałem te dwa zdania trochę prowokująco. I tu zdarzyła się niespodzianka, bo zabrał głos… sam Jacek Dehnel, słynący z tego, że m.in. umie wiązać muszkę (chapeau bas, bo wielu elegantów nie potrafi nawet zawiązać krawata i robią „duże oczy”, gdy dowiadują się, że istnieje np. i węzeł włoski).
Otóż Jacek Dehnel pisze: „tylko ktoś, kto nie zna dzisiejszej poezji, może głosić takie sądy”.
No cóż, m.in. czytaniem poezji zajmuję się od niepamiętnych czasów. Jacek Dehnel może o tym nie wiedzieć. No bo niby skąd? Gdyby jednak rzeczywiście znał się na dzisiejszej poezji, to jednak o moich „zapiskach i wspomnieniach”, gdzie często o poezji piszę, powinien, czy raczej mógłby, wiedzieć.
Odpisałem mu zatem, co następuje: „Po pierwsze ja nie jestem bezosobowy »ktoś«, lecz mam imię i nazwisko. Po drugie interesuję się – jako czytelnik z długim, i jeszcze dłuższym, stażem – poezją. Po trzecie: proszę podać mi tytuł wiersza współczesnego poety/poetki zawierający Poezję. (Oprócz Marzanny Bogumiły Kielar, która jest klasą sama dla siebie).
Jacek Dehnel pisze: „przecież »ktoś, kto« nie oznacza, że Pan nie ma nazwiska, tylko sąd ogólny o takich wypowiedziach. Jak »osoba, która« – nieważne, czy Pan, czy ktoś inny. Jederman. Kielar, oczywiście, ale w dykcji bardziej tradycyjnej jest jeszcze Tomasz Różycki, Anna Piwkowska, Krystyna Dąbrowska, Łukasz Jarosz, Marcin Orliński, Urszula Zajączkowska i wiele innych wspaniałych poetek i poetów”.
Na co ja: „Znam, oczywiście, te nazwiska (albo »obiły mi się o uszy«). Prosiłbym jednak o podanie tytułu przynajmniej jednego wiersza, w którym jest… Poezja”.
A Jacek Dehnel: „wie Pan, ja z zawodu jestem polonistą i wiem, że takie górnolotne wytrychy »wiersze, w których jest poezja« nic nie znaczą, bo nie ma ustalonych wyróżników. Chyba, że – rzecz jasna – poda Pan takie wyróżniki, a ja wtedy Panu Podam tytuły. Nawiasem mówiąc, ta lista to pięcioro laureatów Kościelskich, troje laureatów Szymborskiej, nie licząc już nominacji. Jeśli te nazwiska tylko obiły się Panu o uszy, to znaczy, że nie zna Pan polskiej poezji współczesnej. Nie jest to żaden dyshonor, ale nie ma co się wypowiadać o dziedzinach, o których mało co się wie”.
„Ejże” – albo „łomatko” lub po modnemu „wow”, czy raczej „łoj” – chciałoby się zakrzyknąć, co to za polonista „z zawodu”, który nie wie, że są – jak on to nazywa… „wyróżniki” poezji? A tropy poetyckie, tj. metafora, metonimia, synekdocha, ironia itd., to pies? A poza tym cóż to za poezja bez „myśli i uczuć”.
A co do tego „nawiasu” to wiadomo, w jaki sposób są przyznawane nagrody. Z reguły jest to tzw. widzimisię trzech, niekiedy pięciu osób. Nagrody oczywiście nagrodzonego cieszą, ale liczy się tekst a nie nagroda. (A tak – moim nawiasem – to co z tego, że ten i ów pisarz otrzymał Nagrodę Nobla, jeśli czytelnicy nie chcą owego noblisty czytać m.in. z przyczyny miałkości jego tekstów).
A poza tym gdyby Pan Jacek Dehnel przynajmniej zerknął w Internecie na informację, że także jestem polonistą i, że zajmuję się poezją właściwie „od zawsze”, to być może spuściłby z tonu i nie byłby aż tak impertynencki.
Wracając jednak do wymiany zdań odpisałem Panu Dehnelowi, że: „Stosuje Pan klasyczny »wymyk«, bo zamiast podać tytuł wiersza: podkreśla Pan, że jest polonistą, potem żąda jakichś »wyróżników«, a wreszcie twierdzi – tylko nie wiadomo po co – że… nie znam polskiej poezji. Jeśli nie potrafi Pan podać tytułu wiersza, to po co ta… »ściema«? Nie ma Pan także merytorycznych argumentów by jakoś »sprytnie« wybrnąć z odpowiedzi. Oj, niedobrze. Niedobrze”.
Przygadałem zatem Panu Dehnelowi i „wziąłem go na ambit”, bo szybciutko mi odpisał:
„Ale ja mogę Panu spokojnie podać tytuły. »Żaglowce Jej Królewskiej Mości« Różyckiego, ***[To tylko atomy…« Orlińskiego, »Imiona« Dąbrowskiej, »Ciało wyłowione z blasku« Jarosza, »Ostatnie lato« Piwkowskiej. Voila. I co, teraz Pan przyjdzie i orzeknie »na czuja« czy tam jest »jest poezja«”, czy »nie ma poezji«”.
Odpowiedziałem, więc Panu Dehnelowi, że: „Nie na »czuja« – proszę Pana – lecz: 1. Jestem czytelnikiem m.in. Poezji z długim i jeszcze dłuższym stażem. A zatem »czytało się« m.in. i Kawafisa, i Leopardiego, i Frosta itd. A po 2. Jeśli uważam, że i Skamandryci pisali arcydzieła, to mam do czego porównać współczesną produkcję poetycką. Za te pięć tytułów pięknie dziękuję. Poczytam. Z twórczością Piwkowskiej akurat jestem na bieżąco. Jeśli w podanych przez Pana wierszach znajdę Poezję, to – powiedzmy – że tu lub gdzie indziej się odezwę. Dzięki raz jeszcze”.
Dziwne, że do tego „Voila” Pan Dehnel nie dodał np. Jana Polkowskiego, tak przecież obsypywanego wszelkimi możliwymi, także poetyckimi, nagrodami.
Wymiana tych zdań na temat współczesnej poezji polskiej (a raczej jej fragmentu) „miała miejsce” na portalu „Chochlika kulturalnego”, umieszczonego na Facebooku, 17 listopada br.
W Internecie teraz można znaleźć wszystko. Znalazłem więc i te pięć wybranych przez Pana Dehnela wierszy. (Mam wszystkie książki poetyckie Anny Piwkowskiej). Po Skamandrytach, w tym wyżej wspomnianego Słonimskiego oraz po lekturze (nieustającej i pełnej zachwytów) Poezji m.in. Emily Dickinson, Roberta Frosta, Thomasa Hardy’ego oraz np. naszego Stanisława Grochowiaka, biorę się tedy – „zanim coś przeczytawszy skrobnę” – za te pięć tekstów wybranych przez Dehnela.
A tymczasem, kiedy piszę te słowa trwa w najlepsze listopad, jest przedpołudnie 18 listopada br., za oknem rozhulała się śnieżna zadymka od Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego i aż po Zatokę Pucką. Słowem pogoda nienastrajająca do spacerów (a jakoś ochoty by iść na pływalnie dzisiaj i zrobić te „standardowe czterdzieści długości” nie ma), więc „odzywam się” Panu Dehnelowi, przedtem przeczytawszy wybrane przez niego teksty.
Bo chyba są to jednak teksty, a nie wiersze. Przypatrzmy się pierwszemu z brzega.
„Grałem sam przeciwko komputerowi, byłem / władcą biednego kraju w Europie Środkowej, / który stał się mocarstwem dzięki mojej zdrowej polityce, handlowi, także dzięki sile // armii i gospodarki. Jeżeli toczyłem / jakieś wojny, to po to, by ustrzec się wrogiej / agresji, lub przeciwko słabym, były bowiem / kraje, które zupełnie sobie nie radziły. // Stawiałem na administrację, dobre sądy, / egzekwowanie prawa, flotę i kolonie, / cieszyłem się szacunkiem w świecie dyplomacji / i wśród własnych poddanych. Nigdy bez powodu // nie skazałem nikogo prócz publicznych wrogów: / dezerterów, poetów, spekulantów, zdrajców”.
Nie jestem ani teoretykiem, ani historykiem literatury, a ten zapisek nie jest nawet próbą jakiejkolwiek analizy wiersza, „rozbioru” wiersza, czy też jego interpretacji. Ot, lubię Poezje i ją czytam. Co zatem „bez napinki” można z tekstu – bo nie jest to ani wiersz, ani tym bardziej poezja – wyczytać, o czym się dowiedzieć? Ano – moim zdaniem – nic tu nie ma i jest to dokładnie tekst o… niczym.
Wprawdzie – paradoksalnie – wiersze przeważnie są o niczym, ale chodzi o to JAK(!) to „nic” jest pokazane, napisane. Mistrzem nad mistrzami w tej sztuce jest Bolesław Leśmian, a także Leopold Staff oraz… Skamandryci.
A w powyższym tekście, o tym, że „grałem sam przeciwko komputerowej” nie ma ani myśli, ani uczuć. Nie ma także tropów poetyckich. Nie nawet cienia „wyróżnika”, że jest to poezja. A dlaczego Jacek Dehnel uważa, że jest to jeden z najwybitniejszych wierszy współczesnych? Odpowiedź jest bardzo prosta: bo tak uważa.
Dla mnie jednak Poezja to właśnie Antoni Słonimski. Chciałbym tu przytoczyć dwa jego wiersze, pochodzące z tomu Poezje zebrane, które zostały wydane w 1970 r. przez Państwowy Instytut Wydawniczy.
ŻAL
Gdy cię spotkałem raz pierwszy,
Mokre pachniały kasztany.
Zbyt długo mi w oczy patrzałaś ––
Ogromnie byłem zmieszany.
Pod mokre płaty gałęzi
Szedłem za tobą w krok.
Serce me trzymał w uwięzi
Twój fiołkowy wzrok.
Dawno zużyte słowa
Wróciły do mnie znów
I zrozumiałem od nowa
Znaczenie prostych słów.
I tak się jakoś stało,
Że bez tak pachniał –– jak bez,
I słowo „pachnieć” pachniało,
I łzy były pełne łez.
Tęsknota, słowo zużyte,
Otwarło mi swoją dal…
Jak różne są rzeczy ukryte
W króciutkim wyrazie: żal.
FLAMENGO
Kiedy się pierwsze światło elektryczne złączy
Z bladą zielenią nieba w brylantowe linie,
Z balkonu patrzę na dół, gdzie chwieją się pinie
Wśród morza palm i wiatrem kołysanych pnączy.
Zapach gorzkich goździków, won męskiej perfumy,
Szary popiół cygara i wiatr, który chłodzi
I przynosi znad morza głos pełen zadumy,
Cichy turkot, pukanie motorowej łodzi.
Czego pragnę? Dlaczego mi niebo przysłania
Obłok smutku, co zawsze ponade mną płynie?
Dlaczego nie potrafię znaleźć porównania,
Nie umiem nazwać szczęścia, dopóki nie mnie?
Profesor Artur Hutnikiewicza podczas jednego z wykładów powiedział, że „wiersze trzeba umieć pisać tak, aby je zrozumiał zarówno zwykły robotnik, jak i uniwersytecki profesor”.
Wiersze Skamandrytów, Słonimskiego mają już po sto(!) lat. Były, są i będą czytane dlatego, że jest w nich… Poezja.
18-19 listopada 2024 r.
[*] „Powieści, z których wieje rozpaczliwa bezdenna nuda. Teatr, który eksponuje zapamiętale beznadziejną brzydotę i głupotę ludzkiego świata. Rozmyte zostały zupełnie wszelkie kryteria oceny, co jest sztuką, a co na pewno nią nie jest, otwierając szerokie pole do nadużyć. W dziedzinę twórczości artystycznej wtargnęły tłumy bazgraczy i grafomanów, usiłując stosować swoisty terror wobec niepewnej swoich założeń krytyki i wobec zdezorientowanej publiczności. Tę pustkę i jałowość przesłania się często „hermetycznym” językiem, budując z zapałem między dziełem a jego potencjalnymi odbiorcami przegrody nie do pokonania, a ewentualny trud przedzierania się przez ów bełkot okazuje się nazbyt często nieopłacalny, bo albo ukrywa jakieś treści beznadziejnie banalne, albo język ów opiera się w ogóle jakimkolwiek próbom pojęciowej artykulacji.” – prof. dr hab. Artur Hutnikiewicz (Świat na zakręcie historii… Z profesorem Arturem Hutnikiewiczem współtwórcą toruńskiej polonistyki rozmawia Mirosław Strzyżewski. „Przegląd Artystyczno–Literacki”, marzec 1995 r. nr 3, Toruń, s. 13-15).